Tombi! Special Edition – recenzja (Switch). Wytchnienie dla portfela

Gra dostępna na:
PC
PS5
SWITCH
Tombi - grafika główna

Tombi! to jeden z najlepszych przykładów tego, czemu “era remasterów” wcale nie jest tak zła, jak kazałaby sądzić co głośniejsze opinie internautów. To produkcja kultowa, która jednak nie okazała się finansowym hitem. Niska liczba sprzedanych kopii, kultowy status i fakt, że w 2021 roku została wraz z kontynuacją usunięta z cyfrowej dystrybucji na PlayStation 3, sprawiły, że Tombi! stało się towarem deficytowym, wprawdzie wciąż dostępnym na rynku wtórnym, ale ceny za wydanie w oryginalnym opakowaniu rozpoczynały się od tysiąca złotych. Opakowania zastępcze też nie pomagały. Było taniej, ale zaledwie o kilka stówek. Na całe szczęście dostaliśmy w końcu Tombi! Special Edition.

Bardziej port, niż remaster

Remaster to wprawdzie niezbyt powalający, bo w zasadzie ograniczający się wyłącznie do dorzucenia kilku teł i filtrów ekranu, co jest miłym dodatkiem, ale jeszcze milej byłoby zobaczyć sprite’y postaci w większej liczbie pikseli. Tymczasem na ząbkowanych krawędziach nadal można wykuć sobie oczy i nie pomaga niestety nawet filtr z przeplotem. Odświeżono natomiast już i tak świetną, wesołą muzykę (pozwalając przy okazji na wybór między oryginalną a nową aranżacją), a w ramach bonusu dorzucono możliwość zapisu stanu gry w dowolnym momencie, cofanie czasu oraz szereg grafik koncepcyjnych i kilkanaście minut wywiadów z Tokuro Fujiwarą i odpowiedzialną za ścieżkę dźwiękową Harumi Fujitą.

Tombi - wywiad
Wywiadów z twórcami nie ma może zbyt wiele, ale wciąż stanowią bardzo miły dodatek.

Upierdliwa okazuje się natomiast niekonsekwencja w poruszaniu się po menusach w wersji Switchowej. Menu Tombi! Special Edition to klasyczne Nintendo (akceptujemy wybór A, anulujemy B), ale w samej grze sterowanie pozostaje wierne oryginałowi (akceptujemy B, anulujemy A), co frustruje niemiłosiernie nawet po dłuższym czasie obcowania z grą. Na szczęście jest to jedyna faktyczna bolączka odświeżonej edycji. Gra wolna jest od błędów i nawet na Switchu działa bardzo płynnie, pozwalając w pełni cieszyć się ekspresywnymi animacjami. Oprawa ze względu na niską rozdzielczość samej produkcji najlepiej prezentuje się w trybie przenośnym, więc polecam grać w ten sposób, choć i na ekranie telewizora trudno jest nie docenić ślicznych i jakże kreatywnych lokacji, łączących w sobie grafikę 2D i 3D.

Tomba, Ty to jesteś jednak trąba

Sam rdzeń również pozostał niezmieniony. Weterani oryginału będą mogli zatem bez żadnych boleści jeszcze raz przeżyć przygody tytułowego chłopca-dzikusa Tomby (warto w tym miejscu wyjaśnić, że w Europie tytuł Tomba! przechrzczono na Tombi!, prawdopodobnie ze względu na podobieństwo do włoskiego słowa “tomba”, oznaczającego grób), który rusza do walki ze złymi świniami, by odzyskać skradzioną bransoletkę dziadka. Natomiast nie tylko oni, bo również młodsi gracze z pewnością docenią urokliwie rubaszną i pełną gagów historię, aczkolwiek w ich przypadku nie obejdzie się bez kilku problemów.

Tombi - stary chłop
W naszej przygodzie nieodzowną pomocą okażą się lokalni dziadziusiowie o długich brodach i jeszcze dłuższych żywotach.

Niekonwencjonalna platformówka

Przede wszystkim Tombi! jest grą zdecydowanie bardziej skomplikowaną, niż może się początkowo wydawać. Nie jest to bowiem klasyczna platformówka 2,5D (poruszać można się również w głąb ekranu), a raczej coś na wzór na metroidvanii i RPG-a zarazem. Oznacza to mniej więcej tyle, że świat Tombi! posiada stosunkowo otwartą formułę, a do raz odwiedzonych już lokacji nie tylko możemy, ale wręcz musimy co rusz powracać, by ukończyć powierzone przez najrozmaitszych mieszkańców krainy zadania, odblokować wcześniej zamknięte drzwi przy pomocy zdobytego “klucza” (bo wcale nie musi być to fizyczny klucz) czy odnaleźć jednego z ośmiu zawartych w grze bossów.

Oczywiście podróże pomiędzy poszczególnymi lokacjami i miastami przyjmują formułę platformowego wyzwania, lecz gra bardziej niż prędkość przebycia trasy premiuje eksplorację. To właśnie w ten sposób poznajemy nowych bohaterów, natrafiamy na kolejne zadania i odnajdujemy przydatne przedmioty. Dodatkowo w późniejszych etapach gry zaprzyjaźniamy się z psem Baronem, który pozwala nam na szybką podróż między miejscówkami, kiedy tylko chcemy. Wprawdzie jest to opcja dostępna od początku gry, ale do tego momentu wymaga użycia specjalnych piór w limitowanym nakładzie.

Tombi - wspinaczka
Tomba potrafi wspinać się również na niektóre elementy tła.

Co do rączki, to do buzi

No, bo mamy tu też ekwipunek w formie brzucha Tomby, do którego ten upycha nie tylko przedmioty potrzebne do ukończenia zadań, ale również portki o rozmaitych właściwościach, różnorakie bronie białe, magiczne kryształy gwarantujące równie magiczne moce (np. zamknięcie się wewnątrz płomienia), a nawet linkę z hakiem czy umożliwiającą wolniejsze opadanie parasolkę. Bohater dysponuje również trzema paskami doświadczenia o różnych kolorach, napełnianych poprzez walkę z przeciwnikami, ale ich jedyną funkcją jest w zasadzie pozwolenie nam po wbiciu dziesiątego poziomu na zgarnięcie kryształu o tej samej barwie.

Git gud

Tombi! jest natomiast grą dość wymagającą, więc z otwartymi ramionami powitałem możliwość cofania czasu w remasterze. Niektóre z poziomów potrafią dać mocno w kość, zwłaszcza kiedy mowa o Lava Caves czy Phoenix Mountain. W tej pierwszej o siwe włosy przyprawiają schowane poza zasięgiem wzroku platformy, z kolei w tej drugiej nerwy psuje ciągle wiejący i utrudniający skakanie wiatr, aczkolwiek sprawę w obu przypadkach zdecydowanie ułatwia wspomniana linka z hakiem i parasolka. Znów, gra premiuje eksplorację, więc poziom trudności spada nieco, kiedy znajdziemy odpowiedni przedmiot lub pokonamy powiązaną z regionem świnię, tym samym przywracając konkretne lokacji do ich stanu sprzed świńskiej klątwy. Tombi! jest zatem pod tym względem przemyślane i całkiem sprawiedliwe, choć sekcje z przeskakiwaniem między drążkami to utrapienie ze względu na nieintuicyjne sterowanie.

Tombi - przerywnik filmowy

Potyczki z przeciwnikami nie są natomiast wyjątkowo wymagające. Każdego wroga, niezależnie od tego, czy jest to paskudny warchlak, krwiożercze ptaszysko czy roześmiany muchomor, da się rozłożyć na dwa machnięcia bronią lub wskakując na niego i ciskając nim o ścianę. Niemniej ich rozstawienie na planszy wymaga od gracza odpowiedniego podejścia. Nieco trudniejsze, ale boleśnie powtarzalne są natomiast walki z bossami. Schemat za każdym razem jest dokładnie taki sam – wskoczyć prosiakowi na łeb i cisnąć go do wora. Żeby nie było za łatwo, świniaki dysponują magią i co rusz posyłają w nas meteoryty lub tornada, po każdym ataku teleportując się w inne miejsce, a sam worek porusza się po wyznaczonej trasie, więc trzeba odpowiednio wyczuć moment, by podjąć ofensywę.

Wytchnienie dla portfela

W Tombi! Special Edition bawiłem się całkiem nieźle, choć, nie ukrywam, zajęło mi nieco czasu, by faktycznie zacząć czerpać z gry frajdę. Nadal jest to bowiem produkcja z zupełnie innych czasów, kompletnie nieprowadząca gracza za rączkę, przez co nietrudno jest się w niej na moment zaciąć. Zwłaszcza że, mam wrażenie, nie wszystkie mechaniki są tu dobrze wytłumaczone i do odpowiednich wniosków czy rozwiązań dojść należy samemu. Niemniej, tytuł ten jak najbardziej warto poznać. Tombi! Special Edition to niezwykle ambitna jak na swoje czasy produkcja, którą nareszcie można sprawdzić w przystępnej cenie (89 zł to kwota jak najbardziej uczciwa) i klasyk, które każdemu fanowi retro po prostu wypada znać.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Limited Run Games.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top