Co byście zrobili, gdybym powiedział Wam, że powstaje w Polsce seria komiksowa, która wraz z każdym kolejnym numerem staje się coraz lepsza i coraz bardziej rozbudowana? Utrzymuje wysoki poziom poprzedniczek, a do tego jeszcze chętniej niż dotychczas miesza przeróżne gatunki tak, by mogło z nich powstać coś naprawdę oryginalnego? Jeśli jeszcze nie biegniecie do sklepów po własne egzemplarze Wydziału 7, to zdecydowanie powinniście.
„Żywa woda” i „Martwa woda” to dwa kolejne zeszyty z serii opowiadającej o funkcjonariuszach Służb Bezpieczeństwa, zajmujących się nietypowymi przypadkami natury nadprzyrodzonej. Oba komiksy łączą się bezpośrednio ze sobą, a wątki poruszane w drugim wynikają bezpośrednio z pierwszego, dlatego najrozsądniejszym rozwiązaniem było dla mnie zrecenzowanie tych pozycji jako jednego tworu.
Tytułowa „Żywa woda” to źródło, które wybiło w małej wiosce nieopodal radzieckiej bazy wojskowej. Rzekomo, strumyk ten potrafi czynić cuda: przywrócić wzrok niewidomym, leczyć rany czy pomóc w przezwyciężeniu ciężkiej choroby. Szybko więc wieśniacy zaczynają składać miejscu hołd, zaś niesamowite właściwości przypisywać Boskiej interwencji. Ze względu na duchowy aspekt sprawy dowództwo przydziela do niej sceptycznie nastawionego księdza Jakuba Lange. Jednak co stanie się z niezwykłym źródłem kiedy w rosyjskiej bazie dojdzie do wypadku, w wyniku którego lokalne środowisko zostanie skażone chemikaliami nieznanego pochodzenia? Na pewno nic dobrego.
Ze względu na łączony charakter historii, tym razem twórcy mogli pozwolić sobie na drobne eksperymenty z tempem opowieści. Większa objętość pozwala też odbiorcy bliżej poznać kilka z wcześniej ledwie tylko zarysowanych postaci. Błyszczy przede wszystkim znany z pierwszego zeszytu („Operacja Totenkopf”) duchowny. Dzięki wprowadzonej na początku retrospekcji Ojciec Lange pokazuje swój charakter, a dręczące go wątpliwości i demony przeszłości sprawiają, że staje się o wiele bardziej wiarygodną postacią. Fabuła krzyżuje drogi księdza z kolejną agentką SB, Heleną, której pojawienie się jest równie naturalne, co intrygujące. Szkoda tylko, że wróżbitka znika ze sceny wraz z zakończeniem pierwszego z komiksów, bo potencjał postaci jest ogromny.
O ile w „Żywej wodzie” akcja rozwija się dość wolno w stosunku do poprzednich dwóch odsłon serii, o tyle „Martwa woda” to kompletna jazda bez trzymanki. Już od samego początku akcja pędzi na złamanie karku nie dając odetchnąć zarówno bohaterom, jak i czytelnikowi. Nie znaczy to jednak, że logika świata przedstawionego wyleciała przez okno. Wręcz przeciwnie. Tomasz Kontny tak opracował scenariusz, by pieczołowicie rozłożone akcenty z poprzedniego zeszytu odbiły się głośnym echem w następnym. Naprawdę, to jak poszczególne elementy układanki łączą się ze sobą i mieszają się z prawdą historyczną (wybuch epidemii ospy we Wrocławiu w 1963 roku) zasługuje na uznanie. Zdecydowanie czwarty zeszyt Wydziału 7ego jest, póki co, moim ulubionym z całej serii.
Pozytywnemu odbiorowi „Martwej wody” pomaga też fakt, że za oprawę graficzną odpowiada Robert Adler. Z pełną świadomością mogę oznajmić, że uwielbiam stosowany przez niego styl artystyczny. Robert kupił mnie nie tylko naturalnie wyglądającymi postaciami, ale też dość realistycznymi i obrzydliwie narysowanymi elementami horroru cielesnego, od których na samą myśl dostaję gęsiej skórki. Na długo pozostanie też ze mną jedna ze scen, gdzie bohaterowie uciekają przez zakrystię.
Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o warstwie artystycznej „Żywej wody”. Odpowiedzialny za nią Arkadiusz Klimek mimo iż wykonał dobrą robotę, to zastosowany przez niego styl pozostaje w moim mniemaniu dość nierówny. Z jednej strony rysownik potrafi umiejętnie przedstawić makabrę i postaci. Z drugiej, w momentach kiedy należało się silić na powagę wybijał mnie z opowieści karykaturalnie rysowanymi postaciami rodem z przygód Tin Tina.
„Żywa Woda” i „Martwa Woda” to najlepsze odsłony serii. Doskonała podbudowa trzeciego zeszytu wespół z wartką akcją czwartego prowadzą do wybuchowego finału, który pozostanie w pamięci fanów na długo. Tym bardziej, że zakończenie niesie ze sobą konsekwencje dla całego Wydziału 7ego.