Two Worlds II: Echoes of the Dark Past Part 2 – recenzja (PC). Ostatnie echo

Gra dostępna na:
PC
Dark Past Part 2 - grafika główna

Jeśli chciałbym być złośliwym, to mógłbym powiedzieć, że mroczna przeszłość w tytule kooperacyjnego (acz do przejścia również w pojedynkę) dodatku Echoes of the Dark Past Part 2 do Two Worlds II odnosi się do dość niskiej jakości poprzednich rozszerzeń (wyłączając jedynie Pirates of the Flying Fortress). Nie chcę tego jednak robić, bo całą tę sytuacją uznaję za wyjątkowo smutną. Two Worlds II pomimo wielu ułomności było zaskakująco przyjemną produkcją, którą koniec końców potraktowano jako względnie dojną krowę. Zresztą nic, co mógłbym powiedzieć, nie byłoby w stanie obrazić rozszerzenia Echoes of the Dark Past Part 2 bardziej, niż robi to ono samo.

Lichy pomost

Już po tytule możecie domyślać się, że jest to bezpośrednia kontynuacja wydarzeń z pierwszego Echoes of the Dark Past, opowiadającego o konflikcie między najemnikami Vanderbiltów a magami z Uniwersytetu Veneficusa. Całość miała przy okazji za zadanie stanowić pomost pomiędzy wydarzeniami z oryginału a opowieścią zaserwowaną nam w Call of the Tenebrae. Podobnie jak „jedynka”, Part 2 spisuje się w tej roli mocno średnio. Zresztą nawet snuta przez scenarzystów historia sama w sobie wypada kompletnie bez wyrazu i ewaporuje z umysłu jeszcze w trakcie grania.

Dark Past Part 2 - chłop
Echoes of the Dark Past Part 2 pozwala na ucięcie sobie kilku pogawędek, ale co z tego, jeżeli są one równie porywające, co dyskusja z taksówkarzem?

Jest to o tyle ciekawe, że twórcy widocznie położyli w drugiej części znacznie większy nacisk na narrację. O ile poprzednio wszystkie trzy mapy pozbawione były NPC-ów, z którymi moglibyśmy porozmawiać, o tyle teraz co rusz natrafimy na kogoś chętnego do pogawędki. Mało tego, Echoes of the Dark Past Part 2 oferuje ponadto dwie osobne ścieżki fabularne. Możemy bowiem wybrać, czy w poszukiwaniach artefaktów sprzymierzymy się z magami, czy z najemnikami. Od naszego wyboru zależy nie tylko dalszy przebieg historii (aczkolwiek nie żeby to miało większe znaczenie w kontekście scenariuszowej padaki), ale też to, do jakich misji uzyskamy dostęp.

6 to nowe 3

Już sam opis dodatku obiecuje dwa razy więcej zawartości, niż w części pierwszej, reklamując się aż sześcioma nowymi mapami. Jest to niestety półprawda – mapy są trzy, choć faktycznie w różnych wariantach fabularnych. Mamy więc olbrzymie i niestety zmuszające do wielokrotnego backtrackingu Desert Storm, w którym wybieramy, z którym ugrupowaniem się sprzymierzymy (dostępne również w trybie TDM), monotematyczne labirynty tuneli Tenebrae oraz sanktuarium Sama’ela z rozczarowującym finałem. Twórcom należy oddać, że widoki są tutaj zdecydowanie bardziej różnorodne, niż w poprzedniku, ale cóż z tego, jeżeli odwiedzane lokacje są po prostu męczące. Masa backtrackingu, nieustanne poczucie zagubienia, niejasne wytyczne – naprawdę byłem bliski rzucenia tego dodatku w kąt. Tyle dobrego, że przeciwnicy nie są już aż takimi gąbkami na obrażenia, a towarzysząca przygodzie muzyka jest naprawdę dobra.

Dark Past Part 2 - mutant

Ostatnie echo

Nie powiem, żebym się nie spodziewał, bo sięgając po rozszerzenia do Two Worlds II, byłem w pełni świadom, jakie opinie krążą o nich w sieci. Siadając do Echoes of the Dark Past Part 2, byłem ponadto bogatszy o doświadczenie z poprzednika, a i tak poczułem się rozczarowany. Oczywiście rozumiem też, że to dodatki skrojone pod grę kooperacyjną, ale znalezienie chętnych do wspólnej rozgrywki nie należy do najłatwiejszych zadań. Serwery zioną pustkami, a ja miałbym wyrzuty sumienia, nakłaniając kogokolwiek do zakupu tego dodatku. Zresztą nawet abstrahując od samej rozgrywki, która nie jest jakoś skandalicznie zła (jest po prostu nijaka), Echoes of the Dark Past Part 2 zawodzi przede wszystkim jako finał dwuczęściowej opowieści, pozostawiając gracza wyłącznie z poczuciem zmarnowanego czasu. Najbardziej niepokojące jest jednak to, że ponoć najgorsze jeszcze przede mną…


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top