Star Wars: Acolyte – recenzja odcinków 5-6

Star Wars: Acolite - minaturka

Po seansie 5 oraz 6 odcinka Acolyte mam wrażenie, że początkowe problemy serialu, w dużej mierze związane z fabułą, w końcu przestały na mnie oddziaływać. Nie są już chaotycznie porozrzucanymi puzzlami i zaczęły stanowić jakąś spójną całość. Recenzje poprzednich 4 odcinków znajdziecie tutaj: 1-2, 3-4. Te pisane są na przemiennie przeze mnie i Karola. Dzięki czemu możecie przeczytać o produkcji z dwóch różnych perspektyw.

Odniesienia do kanonu oraz expanded universe

Wbrew temu co można usłyszeć, bądź przeczytać w sieci, w Acolyte nie brakuje odniesień do tego, co w teorii tak zwani prawdziwi fani powinni znać. Ostatnie dwa odcinki są swego rodzaju laurką dla historii, które w teorii znamy, albo przynajmniej o części z nich gdzieś słyszeliśmy. O ile oczywiście zainteresowaliśmy się lore Gwiezdnych wojen, czy to w postaci Holocronu, Wookiepedii, Biblioteki Ossus czy innych kanałów poświęconych uniwersum. Pierwsze co przychodzi mi tutaj na myśl, to odniesienia do książki Darth Plegueis (2012) autorstwa James’a Luceno, komiksu Star Wars Purged (2005) czy nawet Revana z gry Knights of the Old Republic, a to tylko kilka przykładów.

Darth Plagueis

Kolejną kwestią, która tutaj chciałbym omówić, zanim jeszcze przejdę do faktycznej recenzji, jest fakt retconu (zresztą nie jest to jedyny taki przypadek w historii marki) daty urodzenia Ki-Adi-Mundi, który to pojawił się w serialu. Wcześniej, według Legend, urodził się on o ok. 40 lat po wydarzeniach z serialu. Początkowo, gdy to usłyszałem, to wydawało mi się to dziwne, ale po obejrzeniu 5. odcinka dostrzegłem pewną zależność — być może dlatego, że jestem na świeżo z prequelami. Otóż przypomnijcie sobie scenę, gdy Qui Gon Jinn przed radą opowiada o tym, że spotkał lorda Sith (Darth Maul), a Ki-Adi-Mundi wówczas mu nie wierzy, twierdząc, że Sithowie wyginęli tysiące lat temu. Tutaj siłą rzeczy pojawia się kolejne nawiązanie, którego dalej rozwijać nie będę, aby też nie zdradzać fabuły.

Qui Gon Jinn i rada Jedi

Jasna i ciemna strona mocy

Jeśli miałbym wskazać peak tego serialu to byłby to na dziś właśnie 5. odcinek. I to nawet pomimo tego, że był on najkrótszy w historii marki. Wynika to z tego, że pierwotnie czwarty i piąty miały stanowić jeden byt, o czym wspominała na Twitterze jedna z osób odpowiedzialnych za Acolyte. Jak się domyślacie, tak zwana góra zarządziła inaczej. Niemniej jeśli chodzi o akcję, to tutaj jej zdecydowanie nie brakowało. Choreografia walki moim zdaniem była naprawdę satysfakcjonująca, choć zdaję sobie sprawę z tego, że niektórzy uważają, iż drzewa ukrywają niedociągnięcia. Choć moim zdaniem one raczej ukrywały przede wszystkim potencjalne odcięcie tego i owego.

Walka Jedi z nieznajomym

Kolejnym satysfakcjonującym elementem jest zasadzenie przez twórców kolejnego ziarenka niepewności, celem połączenia wcześniej przytoczonych puzzli w całość — tutaj odnoszę się przede wszystkim do 2. odcinka. Przez co, mam wrażenie, że najlepszym odbiorem tego serialu i nie tylko tego, jest chyba oglądanie całości jednym ciągiem. Ponieważ wówczas mam wrażenie, że ich odbiór przestanie być momentami taki chaotyczny. O tym samym pisał zresztą Karol w poprzedniej recenzji serialu. Tutaj na szczęście tego „bałaganu” nie ma, jest ciągła akcja, która momentami przypomina mi trochę pierwszego predatora. Co też, jak się okazuje, nie jest przypadkowe, ponieważ twórcy sami o tym opowiadali.

Nieznajomy użytkownik ciemnej strony mocy pośród drzew

O ile początkowo wydawało mi się, że Sol będzie najlepiej napisaną postacią, tak po 5. odcinku mam wrażenie, że to miano otrzyma nasz pan w masce. Ten swoją drogą przypomina jednego z rycerzy Ren. Nie mam tu wcale na myśli Kylo Rena, tylko jego poprzednika o tym właśnie imieniu — co może być kolejnym nawiązaniem do expanded universe. W serii zatytułowanej „Szkarłatne rządy”, w której Darth Vader walczy z ów rycerzami Ren, po ich pokonaniu mówi „że zakon ów nisko upadł…”. Co sugeruje, że ten słyszał o nich i kiedyś byli oni potężnymi użytkownikami ciemnej strony.

Nieznajomy użytkownik ciemnej strony mocy

Ogólnie rzecz biorąc, mimo że sam odcinek był bardzo krótki, to uważam, że był on bardzo satysfakcjonujący. Być może dlatego, że opierał się on przede wszystkim na akcji, a nie dialogach, które nie oszukujmy się, nie są najlepszej jakości.

Śledztwa ciąg dalszy

6. odcinek serialu wraca do nieco wolniejszego tempa skupiając się ponownie na perspektywie Oshy i Mae, gdzie jedna podróżuje wraz z naszym antagonistą, a druga z mistrzem Solem, który to bije się z myślami, aby zdradzić tajemnicę, co tak naprawdę wydarzyło się przed laty na planecie Brendok. Widać, że nadal jest w szoku po wydarzeniach na Khofar, gdy stoczył walkę z nieznajomym wówczas użytkownikiem ciemnej strony mocy.

Sol na statku odlatujący z Khofar

Jest to kolejny odcinek, w którym możemy dostrzec przemiany u naszych bohaterów, jednocześnie otrzymując kolejny fragment układanki — jak np. planeta, na której prawdopodobnie wraz z nieznajomym przebywa jedna z bliźniaczek, Bal’demnic. Dlaczego tak myślę? Otóż jest to miejsce, gdzie znajdują się złoża Cortosis, metalu wykorzystywanego przez naszego nieznajomego. Oczywiście dialogi dalej są tutaj nie najwyższych lotów i obawiam się, że to się szybko nie zmieni. Powodów może być tak naprawdę wiele, ale wydaje mi się, że tutaj wynika to z tego, że epoka Wysokiej Republiki jest dość obca szerokiej publiczności i twórcy starają się za pomocą dialogów tłumaczyć potencjalnemu odbiorcy w toporny sposób co się właśnie dzieje.

Jedna z bliźniaczek

Oczywiście również w tym odcinku można znaleźć odniesienia do innych elementów lore Gwiezdnych wojen, jak np. bicz świetlny, którym posługiwała się mistrzyni Vernestra Rwoh, a trzeba tu zaznaczyć, że w formie live action broń ta pojawiła się pierwszy raz. Kolejnym odniesieniem się do Diady w mocy, która jeszcze do niedawna była jedynie teorią nawiązującą do serialu, co mnie osobiście się podoba, mimo że owa teoria dla tych, którzy liznęli choć trochę Wojny Klonów, była oczywista niemal od samego początku. Zwłaszcza po tym, gdy w 3. odcinku dowiedzieliśmy się, że bliźniaczki zostały stworzone przy pomocy mocy.

Bicz świetlny Vernestry

Light side vs Dark side

Uważam, że ostatnie dwa odcinki pozytywnie wybijają się na tle pozostałych i jednocześnie szkoda, że pozostałe nie były na takim poziomie. Jest to mimo wszystko niewykorzystany potencjał w skali całej produkcji. Jednocześnie patrząc na to, jakie oceny zbiera serial, mam nadzieję, że historia nie zakończy się cliffhangerem, tylko będzie tworzyła spójną całość. Zdaje sobie sprawę z ryzyka, że wówczas historia ta może zostać ucięta, a szkoda. Bo im więcej puzzli się pojawia, tym ciekawsza się ona staje i pozwala na rozmyślanie nad teoriami, o których może trochę więcej opowiem na podkaście, gdy serial dobiegnie końca.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Avatar photo
Pasjonat gier komputerowych od najmłodszych lat, pamiętający czasy ZX-Spectrum i C64. Wieloletni fan gier spod stajni Blizzarda. Najbardziej lubi oglądać rozgrywki esportowe Starcrafta.
Scroll to top