Kącik Retro: Abductor (XSX). Cudowne dziecko dwóch kopii

Gra dostępna na:
PC
PS4
PS5
XONE
XSX
SWITCH
VIC-20
Abductor - grafika główna

Abductor miał być sposobem Mintera na oderwanie się od tworzonego przez niego w tym okresie Gridrunnera. Dzięki Bogu za to zmęczenie i potrzebę odpoczynku, bo jej efektem stał się naprawdę solidny, kosmiczny shooter, łączący w sobie elementy dwóch poprzednich produkcji Llamasoftu. Abductor to bowiem efekt romansu Centipede oraz Andes Attack. Dość ciekawe, że z dwóch bezczelnie zerżniętych od Atari gier powstało coś nowego, w dodatku nad wyraz przyjemnego.

W obronie ludzkości

Kosmici atakują! Tym razem jednak ich celem nie są żyjące pośród Andów lamy, a prawdziwi ludzie z pikseli i kości. Naszą rolą jest ich obronić. W tym celu zasiadamy za sterami mobilnego działka i odpieramy kolejne ataki przypominających stonogi z Centipede obcych. W przeciwieństwie do statku z Andes Attack, nasze działo może się jednak poruszać wyłącznie w lewo i prawo, za to już kosmici potrafią nie tylko latać po niebie w dowolnym kierunku, ale też zakopać się w ziemi i nagle spod niej wyskoczyć. Jeżeli wszyscy ludzie pod naszą opieką zostaną porwani i zamordowani (co ciekawe, ich spadające z nieba zwłoki również mogą nas zabić) lub najeźdźcy zniszczą trzy nasze działa, przegrywamy.

Abductor - duże działo
Oprawa jest raczej ascetyczna, ale czytelna, co w tego typu produkcji jest bardzo ważne.

Akcja jest wartka i płynna, a strzelanie okazuje się dużo przyjemniejsze, niż było to w przypadku Centipede. Zginąć jest tutaj niesłychanie łatwo, aczkolwiek nasi przeciwnicy każdorazowo poruszają się po odgórnie ustalonej ścieżce, więc na dobrą sprawę każdej fali można nauczyć się na pamięć. Po przetrwaniu trzech z nich nasze działo zostaje dodatkowo ulepszone, potrafiąc od teraz strzelać więcej niż jednym pociskiem na raz, dzięki czemu rozgrywka tylko zyskuje na miodności.

Cudowne dziecko dwóch kopii

Abductor to czysty arcade z niezłą, choć ascetyczną oprawą  i wciągającą, nawet jeśli momentami frustrującą rozgrywką. Przypadkowe nadzianie się na wyskakującego z ziemi bez żadnego uprzedzenia przeciwnika każdorazowo skutkuje puszczoną w stronę telewizora wiązanką, ale zazwyczaj już kilka chwil później odpłacamy pozaziemskim skubańcom pięknym za nadobne, wyczekując odpowiedniego momentu i niszcząc całą „stonogę” jedną, celną serią. Nie jest to zatem produkcja bez wad, ale wciąż gra się w nią z przyjemnością.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie Aspyr.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top