Muszę otwarcie przyznać, iż nigdy przedtem nie wyruszyłem w kosmiczną odyseję, poszukując pierwotnych przedstawicieli rasy ludzkiej. Na szczęście lata doświadczeń oraz własny statek kosmiczny okażą się zbędne, albowiem przyjemności tej doświadczyć mogę dzięki Tinykin. W tej wydanej pod skrzydłami tinyBuild platformówce studia Splashteam wchodzimy w buty Milodane’a – naukowca szukającego genezy pochodzenia ludzkości. Niefortunnie coś poszło niezgodnie z planem, całkowicie zmieniając ówczesną misję młodego odkrywcy.
Zagubiony na obcym lądzie
Bohater ekspedycji kierowany tajemniczym sygnałem trafia do planety Ziemi. Pech chciał, iż podróżnik zostaje skurczony do mrówczych wręcz rozmiarów. Na domiar złego czas uległ zatrzymaniu, utykając w roku 1991. Lądując w opustoszałym domostwie odkrywamy, iż jedyną pozostałą cywilizacją jest stado… insektów! Przyjaźnie nastawione oferują pomoc w powrocie do rodzimej planety Aegis. Wraz z dalszymi postępami poznajemy stopniowo losy Ardwina – lokalnego mędrca oraz jedynego znanego przedstawiciela gatunku ludzkiego.
W przeciwieństwie do badań Milo – odkrywczym nie będzie rzec, iż fabuła Tinykin należy do pretekstowych. Czego natomiast nie mogę odmówić, to sprytnego wykorzystania motywu gry. Tworzy on idealne uzasadnienie abstrakcyjnego, choć interesującego “settingu” wielkiego świata widzianego oczami małego człowieka. Świat ten zresztą wzbogaca obecność tycich istotek, tytułowych tinykinów.
Gdzie Milo nie może, tam tinykin dopomoże!
Tinykiny to niewielkie stworzonka znajdowane w gniazdach rozsianych po całym mieszkaniu. Dreptając wesoło za protagonistą – potrafią formować prowizoryczne drabinki, wysadzać barykady, nieść ciężkie obiekty i wiele innych. Chociaż liczba samych tinykinów jest ograniczona – gra dość hojnie obdarowuje gracza licznymi gniazdami owych maleństw. Skutecznie zapobiega to “backtrackingowi”, ograniczając potencjalnie powroty po większą dawkę tyciego zasobu.
Ich wielofunkcyjność zastępuje nieobecny w grze system rozwoju postaci. Ma to sens, gdyż pomniejszony Milo działający w pojedynkę nie potrafi zdziałać zbyt wiele. Ten, co prawda, dysponuje na start parą przedmiotów ułatwiających przemykanie wzdłuż mieszkania. Nie zmienia to faktu, iż mimo wszystko – trzon rozgrywki oparty jest na tinykinach właśnie. Perfekcyjnie dopełniają one zagubionego bohatera.
Operacja eksploracja
Celem misji w Tinykin jest budowa nowego wehikułu kosmicznego. Części maszyny pozyskujemy wraz z dalszym progresem, za sprawą mrówczych lokatorów. Ponieważ nic nie jest za darmo – Milo musi wykonać dla nich kilka ważnych zadań. Tak oto rozkręcimy imprezę, przywrócimy wielki magnetofon do działania lub zażegnamy konflikt wyrobami cukierniczymi. Wszystko okraszone jest lekką humorystyczną narracją spowitą żartami oraz aluzjami do popkultury. Gra nie posiada elementów walki, co może odciągnąć od siebie niektórych graczy. Od samego początku koncentruje się na zagadkach z wykorzystaniem tinykinów.
Całość sprowadzona jest do kilku prostych czynności, takich jak znalezienie bądź aktywacja konkretnego przedmiotu. Zadania są proste, acz satysfakcjonujące, głównie za sprawą dobrze zrealizowanej rozgrywki opartej o eksplorację. Nie brakuje tu licznych zakamarków do sprawdzenia, znajdziek do znalezienia oraz misji pobocznych do wykonania. Dzięki temu niejednokrotnie wodziłem nosem wzdłuż rozmaitych lokacji, odstawiając na bok wątek fabularny. Powodem, dla którego przede wszystkim zawdzięczam taką przyjemność są genialnie zaprojektowane mapy.
Kraina wizualnego przepychu
Rzecz jaką Splashteam zrobiło naprawdę dobrze, to połączenie aspektu wizualnego map razem z ich układem. Wielopiętrowość etapów buduje wrażenie ogromu otaczającego nas świata. Wraz z tym zabiegiem sporo zyskuje design poziomów, wykorzystując wszechobecny przepych. Każda roślina doniczkowa, leżąca książka, stojący mebel bądź inny przedmiot – pełni rolę osiągalnej dla nas platformy. Tak gęste rozmieszczenie obiektów bywa chwilami nieco kłopotliwe. Zdarzało się, iż zahaczająca o liść na drugim planie kamera przysłaniała horyzont, utrudniając pracę z tinykinami.
Wizualnie tytuł cieszy oko stylizowaną oprawą. Elementy trójwymiarowe idą w parze z dwuwymiarowymi sprite’ami postaci. Jedyną rzeczą wywołującą we mnie lekkie uniesienie brwi jest sama postać Milodane’a. Ten, z jakiegoś powodu, porusza się zwrócony w kierunku kamery, tworząc dziwne wrażenie chodzenia do tyłu. Na szczęście rzecz ta nie przeszkadza mi jakkolwiek w odbiorze gry. Przyzwyczaiłem się do niej w przeciągu paru minut, ignorując początkowo dziwaczny zabieg. Kontrastem dla grafiki może być muzyka. Jest ona całkiem dobra, choć nie zapadła w ucho na tyle, bym szczególnie zapamiętał ścieżkę dźwiękową gry. Ostatecznie całokształt reprezentuje naprawdę wysoki poziom.
Podsumowanie
Tinykin to wielka gratka dla miłośników gier platformowych. Wspaniale zaprojektowany świat przeplata się z przyjemną i satysfakcjonująca rozgrywką. Tytuł, choć stworzony przez małą ekipę, bezwstydnie może stanąć w szranki z produkcjami większych studiów. Dodatkowo pochwalić muszę wydanie gry na Nintendo Switch. Port ten kosztem 30 klatek z drobnymi kompromisami graficznymi – działa naprawdę świetnie, zarówno w trybie zadokowanym, jak i przenośnym. Warto zatem spojrzeć na produkcję dewelopera z Montpellier, niezależnie od platformy na jakiej lubicie grać.