Po dwóch odsłonach dziejących się w czasach wojen światowych z nieśmiałym zainteresowaniem przyglądałem się premierze Battlefield 2042. W końcu jako weteranowi Battlefielda 4 klimat nadchodzącej gry był mi o wiele bliższy. Niestety, mój entuzjazm został bardzo szybko ugaszony negatywnymi recenzjami i historiami o całej masie błędów, z którymi tytuł borykał się w okolicy premiery. I choć z natury jestem raczej optymistą, nawet ja nie spodziewałem się, że po dwóch latach będę spędzał większość wolnego czasu w odsłonie z 2021 roku. Moi drodzy, Battlefield 2042 jest nareszcie bardzo dobrą grą!
Złe miłego początki
Owszem, rychło w czas dla tych, którzy oczekiwali tej samej jakości na premierę. Choć DICE dwoiło się i troiło, aby łatać wszystkie dziury, pierwsze wrażenie można zrobić tylko jeden raz. Na moje pierwsze wrażenie przyszła pora dopiero w 2023 roku. Trafiłem akurat na jakąś promocję, gdzie można było wydanie fizyczne gry kupić za śmieszne pieniądze. Pomyślałem, że to doskonała okazja, by samemu przekonać się, czy ta gra faktycznie jest tak słaba, jak o niej słyszałem. A nasłuchałem się naprawdę wiele o błędach, o kiepskim projekcie map, o małej ilości treści w grze… Z przyjemnością przekonałem się jednak, że po dwóch latach sytuacja w grze prezentuje się zgoła odmiennie.
Battlefield 2042 w 2023 roku ma w sobie wszystko to, czym rozkochała mnie w sobie część z 2013 roku. Pola bitwy mają niesamowity klimat. Niezależnie od tego, czy biorę udział w małych starciach na 32 graczy, czy w kolosalnych bitwach dla 128 graczy, rozgrywka jest intensywna i ogromnie satysfakcjonująca. Owszem, zdarzają się jeszcze błędy – mam wrażenie, że w wersji pecetowej jest ich nieco więcej. Zdarzają się jednak na tyle rzadko, że nie frustrują tak mocno. Projekt map musiał zostać bardzo mocno poprawiony, bo jest mi bardzo ciężko wskazać choćby jedną, na której nie gra mi się dobrze. Treści też musiało przybyć. Map jest przynajmniej kilkanaście, a broni – wliczając te z trybu Portal – lekko ponad pół setki. Do tego cztery klasy z trzema-czterema operatorami w każdej z nich. Jest z czego wybierać.
Nie tak szybko, Battlefield 2042
Większą część tego roku, jeśli chodzi o strzelanki sieciowe, spędziłem w trybie wieloosobowym Modern Warfare II. Kto grał kiedyś w Call of Duty po sieci, ten wie, jak wygląda tam rozgrywka. Jest dynamicznie, większość graczy – może z wyłączeniem kamperów – biegnie na pełnym sprincie, skacze, ślizga się i rzuca na glebę. Dodatkowo, w najnowszych odsłonach CoD nie ma w ogóle miejsca dla medyków, przez co każdy zgon wiąże się z koniecznością respawnu. Sprawia to, że walka często jest szybka i chaotyczna. Battlefield jednak, choć w dużej mierze konkuruje z Modern Warfare II i III, oferuje nieco inny rodzaj gry.
W porównaniu do powyższego przykładu rozgrywka w Battlefield 2042 może wydawać się powolna. Mimo wszystko osobiście uważam ją nadal za bardzo dynamiczną. Różnica tkwi w szczegółach. Jedną z czterech dostępnych klas w grze są medycy, którzy potrafią reanimować powalonych graczy, a także z pomocą apteczek regenerują zdrowie tych, którzy nadal walczą. To znacznie zwiększa przeciętny czas życia postaci graczy. Co więcej, mam wrażenie, że m.in. z tego względu o wiele większy nacisk położono na współpracę między graczami.
Można tu przecież zrzucać uzupełnienie amunicji i gadżetów kolegom. W przypadku obrony można stawiać osłony, wieżyczki obronne czy na inne osoby umacniać swoje pozycje. No i w wielu trybach można wspólnie obsadzać pojazdy. Do tego drużyny dzielone są na czteroosobowe zespoły, a wykonywanie wspólnie zadań czy zwykłe trzymanie się razem są dodatkowo punktowane. Dzięki temu w grze liczy się coś więcej, niż sama liczba fragów. To też sprawia, że dużo przyjemniej gra mi się w Battlefield 2042 z przyjaciółmi. Ba, to właśnie możliwość kooperacji i wspólnego działania przekonały moją żonę do sięgnięcia po ten tytuł!
Fajnie solo, fajnie w zespole
Nie muszę chyba przypominać, że w odpowiednim towarzystwie każda gra jest dużo przyjemniejsza. Battlefield 2042 daje mi wiele radości, nawet kiedy gram w niego solo, natomiast z żoną i przyjaciółmi u boku jest to cudowne doświadczenie. Jesteśmy swoim własnym oddziałem, koordynujemy swoje działania, a jednocześnie nieustannie mamy świadomość tego, że wciąż jesteśmy częścią jakiegoś większego zespołu. Grając w inne sieciowe strzelanki, brakowało mi takiego właśnie poczucia niezależności, ale jednocześnie przynależności.
Teraz, po czasie, bardzo dobrze bronią się wszystkie tryby gry. Dla mnie zawsze główną rozgrywką w Battlefieldach był tryb Conquest, czyli Podbój, polegający na zdobywaniu punktów i ich utrzymywaniu. Jednak nowy dla mnie tryb Hazard, przypominający mi nieco DMZ z Modern Warfare II, także przyciągnął moją uwagę na długi czas. Portal z kolei jest świetnym miejscem do odświeżenia wspomnień. Także wydarzenia okolicznościowe trzymają wysoki poziom. Jak dotąd halloweenowy event z szóstego sezonu, w którym walczyliśmy przeciwko, a czasami u boku syntetycznych androidów, zasługuje na szczególne wyróżnienie. Nie dość, że sama zmiana formuły była świetna, tak do tego klimat potyczek był naprawdę wyjątkowy. W połączeniu zwłaszcza z nową, nieco klaustrofobiczną mapą nie mogłem się w niego nagrać. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze tryb Killswitch pojawi się w grze.
Powrót do chwały
Szczerze mówiąc, nie pamiętam, czy w ostatnich latach jakiś inny sieciowy FPS tak mocno mi się spodobał. Owszem, mógłbym podać przykład Rainbow Six Siege czy Destiny 2, w które godzinowo grałem o wiele więcej, ale to jednak nieco inny tryb rozgrywki. Ani Modern Warfare II z Warzonem, World War 3, Apex czy Insurgency: Sandstorm nie wciągnęły mnie tak mocno. Dodatkowym, dla mnie istotnym plusem jest to, że choć w grze obecny jest Battle Pass, nie jest on ani nachalny, ani tym bardziej nie wywołuje we mnie FOMO. Mimo tego i tak się na niego skusiłem. Podoba mi się kierunek, w którym idą elementy kosmetyczne w tej grze. W przeciwieństwie do niektórych gier nie ma tutaj absurdów, które nie pasują do rozgrywki ani nie odstają od ogólnego klimatu gry. Niby pierdółka, ale osobiście mocno na to zwracam uwagę.
Zresztą, o tym, że Battlefield 2042 wreszcie jest dobry, świadczy także fakt, że wiele osób z mojego otoczenia albo do niego wróciło po bardzo wielkim zawodzie w okolicy premiery, albo zaczęło grać pomimo złej opinii, jaką do dziś „cieszy” się gra. Zdarzało się, że chętnych do gry było więcej, niż miejsc w zespole. Już rok temu Artur pisał, że tytuł doczekał się wielu poprawek. Kolejny rok pozwolił twórcom jeszcze bardziej doszlifować grę. Dzięki temu chętnych do gry nie brakuje. Oczywiście, ogromnym ułatwieniem jest pełny cross-play, dzięki czemu swobodnie możemy grać ze sobą niezależnie od platformy. Ba, ja sam, zależnie od potrzeb czy nastroju, przełączam się między graniem na laptopie a na konsoli. W 2023 roku powoli zaczyna to być coraz bardziej powszechne, że gry na to pozwalają, mimo wszystko jest to nadal na tyle rzadkie, iż obecność cross-progression i cross-play w BF2042 jest bardzo miłym zaskoczeniem.
Nieważne, jak się zaczyna, ważne, jak się kończy!
Tym bardziej Battlefield 2042 mnie wciągnął, że podstawy rozgrywki są tutaj naprawdę dobre. Seria gier od DICE zawsze dla mnie oferowała lepsze odczucia ze strzelania i korzystania z różnorodnych sprzętów od konkurencji. Fakt, że nowsze Call of Duty także radzą sobie tutaj świetnie. W Battlefieldzie to wszystko wydaje mi się nieco mniej zręcznościowe. Mimo to jednocześnie pozostaje dość swobodne, aby nie odstraszać graczy realizmem i poziomem skomplikowania. Moim zdaniem BF2042 na tym polu podtrzymuje chlubną tradycję serii i jest doskonałym punktem gdzieś pomiędzy zręcznościową sieciową strzelanką a nieco poważniejszym podejściem do rozgrywki. Rzecz jasna, grze nadal ogromnie daleko do symulatorów i prawdziwie taktycznych strzelanek, co ma też swoje plusy.
Ostatecznie ogromnie cieszę się, że Battlefield 2042 stał się naprawdę dobrą grą. Owszem, to przykre, że gra ujrzała światło dzienne w o wiele gorszym stanie i potrzeba było lat pracy nad tym, by ją usprawnić. Mam nadzieję, że stanie się tytułem, który pokaże, że nawet i z kiepskiej gry pełnej błędów może powstać coś dobrego. Nieustanna praca nad naprawą problemów jest godna pochwały. BF2042 jest, obok gier pokroju Fallout 76, No Man’s Sky czy Cyberpunka 2077, zaprzeczeniem popularnego w Sieci cytatu, niesłusznie przypisywanego Shigeru Miyamoto, że wydana pospiesznie gra na zawsze pozostanie zła. Utalentowani programiści pokazali, że da się wyjść z dołka i z czasem i mozolną pracą można odzyskać zaufanie graczy.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!