Partner do grania to spełnienie marzeń wielu graczy. No bo przecież pokonywanie wyzwań i przeciwności losu zawsze jest przyjemniejsze i łatwiejsze w zespole, prawda? Niestety, wydaje mi się, że liczba gier, które oferują tryb współpracy dla dwóch lub więcej graczy z roku na rok maleje. I choć z moim przyjacielem (siema Aru!) gramy razem już ponad tuzin lat notorycznie stajemy przed tym samym dylematem: w co grać teraz?
Standardowe listy w stylu „TOP 10 gier do co-opa” są zwykle mało pomocne, bo wiecznie wymieniają te same tytuły. Overcooked, It Takes Two, A Way Out, Don’t Starve Together… Nie zrozumcie mnie źle, to są bardzo fajne gry do grania z przyjaciółmi, a w zasadzie to jedne z najlepszych gier do tego! Natomiast są to też najbardziej oczywiste pozycje w tej kategorii, dlatego każdy poradnik je zawiera. Z tego też powodu, ponieważ znowu szukaliśmy czegoś, w co moglibyśmy grać razem, przygotowałem krótki poradnik z fajnymi grami z trybem kooperacji. Na liście znajdują się jednak tylko te gry, które sprawdziłem, więc na pewno pominięte zostało całe mnóstwo tytułów wartych Waszej uwagi! Ale to jeszcze nie wszystko! W bonusie w przyszłym tygodniu, jako uzupełnienie tej listy, pojawi się tekst o grach oferujących tryb kooperacji, ale niekoniecznie się do niego nadających.
Orcs Must Die! 2
Przeciętny gracz w ciągu roku zabija 25.684 orkopodobnych przeciwników (przeciętny statystycznie, rzecz jasna, bo każdy gracz i graczka są wyjątkowi). Co ciekawe, aż 83% z tych zabójstw jest dokonywanych za pomocą broni konwencjonalnej (miecze, topory, kusze) i magicznej (zaklęcia, klątwy, przedmioty magiczne). Orcs Must Die! to gra, która za cel postawiła sobie odwrócenie tych proporcji, co wychodzi jej zdecydowanie na dobre!
Tutaj walka z orkami podzielona jest na dwie fazy. W pierwszej z nich szykujemy umocnienia, budujemy wieżyczki strzelnicze i zastawiamy magiczne pułapki – wszystko z myślą o powstrzymaniu jak największej liczby zielonoskórych. W drugiej fazie zaczyna się kolorowa i chaotyczna rzeź! Orkowie bezlitośnie przedzierają się przez perymetr nie bacząc na idące w tysiące straty. Dopiero wtedy wpadamy z bronią konwencjonalną i magiczną, uzupełniając swoją osobą luki w obronie.
Gra ogromnie wciąga i jest dumnym przedstawicielem syndromu „jeszcze jednego poziomu” już przy grze solo, a w towarzystwie zabawa jest naprawdę świetna. Wprawdzie w najnowszą, trzecią część jeszcze nie grałem, więc byłbym odrobinę ostrożny patrząc na ciut niższe oceny niż u poprzednich gier, ale druga część na PC (pierwsza nie miała trybu współpracy) na pewno zadowoli Wasze kooperacyjne potrzeby na kilkanaście godzin!
Miejcie na uwadze, że pierwsza i druga część były dostępne chyba tylko na PC, natomiast najnowsza odsłona jest także na PlayStation i Xboxach.
A jeżeli będzie Wam mało, są jeszcze Dungeon Defenders 1 i 2, z czego ta druga jest darmowa! Te gry są na tyle podobne do OMD!, że spokojnie powinniście się w nich odnaleźć, a też na tyle odrębne, żeby nie pozostawiać nieprzyjemnego uczucia deja vu.
Warhammer: Vermintide
Gdy pokonacie już kolejnych kilkadziesiąt tysięcy orków, fajnie byłoby zmienić nieco scenerię. Pozostańmy na chwilę jeszcze w klimacie fantastyki, ale nie takiej kolorowej i kreskówkowej, tylko takiej, jaką wyreżyserowałby Zack Snyder: mrocznej, brutalnej i poważnej. Koniec świata jest bliski, ludzkość niemalże wyginęła, a na powierzchni ziemi królują szczury: wielkie, żądne krwi i bezwzględne. Ty i inni bohaterowie nie walczycie po to, by uratować świat. Walczycie o to, żeby przetrwać choćby kilka godzin dłużej.
Warhammer: End Times – Vermintide, jak brzmi pełna, i nieco przekombinowana, nazwa gry, to niekończąca się walka, gdzie współpraca to klucz do przetrwania. Inspirowana niezaprzeczalnym hitem, jakim było Left 4 Dead, Vermintide wymusza na graczach trzymanie się razem. Jeżeli zostaniesz z tyłu, gra rzuci na Ciebie taką liczbę przeciwników, z którą nie dasz sobie rady bez pomocy towarzyszy niezależnie od swoich własnych umiejętności. Poza typowym mięsem armatnim spotkasz wyjątkowo paskudnych przeciwników, którzy są silniejsi, sprytniejsi, działają z zaskoczenia lub mają na swoich usługach potężne zaklęcia. Jedynym sposobem na ich przezwyciężenie jest koordynacja z innymi graczami.
Podstawowa wersja gry oferuje kilka map, których przejście zajmie od kilku do kilkudziesięciu godzin, do tego jest jeszcze kilka płatnych DLC z dodatkowymi mapami. A jeśli ten rodzaj współpracy nam się spodoba, to kilka lat później pojawiło się Vermintide 2 z dodatkowymi kilkudziesięcioma godzinami zawartości! Obie gry dostępne są na PC, Xbox oraz Playstation, a do tego często idzie je dorwać za grosze.
Remnant: From the Ashes
Za mało mrocznie? Zbyt łatwo? No cóż, na to też coś poradzę. Wyobraźcie sobie naszą starą, dobrą ziemię, ale taką, którą przeorała już apokalipsa pod postacią międzywymiarowego wcielenia zła niszczącego wszystko na swojej drodze. Ludzkość została zdziesiątkowana, zdobycze cywilizacyjne przepadły, a po świecie pałętają się pokrętne i do szczętu złe demony mające tylko jeden cel: uprzykrzyć graczowi życie.
Jeżeli jesteście fanami gier souls-like lub należycie do gatunku graczy, co nie odczuwają satysfakcji dopóki się porządnie nie namęczą, Remnant będzie jak znalazł. Mniej tutaj machania mieczem, więcej strzelania, ale reguły pozostają te same: popełnisz błąd, giniesz. Nawet zwykły przeciwnik może być ogromnym zagrożeniem, a walki z bossami mają rozmach i wymagają diabelskiej precyzji zarówno w oddawaniu strzałów jak i unikaniu ataków. Gra wspiera do trzech graczy, ale posiadanie wsparcia wcale nie sprawia, że jest łatwiej, co powinno się tutaj zapisać na plus.
Podstawowa gra starcza na jakieś kilkanaście godzin zabawy, a dodatek Subject 2923 dodaje kolejne kilka godzin. Remnant: From the Ashes jest dostępne na PC oraz Xbox i Playstation, a w maju tego roku dostały nawet upgrade dla najnowszych wersji konsol.
Tom Clancy’s Ghost Recon Wildlands
Czasami warto jednak wrócić na ziemię i zająć się czymś bardziej przyziemnym. A co może być bardziej przyziemnego od czołgania się w błocie? Trzeba jednak być twardym, komandosi wiedzą przecież, że jedynym łatwym dniem było wczoraj, poza tym nikt nie powiedział, że obalenie kartelu narkotykowego w Boliwii będzie łatwe.
W Wildlands razem ze swoim oddziałem mścimy się za zamach na amerykańską ambasadę usiłując doprowadzić do upadku Santa Blanca, wspomnianego powyżej kartelu.
Obszar działania jest ogromny, przeciwnicy zaś mają zdecydowaną przewagę liczebną, więc najważniejszym orężem ducha logicznie musi być niewidzialność. Gra mocno naciska na wykonywanie zwiadu, oznaczaniu pozycji przeciwników, ciche eliminacje i stopniowe oczyszczanie terenu, zaś styl gry a’la Rambo, choć satysfakcjonujący, jest ogromnie ryzykowny i najczęściej kończy się ponownym wczytaniem ostatniego zapisu gry. Wprawdzie można grać z botami, które zastępują towarzyszy, ale największą frajdę daje zgranie się ze znajomymi – wtedy naprawdę idzie się poczuć jak prawdziwy specjals.
Gra jest dostępna na PC, Xbox i Playstation, a do tego często trafia na duże przeceny, zwłaszcza na PC. Podstawowa wersja gry zapewnia kilkadziesiąt godzin zabawy, zaś dwa duże dodatki dodają do tego jeszcze kilkanaście. A jeżeli nadal będziecie odczuwali niedosyt, sequel Breakpoint to kolejne kilkadziesiąt godzin. Teraz po pewnym czasie od premiery i wielu sprzyjających graczom usprawnieniach to również godny polecenia tytuł dla graczy szukających wyzwań grupowych.
Earth Defense Force 4.1
Popkultura nauczyła mnie, że kiedy naszą planetę atakują ogromne potwory, należy do walki z nimi a) stworzyć ogromne roboty albo b) napuścić na nie inne ogromne potwory. Okazuje się jednak, że gdy akurat pod ręką brak zarówno jednego jak i drugiego, czasami zwykły karabin, ewentualnie ze wsparciem wyrzutni rakiet, sobie poradzi. Czy to gigantyczne mrówki, pająki czy pszczoły, ogromne roboty i statki kosmiczne, czy kuzynostwo drugiego stopnia starej i poczciwej Godzilli, okazuje się, że sprawdzony ołów jest nadal śmiercionośny – konieczne jest tylko dobranie odpowiedniej dawki specyfiku.
EDF4.1 jest dość charakterystyczny. Widać z daleka, że to gra niskobudżetowa, fabuła jest jedynie kiepskim pretekstem do eksterminacji, gra aktorska jest bardzo przesadzona i jednocześnie dość drewniana, staromodny ragdoll mocno kłuje w oczy, jak i cała oprawa graficzna zresztą… Ale niech mnie diabli, jeżeli żałuję choćby minuty spędzonej w całej grze! Jest w niej coś oczyszczającego, po całym dniu pracy i stresów strzelanie do owadów (i pajęczaków) jest niesamowicie relaksujące, a po każdej ukończonej misji (a tych, wliczając dodatek, jest blisko setki!) chce się więcej.
W EDF może współpracować ze sobą do czterech graczy, a każdy ma do dyspozycji jedną z czterech klas i dziesiątki różnego rodzaju sprzętu, więc ciężko o nudę i powtarzalność. Gra spokojnie wystarcza na kilkadziesiąt godzin sieczki, wyszła zarówno na PC i PS4, a do tego w razie potrzeby dostępne są też EDF 5 oraz EDF: Iron Rain, z których każda starcza na długo. Zaś jeśli idzie o przyszłość, w kolejnym roku ma się pojawić EDF6, a także port 4.1 na Switcha, więc to chyba świetny moment, żeby się z tą serią zapoznać!
World War Z
Zombie to bardzo niewdzięczni bohaterowie mediów. Z jednej strony nadal mają swoich miłośników (w tym i mnie!), a z drugiej już chyba wszystko, co się dało wymyślić z nimi w roli głównej zostało wymyślone. Jedni zaczynają już odczuwać przesyt, a innym ten przesyt towarzyszy już od dekad. A mimo to nadal znajdują się odważni ryzykanci, którzy tworzą nowe treści, gdzie nieumarli grają pierwsze skrzypce. I o ile film o tym samym tytule zapadł mi w pamięć tylko i wyłącznie przez scenę zombiaków wspinających się po murze w Jerozolimie, tak do gry żywię bardzo ciepłe uczucia.
Fakt, zapewne duża część tej sympatii wynika z tego, że zagrywałem się kiedyś w Left 4 Dead, a że nigdy nie doczekaliśmy się trzeciej części, WWZ skutecznie wypełniło tę pustkę w moim sercu. Jest całkiem sporo map, ciekawy system rozwoju postaci, podział na klasy… a na najwyższym poziomie trudności horda zombie nabiera takich rozmiarów, że człowiek zaczyna wątpić w swój karabin. Do tego oczywiście zombie mają swoje specjalne odmiany, a gracze mają kilka(naście) specjalnych narzędzi, więc nie da się nudzić w trakcie rozgrywki.
World War Z wprawdzie jest dość krótkie, jeśli skupimy się tylko na fabule (spokojnie zamknie się w siedmiu godzinach), ale rozwój postaci i umiejętności, a także pięć poziomów trudności zapewniają ogrom rozrywki nawet przy powtórnym ogrywaniu. Natomiast zdecydowanie największą zaletą WWZ jest cross play, czyli możliwość grania razem ze znajomymi niezależnie od swojej wybranej platformy – niezależnie od tego, czy to Xbox, PlayStation czy PC, a od listopada 2021 także i Switch!
The Division 2
Nic tak nie dzieli ludzi, jak apokalipsa. Praktycznie każdy film, każda książka czy gra, która dzieje się po katastrofie podkreśla, jak ludzie z dnia na dzień stają się skrajnymi egoistami. Zresztą, co by nie szukać dalej, wystarczy spojrzeć, co o nas samych ujawniła trwająca wciąż w najlepsze pandemia. Nie inaczej jest też w Tom Clancy’s The Division 2, gdzie pełno mamy przykładów ugrupowań, które dbają tylko o własne interesy. Na szczęście wraz z nawet trojgiem znajomych możemy działać razem, żeby się temu przeciwstawiać!
Gra zabiera nas na wirtualny spacer po Waszyngtonie, który usiłuje się podnieść po globalnej katastrofie. Wszędzie potrzebują naszej pomocy, za każdym rogiem czai się niebezpieczeństwo, a my jesteśmy ostatnią nadzieją na jakiś porządek niczym szeryf z klasycznych westernów. The Division 2 można cieszyć się samemu, ale doświadczenie przynosi dużo więcej radości, gdy mamy u swojego boku towarzyszy.
Wybór drugiej części może wydawać się dość kontrowersyjny, popularnie uważa się, że pierwsza Dywizja była lepszą grą, niż jej sequel, jednak uważam, że nie dość, że dwójka jest przystępniejsza, to oferuje także dużo więcej treści. Zapewnia minimum kilkadziesiąt godzin doskonałej zabawy, a świat w grze jest na tyle zróżnicowany i żywy, że nawet zwyczajne bieganie bez celu jest niesamowicie satysfakcjonujące. To wszystko, połączone z przyjemnym gameplayem i intrygującym światem gwarantuje doskonałą zabawę. Gra jest dostępna na Playstation, PC oraz Xboxach, do tego notorycznie jest za śmieszne pieniądze, a dodatek Warlords of New York daje całkiem masywną dawkę treści!
Zombie Army 4
No co ja Wam poradzę, że znowu polecam grę o zombiakach? Kiedy one są takim sympatycznym celem – poruszają się powoli, jest ich dużo, a do tego giną tysiącami? Ale wiecie, rozprawianie się z nimi za pomocą współczesnej broni może wydawać się trochę pójściem na łatwiznę, więc można spróbować swoich sił w troszkę odleglejszych czasach! Na przykład w czasach drugiej wojny światowej, gdzie okazało się, że Naziści mają na swoich sługach hordy nieumarłych. A przynajmniej tak mi się wydaje, bo nie ukrywam, że fabuła tej gry mogłaby nie istnieć.
Faktem jest natomiast to, że strzelanie do zombie jest przyjemne, nie nudzi się za szybko, bo poziomy są mocno zróżnicowane, do tego mamy rozwój postaci, pułapki w terenie, specjalnych przeciwników, walki z bossami… ZA4 to średniak, ale widać, że twórcy gry byli tego świadomi i brak szlifów czy sporadyczne błędy w ogóle nie wpływają na przyjemność płynącą z rozgrywki. Za to niektóre trafienia czy skopiowane prosto ze Sniper Elite ujęcia kamery podążającej za pociskiem potrafią mocno poprawić humor!
Zombie Army 4 to kilkanaście godzin zabawy za niską cenę, jeśli znajdziecie grę w promocji. Jest dostępna na Playstation 4, Xbox One i PC, a także Stadia, a jeżeli przypadnie Wam do gustu, można sprawdzić poprzednie części lub postrzelać do Nazistów w Sniper Elite, bo gameplay niewiele się od siebie różni pomiędzy tymi grami.
Splinter Cell Conviction
Niegdyś jedna z najbardziej innowacyjnych serii gier podparta nazwiskiem Toma Clancy’ego teraz jest już niestety tylko wspomnieniem od czasu do czasu odgrzewanym jakimiś dodatkami w innych tytułach. Wszak ostatnia część, niesławne Blacklist, pojawiło się w 2013 i choć przebąkuje się coś o filmie, to na nową grę raczej nie mamy co liczyć. Na szczęście jakość ma to do siebie, że zawsze pozostaje wartościowa – Splinter Cell: Conviction, choć ma już ponad dziesięć lat, nadal jest grą, która w kooperacji błyszczy. Dodany dodatkowo obok kampanii dla jednego gracza tryb współpracy to osobny zestaw misji, do wykonania których wsparcie przyjaciela jest konieczne.
Ta gra wymaga ogromu cierpliwości i masy planowania, ale każda udana misja jest naprawdę warta tego wysiłku. Jest to też doskonały test współpracy, bo misje są tak skonstruowane, że ciężko będzie je przejść bez odpowiedniej koordynacji. Wprawdzie po takim czasie efekty audio-wizualne nie zachwycają, ale rozgrywka wciąż pozostaje na wysokim poziomie.
Gra została wydana tylko na PC i Xbox 360, ale ze względu na jej wiek praktycznie każdy sprzęt będzie w stanie komfortowo ją uciągnąć. Pewnym problemem może być dołączenie do wspólnej gry przez brak wsparcia ze strony Ubisoftu, ale nadal jest to możliwe – w razie potrzeby można znaleźć poradniki, które w prosty sposób pokazują, jak to zrobić. W trybie współpracy oferuje ona przynajmniej kilka godzin zabawy, a jeżeli to będzie za mała dawka wrażeń, zawsze można zwrócić się do Blacklist, które posiadało kilkanaście misji dla dwóch graczy, choć już nie tak dopracowanych, jak w Conviction.
Mam szczerą nadzieję, że tytuły z tej listy przypadną Wam do gustu i zapewnią całą masę wspólnej zabawy. Myślę, że każdy znajdzie tutaj tytuł, który będzie odpowiadał jego preferencjom!
27 października 2021
[…] lubicie takiego typu rozgrywkę. Jeden z przyjaciół redakcji wspominał nawet o The Division 2 w swoim ostatnim felietonie. Można go również przeczytać na blogu autora: […]