Walka z Backlogiem: Watch Dogs: Legion (XSX). Więcej nie znaczy lepiej

Gra dostępna na:
PC
PS4
PS5
XSX
Watch Dogs: Legion - grafika główna

Nie byłem zbyt przekonany do Watch Dogs: Legion, kiedy Ubisoft zaprezentował pierwszy zwiastun. W zasadzie jedyną odsłoną serii, która naprawdę mi się podobała, był wysoce kontrowersyjny oryginał, który może i przeszedł olbrzymi downgrade względem pamiętnej zapowiedzi, lecz mimo wszystko oferował niezły klimat i faktycznie pozwalał poczuć się jak rasowy mściciel, wykorzystujący dzięki swoim hakerskim umiejętnościom rządzący miastem system przeciwko jego władcom. Bombastyczna dwójka wydawała się pod tym względem wybrakowana, a nadchodzący wówczas Legion, w którym hakerem mógł zostać każdy mieszkaniec futurystycznego Londynu, raczej nie nastrajał mnie pozytywnie.

Zbuduj swój legion

Teraz, po skończeniu kampanii fabularnej, muszę z bólem przyznać, że wcale się wówczas nie myliłem i Watch Dogs: Legion, choć nie jest złą grą, nuży swoją nijakością. W gruncie rzeczy jest to dokładnie ta sama gra, co dwie poprzednie, tyle tylko, że pozbawiona własnej, wyrazistej tożsamości. Pewnie, akcję przeniesiono do futurystycznego Londynu, a szumnie zapowiadany system budowania własnej armii hakerów wypada całkiem przyjemnie, ale nawet wszystko to sprawia wrażenie miałkiego, jakby stojący za grą ludzie mieli masę świetnych pomysłów, ale pracowali na kompletnym wypaleniu, nie będąc w stanie wykorzystać pełni ich potencjału.

Watch Dogs: Legion - Kaitlin Lau
Bohaterowie niezależni mają swoje charaktery, ale brak możliwości nawiązania z nimi relacji kompletnie kładzie ich potencjał.

Ja tu tylko sprzątam

Widać to już chociażby po samej fabule, która stała się w pewnym sensie zakładnikiem pomysłów projektantów. Futurystyczny Londyn po atakach terrorystycznych, za które winą obarczono hakerską grupę DedSec, stał się miastem policyjnym, zarządzanym przez paramilitarną organizację Albion. Gracz wciela się natomiast w jednego z nowych rekrutów DedSecu, mającego za zadanie odbudowanie siatki i udowodnienie jej niewinności, a przy okazji odkrycie, kto faktycznie stał za tymi fatalnymi wydarzeniami, w których życie straciły tysiące Londyńczyków. Jeżeli czytając ten opis, zaczęliście ziewać, to mniej więcej wiecie już, jakie odczucia będą towarzyszyć Wam w trakcie jej poznawania.

Największym problemem prezentowanej w grze historii jest tytułowy legion. Pozwolenie graczowi na zrekrutowanie do DeadSecu w zasadzie każdego mieszkańca Londynu i późniejsze przełączanie się między nimi wszystkimi w dowolnym momencie sprawiło, że tytuł ten nie posiada tak naprawdę głównego bohatera. Jest nim bowiem cała grupa hakerska. W tej konfiguracji zwyczajnie nie dało się napisać interesujących bohaterów, z którymi moglibyśmy się zżyć, nie mówiąc już nawet o jakimkolwiek ich rozwoju jako ludzi. Od początku do końca gramy zatem bezpłciowymi awatarami, niemającymi do powiedzenia absolutnie niczego w kwestii rozwoju historii. Owszem, niegrywalni bohaterowie tej historii wypadają już całkiem nieźle, ale przez większość czasu czujemy, że nie wchodzimy z nimi w żaden dialog, tylko po prostu mówią nam, co mamy robić i jak powinniśmy się czuć.

Watch Dogs: Legion - łódź
Londyn zwiedzać można również przy pomocy łodzi, ale ma to sens wyłącznie w trakcie kilku misji.

Wszyscy różni, wszyscy tacy sami

Wprowadzenie tylu grywalnych postaci to miecz obusieczny również w kwestii rozgrywki. W końcu cóż z tego, że w grze zawarto dziesiątki różnorodnych postaci o zróżnicowanych umiejętnościach, kiedy żadna z oferowanych misji nie pozwala na kreatywne ich wykorzystanie, niemalże każdorazowo wymagając od gracza wejścia na zastrzeżony teren, podpięcia się do sieci, może chwilowego odpierania ataku przeciwników i późniejszej ewakuacji? Pierwsze Watch Dogs w porównaniu do Legionu wręcz tryskało kreatywnością, oferując nie tylko fizyczną infiltrację, ale również między innymi śledzenie celów przy pomocy kamer czy widowiskowe pościgi samochodowe, w których wykorzystywaliśmy infrastrukturę miasta przeciwko goniącym nam wrogom. Żadnej z tych rzeczy w Legionie nie uświadczycie. Pościgi kończą się w zasadzie zaraz po ich rozpoczęciu, zmiana świateł na skrzyżowaniach czy wysadzanie studzienek nie istnieje, a kamery ochrony są tutaj tak bezużyteczne, że dość szybko z nich zrezygnowałem na rzecz fizycznej infiltracji.

Najgorsze jest to, że niektóre misje faktycznie pokazują, że Watch Dogs Legion mogło być czymś zdecydowanie więcej. Kapitalnym tego przykładem jest włam do willi CEO jednej z produkujących AI korporacji, w której w zasadzie dosłownie zagłębiamy się w jej przeszłość. To jednak zaledwie kropla w oceanie nijakości, który oferuje Watch Dogs: Legion. Nie jest to nawet casus Starfielda, w którym miałkość scenariusza wynagradzały świetne misje poboczne. W Legionie te są równie mało interesujące, co zadania z kampanii. Najśmieszniejsze jest to, że to nie do końca wina ich konstrukcji. Jasne, są diabelnie powtarzalne, ale zamknięcie sporej liczby ulepszeń, sprzętu i umiejętności hakerskich za zbieranymi w świecie gry punktami technologii sprawia, że o ile nie spędzimy mnóstwa czasu na zbieraniu ich z mapy, nie nabędziemy zbyt wielu nowych pukawek czy zdolności.

Watch Dogs: Legion - taxi
Londyn wygląda niekiedy naprawdę ślicznie, ale całość wypada raczej monotonnie.

Senny Londyn

Londyn klasycznie usiany jest masą rzeczy do roboty, ale w zdecydowanej większości są to żmudne prace do odhaczenia. Ot, wysadzenie pojazdu wroga, zlikwidowanie wysoko postawionego celu, misje kurierskie, takie tam. Zaliczenie części z nich pozwala na rozpoczęcie powstania w konkretnych dzielnicach Londynu, po których uzyskamy możliwość zrekrutowania do swojej organizacji unikalnych specjalistów. Fajnie, ale sama gra średnio do tego wszystkiego zachęca. Eksploracja jest po prostu mało ciekawa. Architektura samego miasta wprawdzie potrafi zachwycić, ale wirtualny Londyn ani na moment nie sprawia wrażenia faktycznie żyjącego miejsca. To ładna wydmuszka, której brakuje głębi. Zresztą nawet przemieszczanie się po mieście jest średnio atrakcyjne ze względu na niezbyt udany model jazdy, który może i nie jest fatalny, ale, znów, okazuje się na tyle nijaki, że prowadzenie samochodu nie sprawia najmniejszej frajdy, niezależnie, czy mowa o taksówce, motocyklu czy supersamochodzie.

Zwiedzając puste lobby

W kolejnych latach od premiery do gry dorzucono jeszcze kilka dodatkowych trybów sieciowych, które obecnie są niestety w dużej mierze martwe. Da się pograć, bo na serwerach wciąż spotkać można pojedynczych graczy, lecz chętnych do wspólnej gry w misje kooperacyjnie, arenę spiderbotów czy na dobrą sprawę cokolwiek poza bieganiem po otwartym świecie nie ma zbyt wielu. Fanów serii z pewnością ucieszy powrót Inwazji, podczas których najeżdżamy innych graczy w trakcie ich misji bądź to my sami jesteśmy najeżdżani. Świeżaków zaś może zainteresować kooperacyjny tryb zombie, aczkolwiek tylko na początku. Jest on raczej mało porywający i poza bieganiem od punktu do punktu niewiele się tam tak naprawdę robi.

Watch Dogs: Legion - zombie

Więcej nie znaczy lepiej

Nie jestem zawiedziony. Nie wiązałem z Watch Dogs: Legion żadnych oczekiwań, więc fabularna miałkość i powtarzalność rozgrywki zwyczajnie nie mogły ich zawieść. Nie bawiłem się jednak źle. Tylko kilkanaście godzin spędzonych w Londynie upłynęło mi całkiem szybko. Hakowanie przeciwników i przejmowanie kontroli nad okolicznymi dronami potrafi sprawić nieco frajdy, nawet jeśli nie tyle, co poprzednie odsłony. Sama gra jest również dość ładna i pełna ślicznych widoczków, więc przynajmniej wizualnie cokolwiek z eksploracji mapy wyniesiemy. To powiedziawszy, Watch Dogs: Legion z pewnością stanowi w moim odczuciu najsłabszą odsłonę serii, nie dorastając do pięt nawet niezbyt przeze mnie lubianej „dwójce”.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top