Nigdy nie byłem fanem gier imprezowych i raczej stroniłem od sięgania po kolejne, uwielbiane przez wielu odsłony Mario Party. Spora w tym zasługa braku w moim otoczeniu osób, które interesowałaby tak niezobowiązująca i często głupkowata zabawa, ale nie jest to jedyny powód. Sam przez długi czas kręciłem nosem na podobne produkcje. Ba, nawet dzisiaj, choć w temacie poważności konsumowanych treści jestem dużo bardziej liberalny, wciąż pozostaję wybredny. Block‘Em ma w sobie jednak to coś. Coś, co sprawiło, że bawiłem się w nim tak dobrze, jak w żadnej innej produkcji tego typu dotychczas.
Lepszy klocek w garści…
To czysta, chaotyczna i niezwykle rubaszna produkcja dla maksymalnie czterech graczy, która z miejsca kupuje przeuroczą oprawą graficzną. Rozgrywka została oparta o nadzwyczaj prosty pomysł. Mowa bowiem o stawianiu klocków w taki sposób, by utorować sobie drogę do celu, jednocześnie blokując ją innym uczestnikom zabawy. Ci mogą natomiast nasze klocuszki usuwać i próbować zepchnąć nas w przepaść. Wszystko dzieje się przy tym na tyle szybko, że pomimo Block’Em pomimo bycia dość przystępnym, momentami wymaga nie tylko sporej zręczności, ale również łuta szczęścia. W żaden sposób nie psuje to jednak wrażeń z rozgrywki, a wręcz przeciwnie – kolorowy rozgardiasz bawi i niejednokrotnie wywołuje u grających śmiech niedowierzania.
Należy tutaj nadmienić, że Block‘Em nie oferuje zbyt obfitej zawartości. Twórcy udostępnili zaledwie trzy typy konkurencji na kilkunastu dość podobnych do siebie, choć dobieranych losowo, planszach. W zależności od kaprysu gry możemy otrzymać za zadanie dotarcie jako pierwszymi do wyznaczonego celu, zepchnięcie pozostałych graczy do lawy i utrzymanie się jako ostatni przy życiu, lub zapełnienie mapy jak największą liczbą swoich klocków. Każda runda trwa dosłownie kilkanaście sekund, więc rozegranie jednej partyjki trwa często zaledwie kilka minut. Wszystko to sprawia przy tym na tyle dużo radości, że łatwo tu o złapanie „syndromu jeszcze jednej tury”.
…niż sprzedaż w zawieszeniu
W zupełności wystarcza to, by doskonale bawić się przez co najmniej kilka godzin. Przyznam jednak, że brakowało mi jakiejś dodatkowej motywacji, by wracać na „pole bitwy”. Świetnie w tej kwestii sprawdziłaby się chociażby mechanika odblokowywania wraz z kolejnymi wygranymi nowych elementów kosmetycznych dla postaci. Na tę chwilę od pozostałych graczy wyróżnia nas wyłącznie jedna z kilkunastu dostępnych do wyboru twarzy. Toteż dorzucenie czapki czy kilku nowych min idealnie wpasowałoby się w to, co już jest w Block’Em dostępne, jednocześnie przedłużając żywotność gry, choć i bez tego bawiłem się naprawdę dobrze.
Psikus polega jednak na tym, że Block‘Em został wycofany ze sprzedaży niedługo po śmierci królowej Elżbiety ze względu na wymierzone prawdopodobnie w brytyjskiego wydawcę akcje trollingowe (aczkolwiek to dość dziwny powód). Wiąże się to niestety z wyłączeniem serwerów i brakiem możliwości rozgrywki poprzez sieć. Pragnącym chaotycznej zabawy pozostaje zatem zabawa w lokalnej kooperacji lub z udziałem botów, choć ta druga opcja dość szybko nudzi. Na całe szczęście z odsieczą przychodzi steamowa funkcja Remote Play Together. Dzięki niej drugi gracz może dołączyć do naszego lobby poprzez streaming. Rozwiązanie to jest dalekie od ideału, ale lepsze to niż nic.
Jak zagrać w Block’Em?
Twórcy zapowiedzieli jednak, że gra powróci do sprzedaży już 8 marca. Jeżeli bylibyście więc zainteresowani Block‘Em, wystarczy uzbroić się w cierpliwość. Warto, bo to niezmiernie przyjemna w odbiorze produkcja, idealna na kilka szybkich partyjek w wolnej chwili. Polecam przede wszystkim zaciągnąć do zabawy domowników lub znajomych. Taka wspólna, niezwykle rubaszna zabawa nie tylko pozwoli Wam zacieśnić więzi, ale także nauczy Was technik łagodzenia konfliktów.
Jeżeli wciąż nie jesteście przekonani, koniecznie sprawdźcie też recenzję Pawła i TrójKast #037 – Wodziray ft. Ray Firewood.
Za dostarczenie gry dziękujemy firmie Renaissance PR.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.