What Lies in the Multiverse to owoc współpracy dwóch studiów deweloperskich — Iguana Bee oraz Studio Voyager. Wydana przez Untold Tales gra, to wypełniona humorem platformówka z elementami logicznymi i ładną, pikselową grafiką. Jest to drugi tytuł wybrany przeze mnie do recenzji spośród kilku zaproponowanych produkcji. Pierwszym był Sokobos, na którym się nie zawiodłem. Jego recenzję możecie przeczytać na łamach naszego serwisu. Odpalając What Lies in the Multiverse, miałem nadzieję, że również okaże się strzałem w dziesiątkę.
Dzieciak i Everett
Ilu z Was postanowiło pewnego dnia stworzyć symulację multiwersum z czystej ciekawości? Taki właśnie pomysł wpadł do głowy naszego młodego protagonisty. Goniony chęcią poznania alternatywnych światów zasiadł przed ekranem swojego komputera i po kilku dniach odniósł sukces. Wiadomo natomiast, jak to bywa z mieszaniem w takich sprawach. Nie minęło wiele czasu i zaczęły pojawiać się pierwsze problemy. Na szczęście na jego drodze pojawił się Everett, który szybko rozwiązał powstałe zawirowania. Okazało się jednak, że to tylko początek przygód dzieciaka. Na zakończenie dodam tylko, że właśnie w taki sposób wszyscy zwracają się do głównego bohatera. Słowo ‘kid’ (ang. dzieciak) pada tutaj wiele razy.
Fabuła What Lies in the Multiverse nie zaskakuje niczym nowym. Jest to oklepana historia, ale podana w bardzo przyjemny sposób. Postacie pojawiające się w trakcie około ośmiu godzin rozgrywki, są zróżnicowane zarówno pod względem charakteru, jak i motywacji. Szkoda tylko, że humorystyczny ton towarzyszący nam w zasadzie cały czas, w pewnym momencie zanika. Zastępuje go trochę za poważna nuta, która wybiła mnie z rytmu. Na pewno są osoby, którym taka zmiana nie przeszkodzi w odbiorze całości. Mnie natomiast nie do końca podeszło takie rozwiązanie.
Światy w What Lies in the Multiverse
Naszym głównym zadaniem jest dotarcie do wyspy, na której ukryte jest tajemnicze centrum badawcze. Podróż odbywa się cały czas w świecie Everetta, ale w każdym z ośmiu rozdziałów możemy przenieść się do innego wymiaru, który jednocześnie zmienia sposób rozwiązywania stawianych przed nami wyzwań. Raz wymiar ten będzie porośnięty roślinami, po których możemy wspinać się do normalnie niedostępnych miejsc. Innym razem zmieni się grawitacja, dzięki czemu możemy poruszać się po sufitach. Czasami tracimy moc teleportacji i musimy zadowolić się zwykłymi skrzyniami i przełącznikami.
W zróżnicowaniu siła
Bardzo podobała mi się różnorodność poszczególnych etapów. Z leśnej głuszy, przenosimy się na pustynię, by za chwilę przesuwać pudła w wagonach pociągu. Pomysły na alternatywne światy również zaliczam na plus, pomimo tego, że nie znalazłem tu nic innowacyjnego. Dla mnie liczy się wykonanie, a to jest na wysokim poziomie.
Same zagadki nie sprawiły mi zbyt dużej trudności. Myślę, że większość osób będzie w stanie obejść się bez podpowiedzi. Był co prawda jeden moment, w którym zaczynałem wątpić w swoją inteligencję. Na szczęście żarówka szybko się zapaliła i doszedłem do rozwiązania samemu. Pamiętajcie, że na małe skrzynki też można stawać.
What Lies in the Multiverse miłe dla oka
Cała gra prezentuje się bardzo ładnie. Wiem, że pikselowa grafika wielu graczom już się przejadła, ale ja zawsze będę miał do niej sentyment. Każdy odwiedzony poziom jest wizualnie i kolorystycznie inny od poprzedniego. Szczególnie spodobały mi się momenty, w których mogłem przysiąść dzieciakiem na jakimś elemencie otoczenia. Kamera się wtedy oddalała, a ja podziwiałem, jakie to wspaniałe widoki przygotowali dla nas twórcy.
W takiego typu produkcjach ważne jest też, aby animacje postaci były dobrze zrobione. Zarówno protagonista, jak i wszyscy bohaterowie niezależni są wykonani fantastycznie. Moją uwagę przykuł sposób, w jaki przedstawione były uczucia bohaterów. Taki mały szczegół a tyle potrafi zmienić w odbiorze produkcji. Wydaje mi się, że to właśnie dzięki temu każdy spotkany ‘enpec’ jest wyjątkowy.
Złe strony multiversum
Jak to już w przyrodzie bywa, nie ma gier idealnych, więc i tutaj zdarzyły się zgrzyty. Kilka razy zablokowałem się na drzwiach lub platformie i w rezultacie musiałem wczytać ostatni save. Dobrze, że tytuł ma system auto zapisu, bo inaczej nieźle bym się zdenerwował. Dwa razy tytuł po prostu zamarzł i jedynym rozwiązaniem było jego całkowite zrestartowanie. Było też kilka sytuacji, gdy nagle pojawiał się screen tearing. Tutaj znowu pomogło tylko wyłączenie i ponowne włączenie gry. To wszystko jednak nie popsuło mi przyjemności czerpanej z rozgrywki.
Natomiast osoba, która stoi za powolnym poruszania się bohatera What Lies in the Multiverse, powinna dostać porządnego kopa. Rozumiem, że może być to związane z jedną z zaprezentowanych mechanik, ale twórcy mogli rozwiązać to w inny sposób. Dzieciak rusza się, jakby obżarł się kurczakami z KFC, zagryzł pizzą i popił czterema litrami Coli. Problemem było też przesuwanie się ekranu, a raczej jego brak. Czasami musiałem czekać, aż kamera dogoni dzieciaka, albo musiałem się wrócić, żeby w ogóle zaczęła działać.
Warto zagrać w What Lies in the Multiverse
Są tytuły, które wyłączyłbym, gdyby moja postać była tak potwornie ślamazarna. Jednak lekki humor, ciekawe postacie, dobre wykonanie i odpowiednio zbalansowane zagadki zatrzymały mnie przy What Lies in the Multiverse do końca. Gdy przeleciały już napisany, zapragnąłem jeszcze raz zanurzyć się w świat dzieciaka i jego przygód choćby po to, aby znaleźć pominięte znajdźki. Jeżeli jesteście w stanie przymknąć oko na te kilka opisanych przeze mnie niedociągnięć, to myślę, że znajdziecie tutaj kilka godzin dobrej zabawy.
Gameplay
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!