Gdyby tak kolejna Forza Horizon działa się w kosmosie? W Chorus stateczkiem latało się na tyle dobrze, że taka myśl bezwiednie mi się nasunęła. A może dodatkowo na to skojarzenie zadziałał fakt, że w grze studia Fishlabs dość szybko zabrakło mi ciekawych, budujących zawartość aktywności. Zmierzam do tego, że po zakończeniu przygody z dziełem niemieckiego dewelopera czuję lekki niedosyt. Zgaduję, że pomysłów raczej nie brakowało, za to braki kadrowe i budżetowe mogły nieco podciąć ekipie skrzydła, przez co Chorus nie osiągnął pełni potencjału. Jest to jedna z tych gier, którą z łatwością możemy krytykować na wielu płaszczyznach. Finalnie zdamy sobie jednak sprawę, że bawiliśmy się całkiem dobrze i w sumie to się liczy.
Czas zemsty
Główną bohaterką Chorus jest Nara – była członkini kultu Kręgu, który najłatwiej zobrazować jako grupę potężnych fanatyków religijnych. Ich celem jest oczyszczenie galaktyki z heretyków i jak się z pewnością domyślacie, nie przebiega to w pokojowy sposób. Na to, że Nara opuściła Krąg wpływ miało wydarzenie, którego dopuściła się będąc w ich szeregach. Demony przeszłości ścigają ją na wielu płaszczyznach, a przygotowana przez twórców historia jest opowieścią o odkupieniu, przebaczaniu i walce z własnymi słabościami. Najciekawszym wątkiem fabuły wydaje się być jednak jej relacja ze statkiem – Opus, w który zaklęta została świadomość.
Męczący patos
Warstwę fabularną uznaję za najsłabszy element produkcji. Twórcy obrali dość specyficzny kierunek, który zupełnie nie trafia w moje gusta. Gra pełna jest poważnie i mądrze brzmiących frazesów, ale tak naprawdę są to zbitki słów, dla których czasem nawet ciężko znaleźć sens. Wydarzenia przedstawione w Chorus nie mają żadnych podstaw logicznych, a w tak wykreowany świat możemy wcisnąć dosłownie wszystko. Jeśli chcecie wyciągnąć z tego elementu odrobinę frajdy, to należy przyjąć postawę biernego obserwatora, przestać zadawać jakiekolwiek pytania i dać się ponieść klimatowi. Ten jest ciężki i mroczny, co w połączeniu z brutalnością galaktycznego świata daje specyficzny efekt.
Na pograniczu magii
Trzonem zabawy w Chorus jest przemierzanie kosmicznych rubieży i eliminowanie tych, którzy będą starali się nas powstrzymać. Twórcy oddali pod naszą komendę statek wyposażony w trzy bronie i kilka umiejętności specjalnych. Całość opiera się na prostych zasadach. Jedna broń służy do likwidowania tarczy, kolejna do zadawania szybkich obrażeń, a wyrzutnia rakiet pozwala nam zadawać konkretne obrażenia bardziej statycznym obiektom. Potężne nadprzyrodzone zdolności Nary pozwolą nam zyskać taktyczną przewagę na polu bitwy. Dzięki jednej z nich możemy błyskawicznie znaleźć się tuż za plecami przeciwnika, a inna pozwoli nam błyskawicznie pozbawić wroga całej osłony.
Rozmiar nie ma znaczenia
Twórcy przewidzieli również pojedynki z maszynami większego kalibru, jednak nie do końca udało im się zapanować nad tym aspektem. Przede wszystkim nie zadbali o umiejętne odzwierciedlenie potęgi takowych maszyn. Często ich anihilacja sprowadza się do zniszczenia kilku pomniejszych elementów, z których część nie jest nawet specjalnie ukryta lub zasłonięta. Potyczka z uzbrojonym gigantem nie ma w sobie tej magii, która pozwoliłaby nam poczuć się wybitnym pilotem. Dużo lepiej prezentują się starcia z bossami, nie ma ich dużo, ale wymagają zdecydowanie więcej zaangażowania.
Król galaktycznych szos
Kluczem do zwycięstwa podczas kosmicznych starć jest jednak umiejętny pilotaż. Kontrolowanie prędkości i skręcanie to nie wszystko. W Chorus bardzo ważne jest korzystanie z mechaniki driftu. Włączając ten tryb możemy swobodniej manewrować pojazdem, co pozwala nam na większą precyzję, a przede wszystkim na epickie zagrywki. Warto zaznaczyć, że nie jest to tytuł szczególnie wymagający, jednak w trakcie swojej przygody natrafiłem na kilka momentów, w których musiałem się nagimnastykować. Latanie Opusem jest bardzo przyjemne, a misje, w których trzeba było popisać się zdolnościami pilotażu, sprawiały mi najwięcej radochy.
Nie mam ochoty na dokładkę
Przygotowany przez twórców pomysł na gameplay jest wystarczający, by pokryć główna linię fabularną i nie zanudzić gracza. Niestety, jeśli zejdziemy z głównego szlaku i zajmiemy się zadaniami pobocznymi, to powtarzalne walki, na których bazuje większość questów, szybko dadzą nam się we znaki. Warto je wykonywać ze względu na otrzymywane nagrody, ale ich schematyczność sprawi, że Chorus zacznie nam się szybko nudzić. Twórcy starali się uatrakcyjnić rozgrywkę, stopniowo dodając nowe umiejętności i przeciwników. System walki nie został jednak urozmaicony na tyle, by wpływało to na rozgrywkę w znaczący sposób, przez co kosmiczne piu piu piu z czasem może stracić swój urok.
Przydałaby się odrobina fantazji
Zarządzanie wyposażeniem statku potraktowano dość marginalnie. Zakupy nowego sprzętu i ulepszeń dzieją się w sposób intuicyjny i nie pozostawiają graczowi zbyt dużego pola manewru jeśli chodzi o taktykę. Po prostu, wraz z postępem w fabule możemy nabyć coraz lepszy pancerz, broń i akcesoria. Co prawda, kolejne wersje tych samych broni zachowują się inaczej, ale ciągle całość opiera się na tym samym schemacie. Szkoda, że w tym aspekcie twórcy nie pozwolili sobie na więcej, bo z pewnością pozytywnie wpłynęłoby to na wrażenia z rozgrywki. W razie znużenia, dodatkowe opcje grzebania w wyposażeniu naszej maszyny pozwoliłby tchnąć w nią drugie życie.
Piękno wszechświata
Przestrzeń kosmiczna w grach na ogół wygląda atrakcyjnie i nie inaczej jest w tym przypadku. Oprawa Chorus nie jest pod żadnym względem wybitna, ale całość tworzy przyjemne dla oka obrazki. W trakcie walk ekran rozświetlają lasery, pociski i siarczyste wybuchy, co odpowiednio podkręca doznania. Kosmiczne krajobrazy są na tyle ładne, że chętnie korzystałem z trybu fotograficznego. Większość fabuły poznajemy poprzez radiowe rozmowy z innymi postaciami. Na szczęście aktorzy głosowi sprostali wyzwaniu, dzięki czemu udało się chociaż odrobinę zamaskować taki sposób prezentowania historii. Gra działa płynnie, a w trakcie swojej przygody nie natrafiłem na żadne większe problemy techniczne.
Czy warto dać szansę kosmicznemu piu piu piu?
Chorus trafia poniekąd w niszę, bo gier podobnych gatunkowo brakuje na rynku. W ostatnim czasie przewodził na tym polu Everspace, ale jego elementy roguelikowe nadają rozgrywce zupełnie inny charakter. Produkcja Fishlabs to przyzwoita gra, ale nic poza tym. Tytuł oferuje kilkanaście godzin przyjemnej zabawy, ale wiem, że przez tę przeciętność szybko o niej zapomnę. Muszę jednak przyznać, że autorzy stworzyli solidne podwaliny pod kolejną odsłonę, która, miejmy nadzieję, powstanie z większym rozmachem.