Wytchwood zachwycił mnie swoim zwiastunem. Piękna, ręcznie rysowana grafika i przyjemna nuta od razu przekonały mnie do wypróbowania tego tytułu. Z początku myślałem, że będzie to taki Don’t Starve z elementami przygodowymi. Nic bardziej mylnego. Produkcja studia Alientrap to połączenie gry przygodowej, z dobrze znaną mechaniką składania przedmiotów. Czy takie zestawienie jest warte kilkudziesięciu złotych? Zaraz się dowiecie.
Baśń o czarownicy
Nasza protagonistka budzi się w chacie z pustką w głowie. Temat oklepany, ale mi to już przestało przeszkadzać. W końcu trudno jest wpaść na jakiś nowy pomysł. Poza tym, jeżeli reszta jest na zadowalającym poziomie, to spokojnie można przymknąć oko na takie zabiegi. Po opuszczeniu chatki spotykamy gadającą kozę, która informuje nas, że obiecaliśmy zdobyć 12 dusz w zamian za uratowanie dziewczyny, która leży w krypcie nieopodal. Kto to jest i dlaczego zgodziliśmy się na taką umowę, oczywiście nie wiemy. Pchani chęcią odzyskania wspomnień ruszamy w nieznane.
Przypowieści z Wytchwood
W związku z tym, że Wytchwood to gra przygodowa skupię się trochę więcej na fabule. Nie da się ukryć, że nie jest niczym niesamowitym. Tak naprawdę cały czas robimy to samo. Koza wysyła nas po duszę czterech zwierząt, my je łapiemy i przynosimy do krypty i tak 3 razy. Nie ma tu żadnych zadań pobocznych ani ukrytych przedmiotów do zbierania.
Jest jednak jedna rzecz, która ogromnie mi się podobała. W bardzo fajny sposób zostały wykorzystane wszystkie dobrze znane bajki. Czasem użyta została tylko część historii jak w przypadku marynarza połkniętego przez wielkiego węża morskiego. Czasem opowieść postawiona jest w innym świetle. Dobrze czyta się też dialogi. Większość z nich jest zmodernizowana i potrafi dotykać obecnych problemów. Wystarczy tylko dobrze się wczytać. Momentami jest to subtelne, a czasem widać to od razu. Zachwyciła mnie też główna postać, która ewidentnie nie daje sobie w kaszę dmuchać.
Wiedźma z Wytchwood
Nasza bezimienna bohaterka to prawdziwy MacGyver. Zresztą cała gra oparta jes na mechanice łączenia znalezionych składników. W zasadzie każde zadanie wymaga od nas zdobycia kilku komponentów, które składamy w potrzebne narzędzie. Kombinacji jest naprawdę dużo i co chwila dostajemy nową recepturę. Niestety tutaj pojawia się pierwszy zgrzyt, który trochę mi przeszkadzał podczas 12 godzin zabawy.
Przygodówki zazwyczaj wymagają użycia szarych komórek. Musimy zastanowić się, komu co jest potrzebne, albo gdzie należy zastosować dany przedmiot. W Wytchwood wszystko to tłumaczy nam gra. My musimy się tylko skupić na znalezieniu odpowiednich komponentów. Szkoda, że to też nie wymaga zbyt dużego wysiłku. Najczęściej sprowadza się to do odwiedzenia kilku z ośmiu dostępnych biomów i wymyśleniu jak te komponenty znaleźć. Na przykład pióro zdobywamy, łapiąc ptaka w pułapkę, którą robi się z patyków. Te z kolei zdobywamy, przecinając trzcinę. Nie ma w tym nic skomplikowanego. Trochę szkoda, że wszystko jest tu wyłożone jak kawa na ławę i gracz nie musi kombinować.
Inwentaryzacja
Wszystko, co znajdziemy lub zrobimy, trafia do naszego ekwipunku. O ile zarządzanie przedmiotami, które możemy użyć, jest zrobione dobrze, o tyle reszta już nie do końca. Brakowało mi możliwości poukładania sobie składników według mojego widzimisię. Za każdym razem, gdy odkrywałem nową recepturę, byłem zmuszony przeglądać całe menu, aby ją znaleźć. Mam też wrażenie, że twórcy chcieli dać możliwość składania komponentów podczas sprawdzania, gdzie można je zdobyć, ale w połowie się rozmyślili. Ikona niby jest, ale nic poza tym. Reasumując, ekwipunek nie jest zrobiony najlepiej, ale też nie było to bardzo rażące podczas rozgrywki. Wiem, że niektórym takie rzeczy bardzo przeszkadzają, więc postanowiłem o tym wspomnieć.
Nieśmiertelna bohaterka
Podczas naszych poszukiwań tu i ówdzie, natkniemy się na postacie, które będą chciały nas skrzywdzić. Nie uświadczymy jednak żadnej walki. Jedyne co możemy zrobić to albo uciec, albo użyć specjalnego przedmiotu, który na chwilę przeciwnika zatrzyma. Jeżeli oberwiemy po uszach trzy razy, zostaniemy przeniesieni do początkowej lokacji i zgubimy trochę przedmiotów. Oczywiście po powrocie w miejsce naszego zgonu, możemy je ponownie pozbierać. Powiem szczerze, że dałem się specjalnie pokonać tylko po to, żeby wiedzieć, co się wtedy dzieje. Unikanie ataków jest tu niesamowicie łatwe.
Bajkowy świat Wytchwood
Przejdźmy teraz do tego, co zachęciło mnie do sprawdzenia Wytchwood, czyli oprawy. Tytuł wygląda przepięknie. Każdy nawet najmniejszy szczegół jest ręcznie rysowany. Poszczególne części świata mają swój własny klimat. Tylko Targ i Wioska są do siebie podobne. Podróżując przez górskie tereny, poczujemy zimny powiew wiatru. Nad brzegiem morza łatwo złapać sielski portowy klimat. Na cmentarzu ciarki przechodzą po plecach. Klimat każdego miejsca jest dodatkowo podtrzymywany pasującym motywem muzycznym. Niestety pojawia się jeden problem. Motywy muzyczne są tak krótkie, że po pewnym czasie ma się ich po prostu dosyć. Według mnie twórcy powinni dodać, chociaż po jednym utworze więcej do każdej krainy.
Kilka niedoróbek
Szkoda więc, że jest tu kilka technicznych błędów, które potrafią poważnie zaleźć za skórę. Czasem nasza postać zaczyna zbierać przedmioty bez naszej wyraźnej komendy. Zdarza się, że po wyjściu z widoku mapy wiedźma zaczyna iść w losowym kierunku. Tytuł sprawdzałem na Playstation 5, ale z tego, co się dowiadywałem usterki te, nie występuje jedynie na platformie Sony. Największą jednak bolączką były pojawiające się co chwila poziome pasy. Wyglądało to, jakby synchronizacja pozioma nie dawała rady. Na wszelki wypadek poprosiłem innych domowników o obserwowanie telewizora podczas gry i zauważyli to samo. Było to niezwykle irytujące i wymagało przerw w rozgrywce.
Pora na dobranoc
Rzadko kiedy lubię gry, w których na okrągło trzeba robić to samo. Co chwila brakuje mi czegoś nowego. Dodatkowej mechaniki, czy nowych przeciwników. W Wytchwood nie miałem z tym problemu. Każda historia była ciekawie opowiedziana i łapanie dusz okropnych zwierząt dawało satysfakcję. Podczas rozgrywki czułem się zrelaksowany i tylko te kilka wymienionych wcześniej problemów psuło mi czasem szyki.
Moja przygoda z Wytchwood zakończyła się happy endem i według mnie warto zapoznać się z tą produkcją. Jeśli nie będą Wam przeszkadzały, opisane przeze mnie babole myślę, że też powinniście dać jej szansę. Zawsze można też poczekać na łatkę bądź dwie i nabyć grę w niedalekiej przyszłości.