Space Tail – recenzja. Pieskie życie w kosmosie

Czasami trafiam na zapowiedź gry, która kupuje mnie już pierwszą grafiką. W przypadku Space Tail była to grafika z główną bohaterką gry, psinką Beą. Zobaczyłem jej śliczną mordkę i zakochałem się od razu, a że jeszcze do tego miała ona swoje przygody przeżywać w kosmosie… Sami rozumiecie. I choć nie jestem fanem platformówek, gdy tylko otrzymałem możliwość zagrania w ten tytuł, nie wahałem się ani sekundy. Serce nie sługa, prawda?

Space Tail: Z Beą w gwiazdy

Historia gry jest niesamowicie prosta, ale to tak naprawdę tylko i wyłącznie pretekst, aby pokazać nam kolejne etapy i łamigłówki. Bea jest psinką, która ma na naszej planecie swojego przyjaciela chłopca i ukochanego misia. Następnie bierze ona udział w szkoleniach, aby zostać psią astronautką (psiastronautką). W wyniku okoliczności ląduje w nieznanym miejscu w kosmosie i pragnie tylko jednego: wrócić do domu.

Kadr z gry Space Tail. Suczka w kombinezonie kosmicznym stoi na nieznanej planecie. Nad nia wielki napis "ZNOWU SAMA".
Tak, cóż, nazwa tego poziomu nieźle podsumowuje losy naszej psinki.

Na każdej planecie, na której ląduje Bea, czekają ją liczne wyzwania. Skakanie po platformach i rozwiązywanie łamigłówek logicznych to tylko część tego, co ją czeka. Będzie musiała także manipulować różnymi kosmitami, aby jej pomogli. Czasami będzie to oznaczało zaprzyjaźnienie się z nimi, a czasami ich rozjuszenie. Do tego w niektórych etapach trzeba będzie się chować i unikać konfrontacji, gdzie indziej trochę powalczyć…

Bea to mimo wszystko tylko jedna psinka, choć urocza. Do swojej dyspozycji ma ten sam arsenał, co inne pieski: siad, turlaj się i kilka innych sztuczek. Na szczęście czasami otrzymuje pomoc w postaci robota 808BY’ego, który pomaga jej z hakowaniem i daje jej pole maskujące, lub ognika Rose, która pomaga pozbyć się niektórych przeszkód i z jakiegoś powodu pozwala jej wykonywać podwójny skok.

Najlepszy przyjaciel człowieka… i nie tylko

Space Tail. Zielona planeta pełna świecących roślin i dziwnych, elektronicznych linii.
Nie można narzekać na różnorodność światów, na które trafia Bea.

Tutaj pojawia się moje pierwsze zastrzeżenie co do mechanik gry. W interakcje z obcymi Bea wchodzi zawsze w ten sam sposób: musi stanąć w ich polu widzenia i wybrać jedną z sześciu sztuczek. U każdej z ras działa to tak samo, czyli np. warczenie zawsze przesuwa suwak w prawo. Tylko u jednego kosmity po prawej będzie agresywna opcja, u drugiego smutna, i tak dalej. W rezultacie za każdym razem przypominało to loterię. Nie umiałem zapamiętać kierunku, w którym u danej rasy konkretna sztuczka przesuwa suwak. Na szczęście nawet, jak się pomylimy i wzbudzimy nie tę reakcję, wystarczy zniknąć im z oczu na jakiś czas, by móc spróbować ponownie.

Bardzo pomysłowym, ale ostatecznie za mało wykorzystywanym rozwiązaniem jest używanie wyczulonych zmysłów naszej psinki. Możemy nasłuchiwać, czy w okolicy nie ma zagrożeń. Bea potrafi wywąchać ciekawe rzeczy i kierunek, w którym powinniśmy się udać. No i może też za pomocą wzroku ustalić, w którą stronę akurat patrzą przeciwnicy, czy też kamery bezpieczeństwa. Ostatecznie poza sporadycznymi przypadkami, które są potrzebne przy konkretnej łamigłówce, słuch jest prawie bezużyteczny, a węch w dużej liczbie etapów i tak nie pokazuje, dokąd trzeba iść.

Zejść na psy? Przecież psy są fajne!

Wielka, robotyczna postać spogląda z góry na małą psinkę. Pod nimi napis "Wspomnienia Bei budzą współczucie konstruktora i tworzą z nim nić porozumienia. Ujawnia on swoje imię - Flegiasz - i oferuje podróż w kierunku domu: tak daleko, jak pozwoli mu na to Eris."
Prawdziwa supermoc Bei? Potrafi sobie zjednać nawet ogromne monstra.

Za to pochwalić należy twórców Space Tail za różnorodność łamigłówek. Tutaj naprawdę wykazali się pomysłowością. W niektórych etapach należy wykorzystywać tunele wietrzne, aby Bea mogła się gdzieś dostać. Czasami trafimy na pola, które ją postarzają lub odmładzają, a to z kolei wpływa na jej umiejętności. Tu trzeba sprowokować kosmitę do ataku, żeby ukraść mu włócznię i użyć jej ostrego końca, tam trzeba skakać po platformach, przez które czasami przepływa prąd, a jeszcze gdzieś indziej chować się przed robotami, które chcą nas zaatakować, czy też unikać śmiercionośnego lasera. Co więcej, większość z nich stanowi niezłe wyzwanie, ale rozwiązanie problemu daje za to dużo satysfakcji.

Dużym plusem jest też dbałość o to, abyśmy przez własną nieuwagę nie pozbawili się możliwości ukończenia etapu. Jeżeli coś trzeba przenieść lub przesunąć, nawet gdy wydawałoby się, że popełniliśmy błąd i trzeba będzie wczytać save’a, można jakoś potrzebny przedmiot odzyskać i bez tego! W ostateczności punkty kontrolne są rozstawione na tyle często, że nawet i cofnięcie się kawałek nie jest zbyt bolesne.

Space Tail… a może Space Fail?

Niestety, gra jest daleka od bezbłędnej. Nie raz i nie dwa zdarzyło się, że Bea wpadła mi gdzieś pod jakąś teksturę i nijak nie szło się stamtąd wydostać. W najbardziej irytującym przypadku cofnęło mnie to przed jedną z najbardziej czasochłonnych łamigłówek. Innym problemem jest to, że gdy podniesiemy znajdźki, które zwiększają zdrowie i tarcze psinki, ale zginiemy, musimy je podnieść raz jeszcze. Przez to nawet wiedząc, jak trafić do wyjścia, musimy nadkładać niepotrzebnie drogi.

Dodatkowo mam odrobinę zastrzeżeń do lektora, który czyta w polskiej wersji gry. Choć głos ma fenomenalny, czyta dość sztucznie. Ponadto często brakuje mu oddechu w połowie zdania i robi pauzy dwa słowa przed końcem. Podobnych zażaleń nie mam za to do angielskiego lektora, tutaj wszystko jest jak najbardziej cacy.

Z drobnostek, które irytowały, choć mocno nie dokuczały, był odgłos chodzenia psinki. Nachodzi się ona w trakcie gry, oj nachodzi. Niestety, w grze istnieje zwykle tylko jeden rodzaj odgłosów na każdy rodzaj podłoża. W etapach, gdzie Bea chodzi po metalu, szybko zaczynało mnie to męczyć. I o ile słuchanie, jak Bea skomle z bólu przez moją nieuwagę z początku przysparzało mnie o nie lada wyrzuty sumienia, tak ze względu na tylko jedno kilkusekundowe nagranie po którejś setce wypadków już mnie tylko irytowało. Kolejną bolączkę sprawiała szata graficzna i stylistyka 2.5D, która ogólnie jest urzekająco śliczna. Czasami nie było wiadomo, czy coś jest przeszkodą, czy też elementem tła. Bardzo często więc zdarzało się, że Bea ginęła w bardzo głupi sposób.

Każda podróż prowadzi do domu

W grze Space Tail: Every Journey Leads Home (tak brzmi pełny tytuł produkcji) spędziłem niecałe dziesięć godzin. Jestem przekonany, że osoby nieco zdolniejsze manualnie ode mnie byłyby w stanie ukończyć ją w o połowę krótszym czasie. Przyznam ze smutkiem, że gra mnie rozczarowała. Jest dużo świetnych pomysłów, które niestety zmarnowano średnim wykonaniem. I choć strona audio-wizualna broni się całkiem nieźle, tak ciężko mi polecić tą produkcję z czystym sumieniem. Najbardziej mnie bolał chaotyczny system komunikacji z kosmitami. Mam wrażenie, że kryje się w tym dużo większy potencjał.

Na szczęście gra ma dostępne demo zarówno na Steamie jak i na GOGu, więc możecie samodzielnie sprawdzić, czy przygody suczki o imieniu Bea to coś dla Was. Nie jest to drogi tytuł, więc może jednak dacie się skusić, zwłaszcza, jeżeli lubicie platformówki.

Gameplay

YouTube player

Za dostarczenie gry dziękujemy firmie better.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Avatar photo
Czołem, na imię mam Kamil! Kocham gry miłością bez wzajemności, ale staram się nie brać ich za bardzo na poważnie. Najlepiej czuję się w taktycznych strzelankach, ale chętnie próbuję wszystkiego, co się da. Odkąd tylko pamiętam, zawsze chciałem pisać o grach, a tutaj mogę nareszcie spełniać to marzenie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Scroll to top