Tekken towarzyszy mi od najmłodszych lat. Jako szkrab zagrywałem się w pierwsze trzy odsłony, jako nastolatek doceniłem czwórkę i piątkę, a będąc dorosłym wyplatynowałem siódemkę. Nigdy jednak nie byłem tym, który znał wszystkie combosy na pamięć i liczył każdą klatkę animacji w celu uniknięcia ciosu. Liczyła się zabawa, solo, na kanapie czy online. W przypadku ostatniego trybu to raczej pasmo porażek z mojej strony, ale te pojedyncze zwycięstwa smakowały tak, że próbowałem dalej. Teraz nadszedł czas na Tekken 8, który wywrócił mój świat do góry nogami. Liczyłem na Mortal Kombat 1, Street Fighter 6, ale nie, to dzieło Bandai Namco pochłonęło mnie najbardziej.
Pierwsze kroki
Bijatyki zawsze miały wyższy próg wejścia. Wprowadzenia do nich były raczej lakoniczne i jeśli ktoś się nie uparł, to dość często rezygnował, mając dziesiątki innych gier do wyboru. Od pewnego czasu to się na szczęście zmieniło i teraz wszyscy mogą wyciągnąć z takich produkcji więcej. Nie inaczej jest z Tekken 8, który dobrze wyjaśnia wszystkie podstawy i oferuje ścieżkę, która ich nas nauczy. Pierwszym krokiem będzie zmierzenie się z trybem fabularnym, który jest całkiem przyjemny. Historia nikogo nie powali z nóg, pełno w niej głupotek i irracjonalnych sytuacji, ale potrafi wywołać uśmiech na twarzy i ma kilka asów w rękawie. Niektóre pojedynki są tak epickie, że gracz nie wie, czy to jeszcze Tekken, czy już może Dragon Ball?
Nie zabrakło tutaj krótkich sekwencji QTE, dziesiątek przerywników i mini gry przypominającej czasy legendarnej trójki. Poziom trudności nie jest tu wyśrubowany, a mamy okazję sprawdzić kilka postaci. Bez większego stresu odbiorca może popełniać błędy, wyciągać wnioski i chłonąć całą aurę tej produkcji, bez żadnych konsekwencji w razie porażki. Całość trwa raptem kilka godzin, ale te są dość intensywne i dają niezły pogląd na to, co czeka nas dalej. Przebrnięcie przez fabułę pozwoli też zdobyć całkiem sporą sumkę pieniędzy, które przydadzą się do odblokowania wielu kosmetycznych przedmiotów. Miło, że zamiast wyciągania karty z portfela, możemy stoczyć trochę pojedynków, aby odblokować coś nowego. Od małych banerów, aż po epickie stroje dla dowolnego zawodnika lub zawodniczki. Kiedy już poznacie najnowsze wydarzenia ze świata Tekkena, możecie wybrać inny tryb, a tych jest cała masa.
Klasyczny Arcade, czyli epizody Tekken 8
Zamiast treningów, piłki plażowej, potyczek online czy małej kariery esportowca, wybrałem trochę tego samego. Miałem niedosyt po fabule, więc rzuciłem się w wir pojedynków mocno przypominający to, co kiedyś oferowała seria. Mając do dyspozycji 32 postaci, poznajecie ich alternatywne historie. To takie multiwersum, gdzie możemy zobaczyć, jakby wyglądał świat tej gry, gdyby dana osoba wygrała cały turniej. Nie ukrywam, że niektórzy zawodnicy mają dość specyficzne marzenia i dzięki tytułowi mistrza mogą je zrealizować, a odbiorca przygląda się temu procesowi. To jednak świetna okazja nie tylko do zgłębienia indywidualnych pragnień całej paczki, ale przede wszystkim, możliwość nauczenia się ruchów, zbadania dobrych i złych stron konkretnych wojowniczek i wyciągnięcia wniosków. Tryb fabularny to jedynie przystawka, a epizody idą o krok dalej.
Kiedy jednak miałem je już za sobą, uznałem, że to dobry moment, aby odblokować trochę ciuchów i innych tego typu dodatków. W końcu zawsze miło, gdy dana postać jest lekko spersonalizowana, nawet jeśli dodaliśmy jej jakiś mały gadżet. Kiedy przebieranki dobiegły końca, sprawdziłem minigierkę z piłką plażową, która od czasów Tekken 3 była nieobecna w serii. Prosta, lekko śmieszna, ale szalenie przyjemna forma zabawy, która potrafi zrelaksować. Idealna, jeśli mamy dość treningów czy potyczek online. O ile nie gramy z żywym oponentem, wtedy żarty się kończą. Co jeszcze oferuje ósmy Tekken, jeśli nie czujemy się na siłach do rywalizacji z innymi? Można podszlifować swój warsztat przechodząc do nauki combosów lub rozpocząć swoją małą karierę esportowca.
Mistrz może być tylko jeden!
Kiedy człowiek myślał, że szanse na rozwój w Tekken 8 zostały już wyczerpane, okazało się, że zamiast rywalizacji online można jeszcze przejść kolejny tryb dla pojedynczego gracza. Arcade Quest, bo o nim mowa, zaczyna się od wybrania lub stworzenia swojego avatara mocno przypominającego tego z czasów Xboxa 360. Potem przechodzimy do wirtualnego świata, gdzie stajemy się aspirującym esportowem, który stawia swoje pierwsze kroki na scenie. Jak się pewnie domyślacie, całość ma swój początek w salonie arcade, gdzie zdobywamy doświadczenie. Pokonując rywali i rywalki zgarniamy nagrody, pniemy się po tablicach rankingu i zyskujemy na popularności. Cel jest jeden, zostać najlepszym z najlepszych. Miła atrakcja, którą warto sprawdzić.
Niby nic wielkiego czy rozbudowanego, ale pokazuje, że omawiany tytuł ma naprawdę sporo do zaoferowania i wcale nie trzeba skupiać się tylko na jednym trybie. Zanim jednak przejdę do technikaliów, grafiki i tym podobnych to wspomnę o czymś takim, jak Super Ghost Battle. Będąc w Fight Lounge, czyli hubie online, możecie stoczyć bój z duchami innych graczy, którzy są razem z Wami w tym lobby. Nie oni jednak będą kontrolować postaci, a AI, które uczy się ruchów i stylu danych graczy. To świetna okazja do treningu i weryfikacji swoich umiejętności przed walką z żywym oponentem. Jest jednak jeden haczyk. Rywale mogą zrobić to samo, tocząc pojedynki z Waszymi duchami. Jak to mówią, nie ma ryzyka, nie ma zabawy?
Największa zmiana, system Heat
Jeśli graliście w poprzednią część, to poczujecie pewną ewolucję Rage’a. Heat to stan, który możemy aktywować raz na rundę. Podstawowo trwa około 10 sekund, ale pozwala nie tylko na wyprowadzanie ciosów, które niwelują blok, ale też zupełnie nowe i silne uderzenia. W przypadku agresywnej gry, gdzie ataki trafią w oponenta, wspomniany system działa nieco dłużej. Nie ma co ukrywać, twórcy w przypadku ósemki stawiają na ofensywę, niżeli defensywę i to ona jest tutaj bardziej premiowana. Taki zabieg na pewno wpłynie na wszystkie starcia, nie tylko online, ale i te profesjonalne, esportowe. Heat jest szalenie widowiskowy i oglądanie animacji z nim związanych to genialne widowisko. Wiem, że niektórzy nie są z tego powodu zadowoleni, gdyż w ten sposób tytuł przypomina festiwal efektów rodem z Capcomu, ale mnie pasuje. Seria nie może stać w miejscu, a kolejne odsłony tylko ładniej, to zła droga. Zmiany są dobre i tutaj Bandai Namco słusznie zareagowało.
Nareszcie, przepiękna gra na Unreal Engine 5
Nie ukrywam, od zapowiedzi nowej wersji silnika od Epica, czekałem na produkcję, która pokaże jego możliwości. Tych trochę na rynku mamy, ale ciągle im czegoś brakowało. Czasami rozmachu, stabilności działania, a innym razem tego czegoś. Niby zdawałem sobie sprawę, że studia muszą mieć czas, aby dobrze wykorzystać tę technologię, ale mimo wszystko, po trzech latach miałem nieco większe oczekiwania. Te dopiero teraz, na początku 2024 spełnił Tekken 8, który prezentuje się fenomenalnie. Bez dwóch zdań, to najładniejsza bijatyka na rynku i chociaż MK1 czy SF6 są naprawdę śliczne, to jednak dzieło Bandai Namco stoi na podium. Modele postaci, animacje, areny, czasy ładowania, tutaj wszystko się zgadza. Z zapartym tchem obserwowałem pierwsze starcia, nie mogąc uwierzyć, jak to wszystko pięknie gra na Xbox Series X. Nie czuć tu specjalnych kompromisów, artefaktów z powodu upscalingu czy innych defektów.
Najnowszy Tekken pręży muskuły i nie chodzi tutaj o klatę Jina lub jego ojca. To wizualnie prawdziwa perełka, coś, co umownie można nazwać “nextgen”, nawet jeśli średnio pasuje. Gra tak naprawdę przez większość czasu działa w 1440p lub okolicach tej rozdzielczości, a potem jest zwiększana do 4K, ale dynamiczne zmiany obrazu działają tutaj tak dobrze, że ciężko się przyczepić. Obraz sam w sobie jest ostry i bardzo przyjemny dla oka. Input lag oscyluje na poziomie 58 milisekund (źródło), co do tej pory udało się uzyskać jedynie w czasach pierwszych czterech odsłon. Czasy ładowania to raptem kilka sekund i człowiek nie ma szans na przeciągnięcie się, a tu już trzeba walczyć. Czego chcieć więcej? Tak, netcode, ale do tego dojdziemy.
Tekken 8 contentem stoi
Jeśli tu dotarliście, to wiecie, że ósmy Turniej Żelaznej Pięści ma tonę zawartości, ale to nie koniec. Chociaż ścieżka dźwiękowa jest tutaj naprawdę dobra i nie wiem, czy nie najlepsza z całej serii — główny motyw słucham prawie codziennie — tak nic nie stoi na przeszkodzie, aby ją zmienić. Twórcy oddali do dyspozycji utwory obejmujące większość głównych części. Jeśli w danym momencie chcecie poczuć ducha nostalgii, to wybieracie muzykę z jedynki. Najlepiej wspominacie melodie z czwórki? Cóż, wybieracie ścieżkę z Tekken 4. Nie ukrywam, że uwielbiam takie smaczki i w takim Final Fantasy XV przesłuchałem wszystkie starsze kawałki, więc i tym przypadku uczyniłem podobnie.
Na zakończenie tematu atrakcji muszę wspomnieć o specjalnym trybie dla tych, którzy nie chcą lub nie potrafią w combosy. Aktywujemy go przyciskiem LB i w ten sposób za sprawą jednego ruchu nasza postać wykona bardziej skomplikowaną sekwencję ataków, czy umiejętności specjalnych. Takie rozwiązanie sprawia, że wszyscy mogą sprawdzić najnowszą odsłonę, nie martwiąc się, że nie zobaczą połowy atrakcji na arenie. Dla jednych “czity”, dla drugich jedyna szansa normalny start. Ja stoję z drugą grupą, bo im więcej graczy, tym lepiej, a w online i tak to nie da wystarczającej przewagi. Zatem wilk syty i owca cała.
Sieciowe batalie, czy online pełną gębą
Zapewne czuliście, że w recenzji faworyzuję wszystko, co nie jest online. Chciałem Wam dobrze przekazać, że Tekken 8 to nie tylko walki sieciowe i jeśli ktoś ich nie lubi, to i tak jest tu tyle rzeczy do roboty, że naprawdę warto się nimi zainteresować. Trzeba jednak napisać, jak wypadają starcia z innymi graczami, ale tutaj najlepiej opowie to Marcin, który jest o wiele bardziej na bieżąco i aktywnie bierze udział w lokalnych turniejach.
Marcin “Imperator Krainy Jeży”
Tryb rankingowy może wydawać się dla wielu graczy czymś, co będzie sprawiało problemy. Tekken 8 jednak, to przede wszystkim nowa era bijatyk dla każdego Wiąże się to nie tylko z faktem łatwiejszego progu wejścia, ale faktu, iż na pewnych etapach wspinania się po drabinkach gra nie karze nas za przegrane pojedynki. Nie bójcie się eksperymentować, jeśli czujecie, że dana postać nie jest dla was odpowiednia, szukajcie innego stylu. Zabawa online może i wymaga pewnego treningu oraz zaangażowania, ale rekompensuje w satysfakcji w osiąganiu wyższego wyniku. Ósemka oferuje nam również dostęp do specjalnego trybu powtórek. Tam obejrzymy nie tylko walki z innymi zawodnikami, ale po raz pierwszy to gra na podstawie tego, co dzieje się na ekranie, będzie nam podpowiadać klatka po klatce gdzie popełniliśmy błąd. Zasuferuje jak mamy grać, by te błędy się nie powtarzały. Jest to niesamowite, jak bardzo sztuczna inteligencja stara nam się pomóc w zabawie.
SI stworzone na potrzeby pomocy jest również zaimplementowane w innym trybiektóry nazywa się “Walka z duchami”, o którym wspominał już Artur. Tryb salonu arcade to mega rozbudowany hub dla graczy z masą atrakcji. Najważniejszą z nich jest fakt, że możemy się w każdej chwili dosiąść do innego gracza i zagrać w Tekken 8 przy wirtualnym automacie. Tryb salonu bardzo przypomina ten dostępny w Street Fighter 6 i nie dziwię się, że został zaimplementowany również w najnowszej produkcji Bandai Namco, gdyż sprawia mnóstwo radości. Poza graniem możemy również oglądać walki innych albo uczestniczyć w turniejach przygotowanych przez społeczność. Jeśli ktoś lubi niezobowiązujące pojedynki, polecam właśnie salon arcade oraz pokoje dla graczy. Tan nawet do 16 osób można walczyć bez stresu, że utracimy dotychczasowy progres.
Magiczna piłka w Tekken 8
Na koniec napiszę Wam trochę więcej o Tekken Ball. Jest to zabawny tryb, w którym jako jeden z 32 zawodników odgrywamy zabawę w trochę taką piłkę plażową. Taki trochę tzbijak. Zasady są proste, na środku boiska pojawia się piłka, naszym zadaniem jest byśmy za pomocą ciosów, napędzali ją tak, by ta pod wpływem naszych ruchów zadała możliwie największe obrazenia. Mecz kończymy, gdy pasek życia oponenta spadnie do zera. W teorii prosta, a w praktyce jest to jedna z rzeczy, której też trzeba się nauczyć. Piłka posiada swoje klatki animacji, a te w zależności od tego, jakim ciosem ją uderzymy, potrafią się zmienić. Bardzo istotne jest to, aby wyczuć, w którym momencie należy przymierzyć się do ciosu. Zzbyt szybkie wyjście z kontrą może spowiadać, że piłka w nas uderzy. Mało tego boisko gra tu istotną rolę, jeśli piłka spadnie za nas, może spowodować również pewne obrażenia.
Bijatyka numer jeden
Tekken 8 to nowy król bijatyk. Mimo silnej konkurencji Bandai Namco stoi wyżej i oferuje ogromną zawartość. Fani grania solo znajdą tu wiele trybów dla siebie, a zajawkowicze online mają powody do walki. Piękny, szybki i z duchem nostalgii. Nie wiem, co można by było zrobić tu lepiej. Prawdziwy hit, który nabiera rozpędu i liczę, że nadchodzące Battle Passy rozbudują go jeszcze bardziej. Na pierwszy ogień otrzymamy Eddiego, a potem? Zobaczymy. Polecam z całego serca, zarówno nowym graczom jak i weteranom serii.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.