A Plague Tale: Innocence pojawiło się w zasadzie znikąd i z miejsca zachwyciło graczy. Znikąd, bo stojące za nim Asobo Studio, choć pomagało również przy większych produkcjach, słynęło wówczas głównie z growych adaptacji filmów animowanych. Tymczasem historia Amicii i Hugona de Rune’ów okazała się jedną z najdojrzalszych i najbardziej emocjonujących opowieści w historii wirtualnej rozrywki, niestroniącą od ukazywania zepsucia XIV-wiecznej Francji, ale też i nie wstydziła się, by w odpowiednich momentach zwrócić uwagę na jej piękno. Nie inaczej jest w przypadku wydanej jesienią zeszłego roku, wyczekiwanej przez graczy kontynuacji – A Plague Tale: Requiem.
To jeszcze nie koniec
Ponownie przychodzi nam wcielić się w postać Amicii de Rune, która w pół roku po wydarzeniach z Innocence podróżuje wraz z rodziną (czy też raczej tym, co z niej pozostało) w kierunku Prowansji, gdzie znaleźć mają schronienie i upragniony spokój. Sielanka nie trwa jednak zbyt długo. Stan Hugona drastycznie pogarsza się, a wyniszczająca jego ciało Skaza wchodzi w ostatnie stadium, skutkując powrotem dosłownie pożerających całe miasta szczurów. Ostatnią nadzieją zdaje się tajemnicza wyspa ze snów braciszka bohaterki. To właśnie tam, jeżeli wierzyć wizjom, znajduje się źródło, mające zdołać uleczyć Hugona ze choroby.
Dawno już nie spotkałem się z tak zmyślnie poprowadzoną historią. Scenariusz A Plague Tale: Requiem bezustannie zaskakuje, dorzucając do opowieści kolejne wątki, dodające głębi temu jakże intrygującemu światu. Całość jest przy tym zaskakująco spójna, choć miejscami nie dopowiada pewnych kwestii, tym samym pozostawiając graczowi możliwość interpretacji. Co jednak najważniejsze, nie mamy tu do czynienia z bezustannym poczuciem beznadziei, które potrafiło momentami przytłoczyć w oryginale. Twórcy pozwalają graczowi przystanąć i wziąć oddech, co rusz przeplatając brutalne i pozbawiające nadziei na lepsze jutro sceny spokojniejszymi momentami, w których trakcie wszystko zdaje się iść ku lepszemu.
Miłość i okrucieństwo
Może brzmieć to paradoksalnie, ale to właśnie ten kontrast między nadzieją a jej brakiem sprawia, że XIV-wieczna Francja z gry sprawia wrażenie, że jest faktycznie istniejącym miejscem, a nie tylko zlepkiem wirtualnych lokacji, stworzonych na potrzeby gry. Pełno tu żywych kolorów, skocznej muzyki i podsłuchanych rozmów mieszkańców o sprawach doczesnych. Rozpływający się nad smakiem kiełbaski Hugo, który chwilę później upewnia się, czy aby na pewno nie została ona zrobiona ze świnki, wywołuje uśmiech na twarzy, podobnież widok radośnie tańczących wieśniaków w trakcie celebracji lokalnego święta.
Toteż, kiedy na niebie zbierają się chmury, a spod ziemi zaczynają wylewać się szczury, chaos i brutalność sytuacji uderza kilkakrotnie mocniej. Czujemy bowiem, że szczęście i spokój sąna wyciągniecie ręki, ale gdy tylko pochwycimy je na moment, wymykają nam się przez palce, a my, niczym Syzyf, wracamy do punktu wyjścia, by po raz kolejny zacząć od zera. Scenarzyści stosują ten motyw wielokrotnie, ale w żadnym stopniu nie jest to dla męczące. Raz, że świat A Plague Tale: Requiem, pomimo jego okrucieństwa, jest wyjątkowo pociągający. Dwa, że autentycznie zależeć Wam będzie na doprowadzeniu bohaterów do szczęśliwego końca.
Czerń i biel
W zasadzie nie ma tutaj postaci czarno-białych. To znaczy, jasne, są pragnący naszej zguby złoczyńcy, którzy dokonują aktów niewyobrażalnie złych, ale są oni często obdarzeni dobrymi intencjami, choć te zostały wykrzywe przez otaczający ich świat lub osobiste tragedie. Nawet patrolujący lokacje strażnicy, których niejednokrotnie mordujemy z zimną krwią, to zwykli strażnicy, próbujący pojmać dziewczynę, która zabiła ich kolegów, przy okazji niszcząc pół miasta. Nie inaczej jest w przypadku głównych bohaterów tej opowieści, których trudno jest nie polubić (zwłaszcza Hugona, toż to żywy wulkan energii, a przy okazji małe dziecko, które spotkał fatalny los), choć momentami wykazują się wybitnym wręcz okrucieństwem.