Już kilka miesięcy temu, światło dzienne ujrzała najnowsza odsłona kultowej gry Darkest Dungeon od Red Hook Studios. Przyjdzie nam się tu wcielić w grupę śmiałków przemierzających… no właśnie co? Jak wskazywałaby na to nazwa chciałoby się powiedzieć, że loch. Jednak tym razem rozgrywka, jaką przygotowało dla nas studio, opiera się o nieco inny rodzaj przygody. Słowo przygoda, pasuje tutaj jak ulał. Już na samym początku Red Hook Studios pokazuje nam główną zmianę względem rozgrywki, znanej z poprzedniej części.
„Przed wyruszeniem w drogę, należy zebrać drużynę…”
Podróż dyliżansem zamiast dworu i lochów
Nie przez przypadek użyłem tego kultowego już cytatu, ponieważ w najnowszej odsłonie Darkest Dungeon dosłownie wyruszamy w drogę. Już na samym początku gry na dzień pisania tego tekstu rozpoczynamy swoją przygodę, prowadząc dyliżans przez połacie terenu. Czyhają tu na nas różne niebezpieczeństwa. Już na wstępie mogą rodzić się pytania w stylu „A gdzie tu lochy?”. Jest to ogromna zmiana względem pierwszej odsłony serii. Tam nasza ‘baza wypadową’ był rozwijany przez nas dwór, a wyprawy były przeprowadzane do najciemniejszych lochów.
Tutaj natomiast pierwsze skojarzenie, jakie przyszło mi na myśl po uruchomieniu gry, był tryb „Najemnicy” w Blizzardowskiej Karciance „Hearthstone”. Przemieszczamy się z punktu A do punktu B, wybierając jedną z 2 lub 3 opcji kierunku, który prowadzi nas do jednego z wydarzeń, takich jak np. pomoc garstce desperatów. Zdobywamy w ten sposób swego rodzaju nagrody. Początkowo muszę przyznać, że byłem zaskoczony, jak ta gra się zmieniła względem poprzedniczki. Jednak po tych kilku wyprawach, mogę powiedzieć, że spodobały mi się te zmiany.
Walka w Darkest Dungeon II
Tutaj Red Hook Studios, nie zdecydowało się na jakieś radykalne zmiany jeśli chodzi o samą walkę pod kątem mechanicznym. Gracze uwielbiający Darkest Dungeon odnajdą się w drugiej części jak ryba w wodzie. Warto jednak wspomnieć, że został poprawiony interfejs pod kątem czytelności statystyk związanych z umiejętnościami. Dzięki temu nowi gracze będą w stanie bez problemu zrozumieć zależności pomiędzy poszczególnymi właściwościami zdolności bohaterów. Zdecydowanie wpływa to na dynamikę pojedynków z przeciwnikami.
Dzisiaj mnie kochasz, jutro nienawidzisz – słów kilka o systemie relacji pomiędzy bohaterami
Ogromną zmianą, jaką otrzymała kontynuacja Darkest Dungeon, jest wprowadzony system relacji pomiędzy bohaterami. Już spieszę z tłumaczeniem. Otóż podczas podróży nasi herosi, mogą ze sobą sympatyzować lub też antagonizować. To może mieć miejsce, gdy np. jedna z postaci dobije cel ataku poprzedniej. Ta uzna na przykład, że „hej, świetna akcja drużynowa”, po czym otrzyma bonusową akcję, atakując przeciwnika poza swoją turą. Często jednak zdarza się tak, że im dalej w las, tym bardziej puszczają nerwy.
Wtedy, jak wiadomo, narasta agresja i w analogicznej sytuacji przeczytamy wypowiedź w stylu „Ta śmierć miała być z mojej ręki!”. Niejednokrotnie zdarzało mi się, że postać, która była na skraju śmierci nie chciała przyjąć leczenia, bo nie ufała lekarzowi, który wcześniej dobił jej cel. Wszystko to, przez szaleństwo, które spowodowały potworności na szlaku.
O bohaterach słów kilka
Podobnie jak w Darkest Dungeon I nasza drużyna śmiałków przemierzających „lochy” będzie składała się z czterech bohaterów. Różnica polega na tym, że ci będą nam towarzyszyć, aż po grób. Jako że nie mamy już dworu ani koszar, to tych już nie rekrutujemy „na potęgę”, a jedynie wybieramy jedną drużynę pierśc…dyliżansu. Oczywiście, jeśli podczas podróży, jakiś bohater nie przeżyje, bo licho go zabierze to w momencie dotarcia do gospody, będziemy mogli dołączyć kolejnego. Oczywiście jak to miało miejsce w poprzedniej odsłonie, w trakcie rozgrywki przyjdzie nam odblokować nowych śmiałków.
Fabuła w Darkest Dungeon II
Podobnie jak w części pierwszej wątek fabularny nie jest mocno zarysowany. A jego motywem przewodnim jest apokalipsa. Drużyna bohaterów wyrusza na odległą górę, w której to dostrzega swój ratunek. Droga ta jest wyboista, kręta i pełna trudów związanych z potwornościami, które na nich czekają. To czy uda się im tam dotrzeć oraz w jakim stanie zarówno fizycznym, jak i psychicznym zależy od naszych decyzji podczas podróży. Tak naprawdę jest to ogromnym plusem serii, ponieważ to my poniekąd tworzymy historię, opartą jedynie na jej szkielecie. W rolę narratora, który swoim genialnym wręcz głosem opisuje to, co widzimy na ekranie, ponownie wcielił się Wayne June.
O oprawie audiowizualnej Darkest Dungeon II słów kilka
Jeśli ktoś zadałby mi pytanie, jaka gra jest idealnym przykładem przeniesienia 2d do 3d bez wahania powiedziałbym, że Darkest Dungeon II. Klimat, jaki znamy z poprzedniej części, nie stracił nic a nic, a jedynie zyskał. Widać to tak naprawdę na pierwszy rzut oka. Na szczególną uwagę zasługuje gra światła i cieni, która oczaruje nas podczas pobytu w gospodzie. Podczas samej podróży dyliżansem przyjdzie nam podziwiać „widoczki”. Oczywiście nie mam na myśli takich, jak chociażby w Horizon Forbidden West, ale mimo wszystko jest na czym zawiesić oko. Dzięki stylistyce, jaką obrało Red Hook Studios podczas pierwszej i drugiej części gry, możemy spać spokojnie, że ta nigdy się nie zestarzeje. Tego nie można powiedzieć o „fotorealistycznych” grach, które szybko się starzeją.
Podsumowując, jakie są moje pierwsze wrażenia po 10 godzinach?
Obecnie grą jestem wręcz oczarowany, podobnie jak miało to miejsce w przypadku pierwszej części. Świadomy jestem, że twórcy wykorzystają w pełni wczesny dostęp, tak aby dostarczyć nam, jak najlepszy tytuł. Podoba mi się fakt, że nie boją się oni eksperymentować z własną grą, chociażby przez fakt zrezygnowania z dworu, jaki był w pierwszej części. Jak to wyjdzie w finalnej wersji? Tego nie jestem w stanie przewidzieć, natomiast liczę na to, że gra zachowa to, co jest w niej najlepsze. Chodzi mi o klimat, bo na ten moment, dalej jest świetnie. Czy poleciłbym Darkest Dungeon II już teraz? Tak, tylko musicie mieć na uwadze to, że mimo wszystko druga odsłona, różni się gameplayowo od swojej poprzedniczki.