Nie oszukujmy się, odbiór The Settlers: Narodziny Imperium nie był zbyt pozytywny, więc i grono jego fanów jest raczej skąpe. Z miejsca powiem zatem, że jeżeli w momencie premiery tytuł ten okazał się dla Was zawodem i odpuściliście sobie wydany rok później dodatek Wschodnie Królestwa, a po latach zaczęliście się zastanawiać, czy być może nie popełniliście błędu, gdyż rozszerzenie wywróciło rozgrywkę do góry nogami, to nie. Nie ma co owijać w bawełnę – The Settlers: Narodziny Imperium – Wschodnie Królestwa wprowadza kilka ciekawych motywów i mechanik, ale nie sili się przy tym na „naprawianie” gry. Ot, to samo, tylko trochę inaczej.
Droga do Indii
Tytułowe wschodnie królestwa, do których trafiamy w rozszerzeniu, to nic innego jak wzorowany na Indiach obszar, łączący w sobie elementy gęstych dżungli i pozbawionych wody pustyń. Celem naszej podróży jest królestwo Hidun, które nagle zerwało kontakty z sąsiadami. To właśnie na ich prośbę udajemy się tam, by zbadać sprawę, wplątując się przy okazji w próbę swego rodzaju puczu. W przeciągu składających się na kampanię dodatku ośmiu misji dzieje się całkiem sporo, a smaczku dodają elementy religijne, nawiązujące do hinduizmu, ale podobnie jak w podstawce, nie jest to nazbyt intrygująca opowieść. W dodatku poznajemy ją wyłącznie poprzez „gadające głowy” i próżno szukać tu jakichkolwiek przerywników filmowych.
Same misje wypadają natomiast całkiem zróżnicowanie. Wciąż prym wiodą tu oczywiście zadania militarne i ekonomiczne, ale widać, że twórcy próbowali nieco urozmaicić schematyczność zabawy. Toteż w niektórych misjach będziemy musieli rozbudować swoje królestwa bez dostępu do jakichkolwiek surowców, opierając swoją ekonomię na handlu z innymi osadami, a inne skupią się na wykonywaniu pomniejszych zadań w trakcie poszukiwania konkretnej rzeczy na mapie. Podstawa mechaniki wciąż jest identyczna, więc mieszkańców trzeba zaopatrywać w kiełbasy i inne frykasy, ale przynajmniej w międzyczasie możemy zająć się czymś innym.
Garść nowości
Ciekawą nowością jest natomiast nowa pora roku w postaci dwumiesięcznego monsunu. W jego trakcie poziom wszystkich rzek rośnie, uniemożliwiając przeprawę, a i łowienie ryb czy uprawa czegokolwiek okazuje się niemożliwa. W efekcie, jeżeli naszą gospodarkę oparliśmy o ryby i chleb, możemy znaleźć się w tarapatach. W rzeczywistości nie wypada to jednak wcale tak strasznie, jak wygląda na papierze. Monsuny to raczej upierdliwość, aniżeli faktyczna przeszkoda, aczkolwiek zmuszają do nieco większego zróżnicowania swojej gospodarki.
Z pomniejszych mechanik warto wspomnieć o możliwości budowania użyźniających suchą glebę studni, szeregu nowych dekoracji miasta i związanych z nimi rzemieślników, a także o kopaczach, zdolnych przywrócić wyczerpane złoża do użytku. To jednak tylko drobnostki, które mają minimalny wpływ na zabawę. Zresztą to samo powiedzieć można o Sarayi, księżniczce Hidun, która staje się nową grywalną bohaterką, potrafiącą między innymi wymusić na sojuszniczych osadach złożenie nam darów, co bardzo przydaje się w trakcie kilku misji, ale poza nimi nie stanowi raczej sensowniejszej alternatywny od będącego ulubieńcem fanów Hakima.
Podróż na wschód
Toteż jeżeli The Settlers: Narodziny Imperium przypadło Wam do gustu, również Wschodnie Królestwa zapewnią Wam kilka bądź kilkanaście godzin przyjemnej zabawy. Singlowa kampania okazuje się bowiem całkiem przyjemna z ciekawą, indyjską otoczką (wspieraną dodatkowo przez nowe utwory muzyczne) i kilkoma urozmaicającymi zabawę mechanikami. Poza samą kampanią dorzucono bowiem aż piętnaście nowych map, zarówno do ogrania samodzielnie lub w sieci. Niemniej ci, których pierwowzór odrzucił, raczej nie mają tu czego szukać, ale to raczej nikogo nie powinno zaskoczyć.
Jeśli nadal nie jesteście przekonani, to koniecznie przesłuchajcie recenzję The Settlers: Narodziny Imperium – Wschodnie Królestwa w TrójKast #057 – Ostatni, posolony.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!