Choć nie lubię horrorów, ani tym bardziej klimatów gore, uwielbiam Dead Space. Może to siła science-fiction, które kocham, a może było w samej grze coś wyjątkowego, ale do dziś mam do tej gry ogromny sentyment. Dlatego interesowałem się mocno The Callisto Protocol, które niejako jest duchowym spadkobiercą tamtej serii. Niestety, jak dotąd nie miałem jeszcze możliwości zagrać w grę, ale miałem ostatnio przyjemność posłuchać The Callisto Protocol: Helix Station. To sześcioodcinkowy serial w formie słuchowiska, dostępny całkowicie za darmo na chyba każdej dostępnej platformie, która obsługuje podcasty.
Już samo założenie mocno mnie zaintrygowało. Wszak gra to survival horror z ogromną dozą brutalności, która niejako stanowi główną część rozrywki. Ktoś jednak wpadł na pomysł, aby przełożyć to na medium, które odbieramy tylko słuchem. Ale hej, skoro można pisać powieści horrory, to dlaczego nie słuchowiska? Lubię podcasty, lubię audiobooki, kilka seriali radiowych również w przeszłości przesłuchałem, dlatego postanowiłem dać Helix Station szansę. I wiecie co? To była dobra decyzja.
Helix Station: historia prawdziwa
Osoby obawiające się spoilerów dotyczących gry od razu uspokajam. Słuchowisko jest niejako prequelem, ponieważ akcja Helix Station dzieje się przed wydarzeniami gry. Na tyle, co udało mi się ustalić, żadna z postaci słuchowiska nie pojawia się w grze, a wydarzenia nie mają na siebie bezpośredniego wpływu. Jest to więc bardziej ciekawostka, rozszerzenie uniwersum, niż pełnoprawny prequel. Zapewne słuchając tej historii po przejściu gry jesteśmy w stanie docenić niektóre smaczki. Na pewno też łatwiej będzie sobie wyobrazić dziejące się sceny. Natomiast brak znajomości fabuły gry ani trochę nie ujął doświadczeniu, jakim było słuchanie tej historii.
Śledzimy w niej losy Percy, doświadczonej łowczyni nagród, oraz jej zawodowego partnera, Kane’a. Spotykamy ich podczas jednej z misji tuż przed tym, jak mniej lub bardziej dobrowolnie wplątują się w dużo większe kłopoty, związane z tytułową stacją Helix. To tutaj ukrył się bardzo niebezpieczny zbieg, którego ścigają ludzie z Black Iron Prison, a Percy i Kane’a zatrudnili w roli przewodników. Wkrótce jednak szybko okazuje się, że na stacji znajduje się o wiele więcej niebezpieczeństw, niż jeden były więzień.
Uczta dla uszu
The Callisto Protocol: Helix Station ma wiele wspólnego z grą. Akcja dzieje się w tym samym roku, a gracze na pewno rozpoznają niektóre nazwy, takie jak Black Iron czy Outer Way. Rzecz jasna, znane z gry potwory także pojawiają się w historii stacji Helix. Percy korzysta także z pancerza wyposażonego w podobny system, z którego korzysta bohater gry do leczenia ran. Fani gry na pewno od razu poczują się jak… mam nadzieję, że mimo wszystko jednak nie jak w domu.
W główną postać wcieliła się Gwendoline Christie, którą możecie kojarzyć chociażby z Gry o Tron lub Gwiezdnych Wojen. Natomiast rolę Kane’a odgrywa nie kto inny, a sam Michael “Sam Fisher” Ironside. Zresztą, to jedna z informacji, która mnie najbardziej przekonała do tej produkcji. W pozostałych rolach znajdziemy nieco mniej znanych, ale nadal bardzo utalentowanych aktorów, takich jak Sam Littlefield (Batwoman), Kevin Durand (Locke & Key) czy Caitlin Kinnunen. Gra aktorska to zresztą jedna z najmocniejszych cech tej produkcji. Dialogi są żywe i pełne emocji, a postacie bardzo przekonująco, cóż… krzyczą. Jak można się było spodziewać, w The Callisto Protocol: Helix Station jest naprawdę dużo krzyków.
Udźwiękowienie tej historii jest naprawdę wysokiej klasy. Gra aktorska, jak już napisałem, jest świetna. Muzyka jest klimatyczna i niesamowicie buduje atmosferę scen, w których można ją usłyszeć. A cała reszta udźwiękowienia jest bezbłędna. Niezależnie od tego, czy chodzi o same dźwięki wydawane przy okazji tego, co robią postacie, czy też odgłosy potworów, wszystko tutaj jest wypolerowane na wysoki połysk. Można było się tego spodziewać, skoro to dzieło oparte tylko o dźwięk, ale to wciąż bardzo dobra wiadomość.
Helix Station straszy inaczej
Największą wadą całej produkcji są dialogi, które niejednokrotnie ocierają się o bardzo utarte i wielokrotnie wykorzystywane wcześniej frazesy. Momentami miałem wrażenie, jakby to miał być niezręczny list miłosny do filmów akcji z lat osiemdziesiątych. Zwłaszcza w pierwszych dwóch odcinkach pełno jest dialogów, które mogły być żywcem wyciągnięte z innych produkcji. Nie zrozumcie mnie źle, spełniają one swoją funkcję. Zwyczajnie wydawało mi się, że można było momentami nieco bardziej się wysilić, niż wykorzystywać wyświechtane banały i slogany. Nawet, jeżeli są one wypowiadane przez takie legendy, jak Michael Ironside.
Całość trwa niewiele więcej, niż przeciętny film, więc przesłuchanie The Callisto Protocol: Helix Station nie jest wcale długotrwałą inwestycją czasu. Sześć odcinków przekłada się na coś koło dwóch godzin materiału, choć warto go sobie dawkować. Odcinki potrafią być naprawdę intensywne. Z drugiej strony, chyba każdy z nich kończy się jakimś cliffhangerem, więc może być ciężko nie wysłuchać wszystkiego za jednym posiedzeniem. I choć całość non-stop trzyma w napięciu, poza pojedynczymi scenami dla uspokojenia oddechu, końcówka wgniata w fotel. Ostatni odcinek spodobał mi się tak bardzo, że od razu zacząłem przeglądać oferty sprzedaży gry.
Najpoważniejszym problemem przy odbiorze tej produkcji może być bariera językowa. The Callisto Protocol: Helix Station jest nagrane w pełni po angielsku, a z racji na gatunek nie ma tutaj co liczyć na dubbing czy chociażby napisy. Ale jeżeli nie boicie się słuchania w języku Szekspira, a do tego lubicie poczuć odrobinę strachu, to uwierzcie mi, że warto. Trudno będzie znaleźć coś lepszego i równie intensywnego. Brak znajomości gry w niczym mi nie przeszkadzał, a jestem pewny, że po jej przejściu słuchowisko tylko na tym zyska.