Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge – recenzja gry (PS4)

Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder's Revenger - ekran startowy

Już od pierwszej zapowiedzi Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge, nie miałem cienia wątpliwości, że Wojownicze Żółwie Ninja ponownie skradną moje serce. Nie spodziewałem się jednak tego jak świeżym, dopracowanym i wciągającym doświadczeniem, będzie najnowsza produkcja studia Tribute Games.

Powrót z zaświatów

Teenage Mutant Ninja Turtles to marka, która zdecydowanie bardziej kojarzy się z początkiem lat 90., aniżeli czasami współczesnymi. Podpatrując trendy w branży filmowej i przepływ pieniędzy, trudno się dziwić że branża gier również postanowiła zatoczyć koło. Studia sięgają więc coraz częściej po marki, o których istnieniu pamiętają tylko najstarsi górale. Dlatego też nawet tak zapomniane gatunki jak platformówki 3D czy chodzone bijatyki, przeżywają swój renesans w drugiej dekadzie XXI wieku.

Sytuacja z żółwiami jest o tyle ciekawa, że aż dwie ekipy zwróciły się do Nickelodeon – obecnego włodarza tego IP – z prośbą o udostępnienie licencji na stworzenie nowej chodzonej bijatyki. Pierwszą z nich było DotEmu – twórcy fenomenalnego Streets of Rage 4 (2020) – gry, która królowała chociażby na naszych domówkach. Konkurencją okazało się Tribute Games, studio odpowiedzialne za ciepło przyjęte Panzer Paladin (2020). Po długich negocjacjach, drużyny postanowiły połączyć siły. Mając DotEmu jako wydawcę, Tribute Games mogło stworzyć swoje opus magnum – Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge!

Jak przystało na najlepszą dziennikarkę w Nowym Jorku, praca w terenie to podstawa!
Jak przystało na najlepszą dziennikarkę w Nowym Jorku, praca w terenie to podstawa!

Mały rys historyczny

Wskrzeszenie takiej marki jak Wojownicze Żółwie Ninja jest zadaniem naprawdę karkołomnym. Chociażby dlatego, że pieczę nad oryginalnymi grami z automatów sprawiało tutaj KONAMI. Dzisiaj ta firma jest tylko cieniem giganta, który na przełomie lat 80. i 90. podbił salony gier oraz serca posiadaczy domowych konsol. Studio to specjalizowało się w tworzeniu fantastycznych gier na zachodnich licencjach, a jedną z takich serii było właśnie TMNT.

Z racji posiadania polskiego klona konsoli NES, czyli kultowego Pegasusa, mnóstwo godzin poświęciłem na ukończenie Teenage Mutant Ninja Turtles III: The Manhattan Project (1991). Jak historia pokazała, było to doświadczenie najbliższe tej ekstazy, którą gracze przeżywali na automatach grając w legendarne już Teenage Mutant Ninja Turtles IV: Turtles in Time (1991). Obydwie pozycje były uczciwymi, lecz wymagającymi bijatykami. Te stawiały na różnorodność etapów, przeciwników, okropnie trudne walki z bossami oraz fenomenalną muzykę. Tą ostatnią do dzisiaj można stawiać w rankingach najlepszych ścieżek dźwiękowych. I tak – mowa tu o całym kanonie 8 i 16-bitowych gier.

Choć w następnych generacjach konsol pojawiało się mnóstwo gier w uniwersum TMNT, żadna z nich nie potrafiła uchwycić magii tytułów opartych na oryginalnej kreskówce oraz pierwszych trzech filmach pełnometrażowych. Same żółwie przeszły też już wiele metamorfoz, lecz publika i tak najcieplej wspomina pierwotny design z 1987 roku. Dlatego też cieszy mnie, że Nickelodeon udzieliło zgody, aby wykorzystać tę konkretną iterację TMNT. Zarówno Tribute Games i DotEmu odrobiły pracę domową perfekcyjnie, dostarczając najlepszą grę, jaką do tej pory otrzymały nasze żółwie.

Klan Stopy zrobi wszystko, by powstrzymać Wojownicze Żółwie Ninja!
Klan Stopy zrobi wszystko, by powstrzymać Wojownicze Żółwie Ninja!

Nowojorskie lanie tyłków

Podobnie jak gry z wczesnych lat 90., Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge to klasyczny beat’em up z krwi i kości. Kampania gry składa się z 16 poziomów, których ukończenie zajmie sprawnemu graczowi od 5 do 8 minut. To rysuje obraz krótkiej przygody, lecz spokojnie – są to najlepsze dwie godziny, jakich doświadczyłem w grach wideo od lat! Mnogość szczegółów na ekranie i odniesień do oryginalnej kreskówki przytłacza, a przecież to malutka gierka, ważąca ledwo ponad 1 GB na PlayStation 4! Nie mam na myśli tutaj wyłącznie projektów poziomów. Przejdziemy przez stacje telewizyjną, zoo, metro, kanały, ale znajdziemy się na chwilę też w prehistorii. Dla każdego, coś miłego.

Gracze do wyboru mają aż 7 postaci z uniwersum Wojowniczych Żółwi Ninja. 4 z nich to oczywiście nasze kochane maskotki: Leonardo, Raphael, Donatello i Michelangelo. Dołączają do nich mistrz Splinter, dziennikarka April O’Neil oraz – do odblokowania za ukończenie fabuły – Casey Jones! Tak rozbudowanego rosteru nigdy do tej pory nie było w grach z tego uniwersum. Najprzyjemniej grało mi się zdecydowanie April. Bawiły mnie frazy, których używała podczas walki, ale również jej metody na przetrwanie. Kamera, mikrofon – nie ma przyrządu do pracy w mediach, których dziennikarka nie zawaha się użyć w walce!

Warto zaznaczyć, iż każdego z bohaterów określają trzy statystyki: zasięg, szybkość oraz siła. Różnice te jednak są marginalne, a kluczem do zwycięstwa jest jak najlepsze wykorzystanie posiadanych mocy. Jak na chodzoną bijatykę, Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge, jest obfite w kombinacje ataków. Mamy więc uderzenie podstawowe, trzy rodzaje ataków specjalnych, atak z powietrza, uderzenie z wyskoku, a także aż trzy kombinacje chwytów, w tym kultowy wyrzut za ekran – tak jak w Teenage Mutant Ninja Turtles: Turtles in Time (1991).

Jak bić, to na wiele sposobów!

A naprawdę jest z kim walczyć! W każdej sekundzie rozgrywki gracz jest zalewany hordami podopiecznych Shreddera, przynależnych do Klanu Stopy. Dotyczy to również pojedynków z bossami – nie ma tutaj miejsca na recykling! Odwiedzamy też najbardziej prominentne legendy serii. Bebop, Rocksteady, Slash, Baxter – wszyscy tutaj są! Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge to doświadczenie krótkie, lecz intensywne i nastawione na dziesiątki ponownych przejść. To jest gra, której masz nauczyć się na pamięć. Autorzy jednak sprawili, że będziesz się przy tym bawić doskonale. To jest, jeśli tylko odnajdujesz się w gatunku chodzonych bijatyk.

Swoją drogą, zatrzymajmy się na chwilę przy przeciwnikach. Twórcy zastosowali tu fantastyczny wytrych – color coding! Przeważająca liczba wrogów na planszy to żołnierze Klanu Stopy. Każdy kolor wojownika oznacza zupełnie inną broń oraz zestaw ruchów, jaki może zaskoczyć nasze zmutowane żółwie. Oprócz nich spotkamy też robotyczne pieski oraz – najbardziej irytujące – humanoidalne skamieliny oraz triceratopsy.

Wrogowie nie boją się atakować z bliska i z dystansu, a sama gra też skupia się na tym, by nowości stosownie dawkować, nawet pod koniec rozgrywki. Na przeciwnikach można także zastosować wybuchowe pułapki oraz pojedyncze przedmioty, które uderzone lecą w stronę nieświadomych shinobi. Dodam jeszcze, że kilka z etapów to przewijane segmenty na latających deskach. Co jednak najbardziej cieszy, to sposób w jaki żołnierze Klanu Stopy wyłaniają się do walki z żółwiami. Ci udają kucharzy w budkach z jedzeniem, próbują przejeżdżać żółwie samochodami, ale również przerywają biurową pracę by stanąć do walki. Tych animacji są dziesiątki i to one właśnie sprawiają, że każdy z 16 poziomów tętni życiem, pomimo swej pikselowej formy.

Oprócz tego, na każdej z map znajdziemy aż trzy rodzaje znajdziek, schowanych pod postacią pizzy o wielu smakach. Włoski smakołyk może przywracać zdrowie, dać 10 sekund nielimitowanych ataków specjalnych, a także tymczasowe doładowanie na wzór gwiazdki z Super Mario Bros., gdzie kręciołkiem zabijamy każdego szkodnika napotkanego na drodze. Każda z pomocy została rozmieszczona z rozwagą. Gdy z nich korzystamy, możemy liczyć na niecodzienny tłum wrogów na ekranie.

Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder's Revenge pozwala na 6-osobową kooperację - i to zarówno w sieci, jak i lokalnie!
Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge pozwala na 6-osobową kooperację – i to zarówno w sieci, jak i lokalnie!

Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge – struktura gry

Do dyspozycji graczy zostały oddane dwa główne tryby rozgrywki – Story oraz Arcade. Tryb automatowy to nic innego, jak możliwość ukończenia wszystkich poziomów, od początku do końca. Tutaj ucieszą się fani dodatkowych wyzwań i trofeów. Te zakładają również ukończenie trybu Arcade bez straty monety (wszystkich podstawowych żyć) lub przejścia go na najwyższym poziomie trudności. Jest co robić, zwłaszcza iż Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge przewiduje rozgrywkę do maksymalnie 6 osób na jednym ekranie – zarówno lokalnie, jak i po sieci!

Wróćmy jednak do Story Mode, bo to jest bardziej rozbudowane doświadczenie. Wybierając jedną z dostępnych postaci, w trakcie rozgrywki odblokowujemy kolejne poziomy doświadczenia. Bohaterowie zyskują nowe ataki specjalne, dodatkowe życie czy też punkty zdrowia. To jest zabawne, bo pod koniec rozgrywki zostałem ukarany za żonglowanie postaciami. W trzynastym etapie, poziom trudności rośnie ostro do góry. Grając Leonardo na pierwszym poziomie doświadczenia, nie miałem szans skończyć etapu mając trzy życia. Nic dziwnego – ten miał aż dwie osobne walki z bossami! Co ciekawe, w Story Mode na planszach znajduje się również więcej bonusów do zebrania. Są to czyste nawiązania do klasycznej kreskówki. No i tutaj możemy z łatwością zapisać rozgrywkę, w przeciwieństwie do trybu Arcade.

Co ciekawe, na opcji Story skupiają się również moje dwa jedyne zarzuty do Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge. Każdy z poziomów zawiera trzy specjalne wyzwania. Te warto skończyć, chociażby celem zrobienia przysłowiowych 100% gry. Są to zadania w stylu “Nie daj się zranić ani razu w trakcie etapu” lub “Zabij 5 wrogów wykorzystując jeden atak specjalny”. Jest jednak pewien problem. W przypadku porażki, nie ma szansy na szybki restart z menu pauzy. Muszę więc wyjść do głównej mapy, obejrzeć stosowny ekran ładowania i dopiero rozpocząć ponownie etap. Opcja szybkiego restartu byłaby zbawieniem, zwłaszcza jeśli popełniam dużo błędów. Podobne zażalenie mam do możliwości zmiany bohatera. Nie mogę zrobić tego w locie – należy się cofnąć do menu wyboru postaci. Nic poważnego, a raczej głupotki, które rażą przy bardzo intensywnej rozgrywce.

Mistrz Splinter choć najstarszy, również potrafi dokopać wrogom
Mistrz Splinter choć najstarszy, również potrafi dokopać wrogom

Tak się wskrzesza kultowe marki!

Wystarczyły dwa intensywne dni z Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge, abym pokochał tę produkcję bezgranicznie. Tribute Games wraz z DotEmu zrobili coś szalonego, tworząc najlepszą do tej pory grę w uniwersum TMNT. Studia doskonale zrozumiały, za co gracze pokochali oryginalne tytuły od KONAMI. Każdy z poziomów jest pełen zróżnicowanych wrogów i scenerii, a różnorodność ataków oraz jakość udźwiękowienia gry sprawiają, że łojenie pomiotów Shreddera sprawia taką samą – jeśli nie większą – przyjemność jak w poprzednich grach dziecięcych lat.

Pikselowa oprawa Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge zdecydowanie działa produkcji na korzyść, a oprócz standardowych kawałków w rytm 16 bitów, usłyszymy również rockowe i drum’bassowe kompozycje. Te niebezpiecznie zbliżają się do dzieł Rona Wassermana, czyli autora utworów napędzających Mighty Morphin Power Rangers. Jest to muzyka, która tylko napędza chęć dokopania Shredderowi, a przecież o to właśnie chodzi! W grze pojawia się również oryginalna obsada kreskówki z 1987 roku, co tylko dokręca nostalgiczną śrubę. Miałem jednak to dziwne wrażenie, że bohaterowie brzmią czasem za staro. Byłoby lepiej, gdybym może nie znał pochodzenia obsady!

Teenage Mutant Ninja Turtles: Shredder’s Revenge to wzorowy przykład dla studiów, które będą chciały w przyszłości wskrzeszać inne popularne licencje. Jest to projekt, który bierze wszystko co najlepsze z przeszłości i podkręca to do nowoczesnych standardów. Skutkiem tego jest doświadczenie wybitne, nie tylko dla fanów chodzonych bijatyk oraz Wojowniczych Żółwi Ninja. To jest okrutna zbrodnia, że tytuł znajdzie się w Xbox Game Pass już 16 czerwca 2022 roku. Tych ludzi trzeba obsypać złotem, a także wyściskać z całych sił. Tak wspaniałą grę stworzyli w DotEmu oraz Tribute Games!

Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Cosmocover.

Gameplay

Avatar photo
Moim marzeniem zawsze było mówić i pisać o grach. Z zazdrością patrzyłem na redaktorów wielkich gazet oraz Hypera, dlatego teraz robię wszystko by być jak moi idole. Choć moim konikiem są wyścigi i platformówki, staram się coraz częściej wychodzić z giereczkowej strefy komfortu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Scroll to top