Długo trzeba było czekać na wieści o nowej części Battlefielda. Po średnio udanym Battlefield One oraz totalnie nietrafionej piątce wszyscy z obawą patrzyli na przyszłość serii. W końcu nadszedł ten dzień.
Na wstępie zaznaczam, że nie licząc zwiastuna, nic więcej na temat gry nie czytałem/oglądałem. Czekam na kolejną garść informacji, którą dostaniemy 13 czerwca. Jeżeli którykolwiek z poniższych punktów został już wyjaśniony, proszę o nie “spoilowanie”. Artykuł zawiera moje zdanie, które może rozmijać się ze zdaniem reszty redakcji. Zapraszam do lektury.
Witamy ponownie żołnierzu!
Dziewiątego czerwca fani wojennego strzelania z wypiekami na twarzy zasiedli przed monitorami, aby obejrzeć pierwszy oficjalny materiał udostępniony przez studio DICE. Na szczęście zwiastun pokazał, że błagania zostały wysłuchane. Wygląda na to, że wydawca poszedł po rozum do głowy i pozwolił deweloperom robić swoje. Pomimo tego, że zwiastun był czysto kinowy i nie zawierał żadnych elementów rozgrywki, znacząco podniósł mój poziom oczekiwania. Nie będę się rozpisywał o filmiku, bo kto chciał, na pewno już obejrzał. Nie będę też poruszał wszystkich innych informacji, które pojawiły się zaraz po prezentacji. Skupię się raczej na tym, co chciałbym zobaczyć w nowej odsłonie Battlefielda.
Jeżeli jednak interesują Was ogłoszenia na temat Battlefield 2042, odsyłam do artykułu z tym związanego. Proszę tylko o powrót tutaj i przeczytanie moich przemyśleń, gdy już z nim skończycie.
Powrót Levolution w Battlefield 2042
Po pierwsze i najważniejsze więcej destrukcji. W częściach trzeciej i czwartej bardzo podobał mi się fakt, że schowanie za ścianą nie powodowało, że nagle staliśmy się nieśmiertelni. Celny strzał z rakietnicy albo czołgu mógł znieść z powierzchni planszy naszą osłonę i natychmiast pozbawić nas życia. Przeciwna drużyna zabunkrowała się w budynku? Nic strasznego. Wystarczy obłożyć go C4 i jednym kliknięciem zawalić im na głowy tonę gruzu. Coś, co we wspomnianych na początku akapitu grach było integralną częścią rozgrywki, w One oraz piątce zostało praktycznie pominięte. Przynajmniej takie jest moje odczucie.
Oczywiście nie może też zabraknąć tego, co odróżniło serię Battlefield od wszystkich innych shooterów.
W czwartej odsłonie każdą z większych map można było w jakiś sposób zmodyfikować. W jednej z plansz można było wysadzić tamę, zalewając w ten sposób cały plac boju. Dzięki temu zupełnie zmieniało się podejście do walki. Zamiast biegać pomiędzy garażami i budynkami trzeba było przenieść zmagania na ich dachy. Kolejna świetna modyfikacja miała miejsce na mapie Paracel Storm. Gdy nadciągał sztorm, można było zniszczyć stojąca w oddali elektrownię wiatrową. Powodowało to rozbicie się przepływającego niszczyciela, który na swoim pokładzie miał przeciwlotnicze działo, nad którym można było przejąć kontrolę. Oczywiście przykładów jest o wiele więcej. Najbardziej znanym jest chyba walący się budynek na planszy Siege of Shanghai. Krótki zwiastun poniżej:
Plac Boju
Kolejną fantastyczną sprawą w starszych częściach Battlefielda był projekt map. Myślę, że zaraz po destrukcji był to drugi czynnik, który powodował, że odpalałem trójkę praktycznie codziennie. Twórcom udało się odwzorować uczucie prawdziwego placu boju. To były miejsca, w których faktycznie mogłyby się rozgrywać wojenne potyczki. Idealne proporcje otwartych terenów i zamkniętych gardeł wymagały ciągłej zmiany taktyki. Nie można było wykonać frontalnego szturmu? Przeciwnik skutecznie odpierał nasze ataki? Wystarczył odpowiedni manewr flankujący i od razu można było wskoczyć na szczyt tabeli wyników. Oczywiście mówię tu o trybie Szturm.
Podbój
Tryb polegający na przejmowaniu flag również posiadał doskonale dopracowane mapy. Punkty kontrolne były rozmieszczone w taki sposób, że nigdy nie miałem wrażenia, aby dojście z jednego do drugiego zajmowało mi zbyt dużo czasu.
Place boju w dwóch najnowszych odsłonach straciły cały swój urok. Nie wiem, czy jest to wina przeniesienia serii w inne okresy historyczne, czy po prostu zespołowi DICE zabrakło czasu na ich doszlifowanie. Mocno trzymam kciuki, aby tym razem deweloper miał czas na dopracowanie i odpowiednie zbalansowanie map. Mam też nadzieję, że skupią się nad dobrym umiejscowieniem punktów odrodzenia, ponieważ wiele razy zdarzyło mi się oberwać od kogoś, kto nagle pojawił mi się na plecach. Co prawda w starszych odsłonach też się to zdarzało, ale nie tak nagminnie, jak w One czy piątce.
Time To Kill
W skrócie TTK, to czas potrzebny na pokonanie przeciwnika podczas bezpośredniej walki jeden na jeden. Nie jest tu brana pod uwagę celność, zasięg czy nietrafione strzały. Wielkość ta zakłada, że każdy strzał jest celny. Według mnie w Battlefield One oraz V współczynnik ten jest zdecydowanie zbyt niski. Bardzo często zdarzają się momenty, gdzie po prostu nie ma czasu na reakcję. Giniemy szybko i często. Taki model rozgrywki pasuje do Call of Duty. Tam odrodzenie jest momentalne i nie potrzebujemy przemierzać wiele kilometrów, aby znowu wziąć udział w walce. Rozgrywka w BF-ie zawsze była bardziej taktyczna, czemu sprzyjał dłuższy TTK. Bardzo chciałbym, żeby DICE doszło to takiego samego wniosku i odpowiednio go wyregulowało.
Cross play oraz cross progression
Do tej pory żadna z części Battlefielda nie pozwalała na rozgrywkę z graczami na innych platformach. Brak też był jakiegokolwiek ujednolicenia postępu. Jeżeli przesiedliśmy się z konsoli na PC, to wszystko musieliśmy odblokowywać od początku. W 2021 roku taki model jest już przestarzały. Wiele gier — z Destiny 2 na czele — udowodniło, że implementacja takich funkcji nie szkodzi, a nawet wspomaga rozwój tytułu. Twórcy zdecydowanie powinni dodać oba ficzery do najnowszej odsłony.
Battlefield 2042: Historia do śmieci
Przyznam się, że pierwszą grą z serii, w którą miałem przyjemności zagrać, była Bad Company. Zachwyciła mnie w niej fabuła, która skupiła się na czwórce żołnierzy, z których każdy miał dość wyrazistą osobowość. Druga część Bad Company kontynuowała ich perypetie i była nawet lepsza niż poprzedniczka.
Z jednej strony fajnie jest dostać świetny online’owy shooter, który posiada dobrze zrobioną kampanię. Wiadomo jednak, że stworzenie takowej to nie kaszka z mleczkiem i wymaga czasu oraz zasobów. O ile historię Złej Kompanii pamiętam do dziś, tak te z trójki czy czwórki już dawno wyparowały z mojej głowy. Uważam, że BF 2042 może spokojnie obejść się bez trybu solo jak długo aspekt wieloosobowej rozgrywki będzie bardzo dobrze dopracowany. Wygląda na to, że ta moja cicha prośba została już spełniona. Z oficjalnych informacji wynika, że gra nie będzie posiadała kampanii dla pojedynczego gracza.
Live Service mówimy nie
Live Service to obecnie dwa słowa, które wzbudzają we mnie duży niepokój. Sam koncept jest dobry. Kto by nie chciał gry, która co chwilę rozbudowywana jest o nową zawartość — postaci, plansze, misje, stroje. Niestety dobrze wygląda to najczęściej tylko na papierze. Wiele gier próbowało takiego modelu. Spora ich część poległa. Takie tytuły jak Anthem czy Battlefield V udowodniły, że nie każdy jest w stanie utrzymywać stały dopływ nowości. Na palcach jednej ręki można policzyć produkcje, którym udało się wybronić.
Mam więc nadzieję, że BF 2042 nie będzie się zaliczał do kategorii Live Service. Zdecydowanie wolałbym dostać płatne DLC raz na jakiś czas niż kolejny system płatnych battle passów czy kosmetycznych sklepów. Nie życzyłbym też sobie żadnych broni czy ulepszeń, które można odblokować za pomocą prawdziwej waluty. Najchętniej zobaczyłbym tu stare podejście, gdzie wszystko można zdobyć, po prostu grając. Niestety wiem, że za wydanie gry odpowiada EA, więc sprawa może być z góry przegrana.
Słowo na zakończenie
Jest jeszcze wiele rzeczy, które chciałbym bardzo zobaczyć w najnowszym dziele studia DICE. Nowe tryby rozgrywki bardziej skupione na zadaniach czy większy nacisk położony na drużyny to tylko kilka z nich. Najbardziej jednak pragnę powrotu tego uczucia, które towarzyszyło mi za każdym razem, gdy dołączyłem do jakiegoś serwera. Powrotu tej myśli, że w każdej rundzie uda się wykonać jakąś niesamowitą akcję. W żadnej innej grze nie wyskoczyłem ze skarpy jako kierowca Humvee z czterema pasażerami, którzy jednocześnie w powietrzu wysiedli z pojazdu.
Rozłożyli spadochrony i wylądowali na punkcie kontrolnym dziesiątkując drużynę przeciwnika. Takich właśnie wrażeń chciałbym bardzo doświadczyć w Battlefieldzie 2042. Pokazany zwiastun pozwala mi mieć nadzieję, że tak się właśnie stanie. Pewności nabiorę dopiero w październiku, kiedy to tytuł będzie miał swoją premierę. Nie zmienia to faktu, że z przyjemnością obejrzę prezentację z rozgrywki, która będzie miała miejsce 13 czerwca podczas konferencji XBOXa. Wtedy też dowiemy się, czy faktycznie jest na co czekać. Trzymam mocno kciuki, żeby DICE dostarczyło nam godnego następcę tych dobrych Battlefieldów.
26 lipca 2021
[…] Battlefield 2042 — czyżby powrót do świetności serii? […]