Dead Space (2023) – recenzja (XSX). Whole again

Dead Space. Grafika główna z chłopem

Byłem pierwszy do krytykowania pomysłu remake’owania pierwszego Dead Space’a. Argumentowałem to tym, że przecież oryginał zestarzał się z gracją i wciąż wygląda dobrze. Zdecydowanie bardziej wolałbym więc nową odsłonę niż gloryfikowany remaster w stylu The Last of Us: Part I czy Demon’s Souls. Tymczasem EA rękoma Motive Studio mocno mnie zawstydziło, idąc śladami Konami. Okazało się bowiem, że nowy Dead Space – podobnie jak Resident Evil 2 i 3 kilka lat temu – to prawdziwy remake z krwi i kości.

Łatwo byłoby pójść po linii najmniejszego oporu i zwyczajnie podbić rozdzielczość, dodać kilka cieszących oko efektów specjalnych i wyższej rozdzielczości tekstur. Na całe szczęście ekipa z Motive Studios podeszła do tematu z olbrzymim szacunkiem. Nie tylko poprawiono jakość oprawy graficznej, ale wręcz przeprojektowano niektóre mechaniki i elementy pierwowzoru. Dead Space – w przeciwieństwie do takiego Final Fantasy VII Remake – pozostaje przy tym maksymalnie wierny oryginałowi. Weterani poczują się zatem, jak gdyby wrócili po latach do odremontowanego domu. Jest przytulnie i znajomo, ale jednocześnie sporo radości sprawia oglądanie nowej farby i odkrywanie zmian.

Dead Space. Chłop patrzy jak załoga wykonuje całą robotę.
Ishimura, home. At least it was before the Necromorphs fucked everything up.

Powrót do domu

Fabularnie Dead Space opowiada dokładnie tę samą historię. Ponownie wcielamy się w Isaaca Clarke’a – należącego do ekipy ratunkowej inżyniera, który ma za zadanie zbadanie nagłego zniknięcia z radaru planetołamacza USG Ishimura. Rutynowa robota szybko się jednak komplikuje, kiedy okazuje się, że załoga statku została wyrżnięta przez wyrwane żywcem z „Coś” Carpentera Nekromorfy. Co gorsza, stwory te w znacznej części składają się z przemienionych załogantów Ishimury. Cel misji zmienia się zatem z ratunku na przetrwanie.

Struktura historii pozostaje niezmieniona, więc fanów oryginału nie zaskoczy absolutnie nic. Żeby jednak nie było zbyt nudno, znacznym modyfikacjom poddano sposób prowadzenia narracji. W sporej mierze wynika to z faktu, że Isaac nie zapomniał tym razem zabrać ze sobą języka, dzięki czemu nie jest już milczącym bohaterem. Alternacji uległy zatem dialogi, które teraz muszą brać pod uwagę wygadanego inżyniera. W efekcie poprawie uległa dynamika w relacjach między bohaterami, a z samym Isaaciem dużo łatwiej jest się teraz utożsamić. Nareszcie jest prawdziwą postacią, a nie wyłącznie kartonową wycinanką bez prawa głosu.

Dead Space. Chłop celuje do stworów
Rzeszów, osiedle Baranówka w godzinach wieczornych (2023, nekromorfowane).

Pod względem rozgrywki również nie próbowano wynaleźć koła na nowo. Dead Space to nadal pełnoprawny survival horror, w którym zarządzanie zasobami jest równie ważne, co strzelanie. W zasadzie czułem się, jakbym znów po raz pierwszy odpalił oryginał. Wszystkie bronie – na czele z piłą plazmową – wydały mi się miło znajome. Tym samym ddcinanie Nekromorfom kończyn, zamrażenie ich przy pomocy stazy i mięsiste rozdeptywanie ich zwłok potężnym buciorem Isaaca sprawia tyle samo frajdy, co przed laty.

Tak się przestraszyłem, że hej!

Mam jednak wrażenie, że twórcy delikatnie podkręcili tempo akcji. Zarówno Isaac, jak i przeciwnicy zdają się poruszać ociupinkę szybciej. Całość stała się zatem mniej metodyczna i trochę trudniejsza, choć równie dobrze to ja mogłem po prostu stracić „skilla” na stare lata. Jakby jednak nie było, wpływa to jak najbardziej pozytywnie na samą grę. Dead Space jest w końcu horrorem, a świadomość, że w każdej chwili na mojej drodze może stanąć grupka tych stworów z piekła rodem, skutecznie wywoływała we mnie uczucie niepokoju.

Dead Space. Chłop strzela do bardzo brzydkiego dziecka
Matko, jakie brzydkie dziecko!

Zwłaszcza że całą grę zaprojektowano z myślą o budowaniu przytłaczającego gracza klimatu. Ishimura bezustannie trzeszczy, coś zdaje się stukać w szybach wentylacyjnych nad naszą głową, a serce Isaaca momentami wręcz dudni nam w uszach. Stwory wprawdzie potrafią wyskoczyć na nas znienacka, ale nie są to tanie jumpscare’y, jak chociażby w Madison. Wiemy, skąd mogą wyjść i wiemy, że leżące na ziemi zwłoki mogą się w każdej chwili reanimować – pytanie tylko: kiedy to zrobią?

Narzędzia inżyniera

Pewnym pocieszeniem jest natomiast fakt, że do dyspozycji oddano nam dość pokaźny arsenał – od wspomnianej piły plazmowej, przez piłę tarczową, aż po strzelbę energetyczną i miotacz ognia. Każdy znajdzie coś dla siebie, choć weteranów z pewnością zaskoczy fakt, że w nowej wersji Dead Space’a ich pozyskanie wymaga nieco więcej eksploracji. Należy bowiem udać się do konkretnych pomieszczeń, które równie dobrze można ominąć. Sam w ten sposób pominąłem karabin pulsacyjny, który w oryginale był jedną z pierwszych pukawek, które dostawałem. W efekcie gra zdecydowanie bardziej zachęca do testowania nowych giwer, a nie ograniczania się do tego, co już znamy.

Dead Space. Chłop podgrzewa atmosferę
Carpenter uczy i bawi.

Dead Open Space

Eksploracja to zresztą element Dead Space’a, który znacząco w remake’u rozwinięto. Spokojnie, Motive Studio nie zrobiło z niego gry z otwartym światem, choć Ishimura nie wydaje się być już jednym, długim korytarzem. W każdym momencie możemy bowiem udać się do wcześniej odwiedzonych lokacji. Zachęcają do tego wprowadzone w remake’u zadania poboczne (nieliczne i nieinwazyjne) oraz stopniowe otrzymywanie uprawnień dostępu do poszczególnych pomieszczeń. Początkowo miałem co do tej drugiej nowości mocno mieszane uczucia. Z czasem jednak ów pomysł doceniłem, kiedy w trakcie ponownej wizyty zamknięte wcześniej szafki obdarowały mnie dodatkowymi zasobami.

Amunicji wciąż jest jednak mało, a pojemność ekwipunku limitowana, więc zawsze czujemy, że jesteśmy na krawędzi „bankructwa”. Dodatkowo zbierane w trakcie eksploracji kredyty potrzebne będą nam do kupowania ulepszeń w automatycznych sklepach. Z kolei rozsiane po mapie węzły okażą się niezbędne do ulepszania broni oraz stroju. Dla fanów uniwersum sporym plusem będzie też fakt, że w dzięki odnajdywanym dziennikom tekstowym i audio, a także holograficznym projekcjom dowiecie się nieco więcej o świecie gry.

Dead Space. Chłop leci
Odrobinę rozmazane zdjęcie idealnie oddaje chaos sekwencji w zerowej grawitacji.

Zmiany, zmiany, zmiany

Weteranów zdecydowanie ucieszy informacja, że twórcy zdecydowali się na przeprojektowanie kilku najbardziej kontrowersyjnych sekwencji oryginału. Mowa w tym miejscu o niesławnym strzelaniu do asteroid przy pomocy pokładowego działka. W oryginale wypadało to fatalnie. Ekipa z Motive Studio kompletnie pozbyła się więc w remake’u tej mechaniki, zastępując ją dużo sensowniejszą i łatwiejszą alternatywą. W efekcie przemodelowano również jedną z walk z bossem, w której ponownie zasiadaliśmy za sterami owego feralnego działka. Pozostałych bossów pozostawiono w pozbawionej znaczących zmian formie – mało porywającej, ale przynajmniej bezbolesnej.

Przeprojektowano natomiast sposób działania sekwencji w zerowej grawitacji, pozwalając teraz graczom na swobodne latanie. Niby jest to krok w dobrym kierunku i zdecydowanie lepsza opcja niż skakanie od ściany do ściany i łażenie po nich przy pomocy magnetycznych butów z oryginału, ale wciąż fragmenty te są raczej przykrą koniecznością. Latanie jest mocno nieintuicyjne, a przez brak strafe’owania oraz swobodnego unoszenia się i opadania również irytująco niewygodne. Na szczęście większość lokacji w Dead Space grawitację posiada, więc to raczej marginalny problem.

Dead Space. Chłop walczy z ostrym cieniem mgły
Oho, to chyba ten słynny ostry cień mgły!

Techniczny majsterszyk

Absolutnie złego słowa nie mogę powiedzieć o warstwie technicznej gry. Dead Space to pod tym względem absolutny majstersztyk i jedna z najpiękniej wyglądających gier tej generacji. Wykorzystanie dymu i zabawa światłem buduje fenomenalny klimat, przy okazji maskując pewne niedociągnięcia. W ruchu całość nie tylko wygląda obłędnie, ale widok przemykających za kotarą dymu stworów wywołuje wręcz piorunujące wrażenie. Wszystko to potęguje doskonałe udźwiękowienie ze wspomnianymi wcześniej odgłosami otoczenia i świetną muzyką na czele.

Dead Space działa do tego po prostu bajecznie. W trybie wydajności gra utrzymuje cudownie płynne 60FPS, zachowując przy tym klarowny obraz i wysoki poziom oprawy. Tryb jakości klasycznie podbija natomiast rozdzielczość, okupując to dwukrotnie niższym klatkażem. Różnica w jakości grafiki jest natomiast na tyle niezauważalna, że rekomendowałbym postawienie na płynność rozgrywki. Warto też dodać, że – nie licząc sporadycznie tańczących „bredgensa” (taniec na głowie, jak ktoś nie wie) odciętych kończyn – gra w zasadzie pozbawiona jest poważniejszych bugów. No, dobra, raz musiałem ją przeinstalować. Z jakiegoś powodu przestała wyświetla więcej niż dwadzieścia klatek, ale to raczej wyjątek od reguły.

Whole again

Nie zmienia to zatem faktu, że nowy Dead Space to zwyczajnie wyśmienity survival horror. Może nie jest to nowa odsłona serii, ale szereg zmian i usprawnień w połączeniu z cudownie poprawioną oprawą sprawia, że całość jest po prostu świeża. Kilka rzeczy można było wprawdzie zrobić lepiej, a sama premiera nie obyła się bez problemów z VRS (osobiście się na nie natknąłem), lecz w żaden sposób nie wpływa to na odbiór całości. Dodatkowo potężnym plusem jest obecność pełnej polskiej lokalizacji z możliwością wyboru języka dialogów. Nowy stary Dead Space to zatem stary, DOBRY Dead Space.

Gameplay

Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy agencji Monday oraz Electronic Arts.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Gdzie kupić?


Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Scroll to top