W ostatnim czasie można zauważyć, że gry z gatunku survival horror mają się całkiem dobrze. Na rynku elektronicznej rozrywki jest w czym wybierać i nie trzeba ograniczać się do tytułów z najwyższej półki. Dowodem na to jest The Chant od studia Brass Token, które postanowiło podjąć wyzwanie stworzenia mniejszego, ale wciąż godnego uwagi dzieła. Czy im się to udało? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w recenzji. Zapraszam!
Poznajcie Jessicę
Zapracowaną mieszkankę dużego miasta z traumatycznymi doświadczeniami z przeszłości. Każdy człowiek ma swój próg wytrzymałości, a naszej bohaterce limit właśnie się wyczerpał. Dlatego postanawia ona skorzystać z zaproszenia Kim – jej przyjaciółki – i udaje się na kilka dni urlopu. W taki oto sposób trafia na odciętą od cywilizacji wyspę, na której jest organizowany duchowy obóz pryzmatyczny. Wstępny plan jest bardzo prosty, odpocząć fizycznie i psychiczne, poznać uczestników oraz porozmawiać ze swoją dobrą znajomą.
Sielanka dobiega końca jeszcze tego samego wieczora. Tyler – gospodarz obozu – zaprasza Jess na ceremonię w kręgu, gdzie dochodzi do incydentu. Sytuacja drastycznie wymyka się spod kontroli z powodu niespodziewanego zakłócenia obrzędu. Jest to początek mrocznego koszmaru, który właśnie opanowuje Glory Island. Od tego momentu rozpoczyna się główny wątek fabularny w The Chant. Obowiązkowo muszę dodać, że całość jest poprzedzona prologiem, który odgrywa rolę samouczka.
Przez świat The Chant
W trakcie eksploracji wyspy czeka nas wizyta w lasach, starej kopalni, latarni morskiej lub opuszczonych osadach. Konstrukcja rozdziałów jest zazwyczaj liniowa, więc nie musimy wracać do wcześniej odwiedzonych miejsc z rozwiązanymi zagadkami lub ubitymi szefami. Wyjątkiem jest tutaj obozowisko, o które zahaczymy klika razy na krótkie pogawędki z innymi postaciami. Osobiście polecam zaglądać do szafek i szuflad, aby odnaleźć takie rzeczy jak notatki lub taśmy z filmami, które rzucą nieco światła na minione wydarzenia. Znajdziemy w ten sposób między innymi cenne zasoby do wytwarzania oręża i rośliny lecznicze. Pamiętać musimy jednak, że ekwipunek Jess nie jest nielimitowany, więc nie możemy wziąć ze sobą wszystkiego. Limit na szczęście nie dotyczy specjalnego proszku pryzmatycznego, służącego do ulepszania siatki umiejętności naszej postaci.
Dużą niespodzianką będzie natomiast całkowity brak mapy, co według mnie jest dobrym posunięciem, bo wymaga sprawnej umiejętności orientacji w terenie. Szczególnie że w grze mamy odczynienia z okultyzmem, ukrytym pod nazwą „Nauka o Pryzmatyce”. Sytuacja może więc przerodzić się szybko ze spokojnej w intensywną i trzeba będzie walczyć lub uciekać. Na dodatek czeka nas regularna przeprawa przez wymiar mroku, który świetnie wzmacnia klimat grozy i horroru.
Magia, zagadki i tajemnice
Szokujące znaleziska na wyspie, czy bliskie spotkania z maszkarami ciemności są zagwarantowane, więc następną kwestią omówimy arsenał do walki z obłąkanymi kultystami, zdeformowanymi płazami, pijawkami i innymi kreaturami. Zespół Brass Token wymienił broń palną na niekonwencjonalne metody walki. Do bezpośrednich konfrontacji używamy np. kadzidła, ognistej rózgi lub wiedźmijki. Na odległość z kolei posłuży nam szczypta soli oraz olejki eteryczne i ogniste. Prawie wszystko można wytworzyć z ekwipunku podręcznego. Jeśli mamy odpowiednią ilość surowców, rzecz jasna. Wymienionym sprzętom przypisano ponadto konkretną klasyfikację i właściwości działania. Ostatnim elementem są specjalne umiejętności z sześciu małych kryształów, które m.in. pozwalają spowolnić, zranić lub odrzucić oponentów. Z możliwości defensywnych, wymienię np. przechodzenie między wymiarami, czyniące naszą postać niewidzialną przez kilka sekund.
System ulepszeń
Tradycyjny wskaźnik zdrowia został podzielony na trzy kategorie. Pierwsza dotyczy stanu umysłu, określającego, ile czasu możemy przebywać w wymiarze ciemności. Druga to wskaźnik ciała, który odpowiada za kondycję fizyczną. Ostatnia pokazuje nam energię duszy, potrzebną do korzystania ze specjalnych mocy pryzmatu oraz pomagającą zregenerować umysł poprzez medytację. Za alternatywną formę regeneracji konkretnych pasków posłuży nam natomiast spożywanie roślin i grzybów.
Do gry został też zaimplementowany system ulepszeń w postaci drzewka rozwoju, który pozwala na wzmocnienie naszych ataków, redukcję otrzymywanych obrażeń, czy zwiększenie cennego miejsca w ekwipunku. Na pierwszy rzut oka może wydawać się delikatnie skomplikowany, ale zasada jest bardzo prosta. Po pierwsze, zbieramy punkty doświadczenia np. za czytanie dokumentów lub pokonywanie wrogów. Po drugie, odnajdujemy opakowania proszku pryzmatycznego, najlepiej w dużych ilościach. Dopiero po zaliczeniu tych dwóch kroków możemy nabyć ulepszenie.
Jeśli chodzi o kwestię audiowizualną, to w wersji na komputery osobiste jest bardzo przyzwoicie. Nie doświadczyłem żadnych gwałtownych spadków animacji. Niespodzianek w postaci krytycznych błędów także nie było. Przyczepić mogę się do średniego wykonania modeli postaci, a w szczególności w przerywnikach filmowych. Najlepiej zaprezentowały się etapy z mrokiem, w których uaktywniał się specjalny filtr z barwami. Klimat wzmacniają różne niepokojące odgłosy, zwłaszcza że to, co buszuje w zaroślach, to nie tylko efekt dźwiękowy.
The Chant w rodzimym języku
Bardzo miłym zaskoczeniem jest możliwość wyboru polskiego dubbingu lub angielskiego z napisami. Gracz otrzymuje pod tym względem wolny wybór. Szczerze muszę przyznać, że polski dubbing nie jest najgorszy. Grając w rodzimym języku, ukończyłem pełne cztery rozdziały, po tym dopiero postanowiłem zagrać po angielsku. Co więcej, posiadacze padów mogą bez problemu wykorzystać je od obsługi gry. Osobiście testowałem kontroler Xboxa i grało mi się na nim bardzo dobrze
The Chant można ukończyć w około osiem godzin, zaglądając przy okazji w każdy zakamarek. Nie jest to rewelacyjny wynik, ale jak pisałem na początku recenzji, jest to gra AA. Tytuł posiada przynajmniej więcej niż jedno zakończenie, więc można zrobić kolejne podejścia. Mój licznik osiągnięć po ukończeniu gry pokazał prawie 75%, a jak już wspomniałem, bardzo dokładnie eksplorowałem lokacje. Jednak nie obejdzie się bez minimum trzech przejść, ponieważ pozostałe 25% wymaga wykonania konkretnych czynności.
Jak można podsumować produkcję od Brass Token?
Jest to nie najgorsza opcja na spędzenie kilku, a nawet kilkunastu godzin. W pewnych momentach fabuła jest przewidywalna. Ktoś, kto grał w inne survival horror, nie będzie też raczej zaskoczony oczywistym wykorzystaniem jump scare’ów. The Chant na obecną chwilę kosztuje 179zł w sklepie Steam. Nie jest to wygórowana cena, ale do najniższych też się nie zalicza. Nie oznacza to jednak, że nie warto rozważyć zakupu tej pozycji dla urozmaicenia swoich horrorowych doświadczeń.
Za dostarczenie gry dziękujemy firmie Brass Token.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.