Nadszedł nowy sezon w Destiny 2, który ma za zadanie połączyć wątki fabularne i pchnąć historię gry w stronę nadchodzącego w lutym przyszłego roku dodatku Upadek Światła (Lightfall). Jak prezentuje się nowa zawartość sezonowa? Chciałbym napisać, że świetnie, jednak w wydawałoby się dobrze opracowanej formule dostarczania sezonowej zawartości zaczynają pojawiać się zgrzyty. Nie oznacza to, że najnowszy sezon jest zły – na tle poprzednich wypada całkiem nieźle. Nie obyło się jednak bez problemów. Aby dokładniej omówić Sezon Serafinów, potrzebne jest jednak nieco kontekstu.
Do trzech razy sztuka?
Dwa poprzednie sezony w Destiny 2: Sezon Udręczonych i Sezon Skarbów, były niezwykle mocno nastawione na tzw. grind, który uprzykrzał życie wszystkim graczom. Apogeum miało miejsce w poprzednim, kiedy Bungie musiało – przez wygórowane wymagania, oraz błędy w grze – obniżyć próg zdobycia Pieczęci Sezonowej (zestawu wyzwań, które gracz realizuje przez 3 miesiące trwania danej aktywności).
Dla niewtajemniczonych: Pieczęć Sezonowa to osiągnięcie skierowane do niemalże wszystkich graczy, zwłaszcza „każualowych”, co z definicji czyni zdobycie tego osiągnięcia nieco łatwiejszym. Uciążliwy grind i błędy, które wydawały się momentami zamierzonym działaniem, spowodowały że gracze osiągnęli górne granice frustracji, co przełożyło się na znaczne zmniejszenie ogólnej liczby graczy w grze.
Nowy sezon, zdaje się, poprawił sytuację, ponieważ daje się odczuć zluzowanie wymagań, jakie Bungie postawiło przed odbiorcami. Wygląda na to, iż deweloperzy zdali sobie sprawę, że nie wszyscy muszą spędzać codziennie po 4-5 godzin, aby zdobyć chociaż podstawowe osiągnięcia, czy wymarzoną broń z danego sezonu. Co prawda, nastąpił powrót zjawiska „time gated content”, czyli udostępniania kolejnych części zawartości niezbędnych do progresu w ustalonych odstępach czasu, jednak dla mnie osobiście jest to ulga po prawie pół roku ostrego grindu.
Miało być lepiej…
Nie zmienia to faktu, że sezon pełen jest błędów, które mocno zaburzają rozgrywkę. Niedziałające mody dostępne z poziomu artefaktu, wyłączone API gry, które odcięło graczy na kilka dni od wszystkich stron i aplikacji mobilnej (przydatnej do przeglądania ekwipunku, czy zbierania wyzwań bez konieczności podróży do przestrzeni socjalnej), błędy związane z serwerami. Mam wrażenie, że z sezonu na sezon jest odrobinę gorzej, a zespół Bungie fixuje błędy na bieżąco, jednak nie poprawia ich na przyszłość (jak było w przypadku wydarzenia Halloween które zawierało błędy…z wydarzenia 2021), co nie wróży dobrze tytułowi. Dla mnie – regularnego gracza – jest to irytujące, ale zdążyłem się przyzwyczaić, jednak jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy nie grają tak dużo jak ja.
Ostatnia rzecz, którą chciałem poruszyć to… wtórność assetów, jakie zostały wykorzystane. Jestem w stanie zrozumieć powracające bronie, jednak ponowne wykorzystywanie elementów gry widoczne jest na każdym kroku i jest to smutne, ze względu na to, że tematem przewodnim jest odbudowa Rasputnia. Fakt – dostaliśmy świetne nowe zbroje, oraz naprawdę fajne bronie sezonowe, jednak lokacje w czasie misji to zawartość, którą Bungie z gry wcześniej… usunęło. Jednak żeby nie było, że tylko ciągle narzekam – finalna misja fabularna w każdym tygodniu jest bardzo ciekawa i wprowadza element skradankowy do Destiny 2. Do tego jest dość trudna – sam we wtorek kląłem okrutnie ginąc raz za razem – i stanowi wyzwanie w dobrym tego słowa znaczeniu. Jest to powiew naprawdę świeżego powietrza po Sezonie Skarbów, kiedy finalną misją był Utracony Sektor z miałkim bossem na końcu.
Sezon Serafinów – historia
Fabuła trzyma poziom! Wracamy do Rasputina i wysiłków, aby odtworzyć StrategOSa po ataku floty Piramid. W tym przedsięwzięciu bierze udział Clovis Bray, razem ze swoimi wnuczkami Aną i Elsie. I to właśnie fabuła jest znowu dla mnie magnesem, bo po Poza Światłem jestem wielkim fanem Clovisa i jego rodziny, oraz tego co się wydarzyło w ich historii. Do tego mamy znowu genialne dialogi i strasznie ciężką atmosferę dysfunkcyjnej rodziny.
To się świetnie ogląda i w napięciu czeka na ciąg dalszy. Muszę przyznać że Bungie znowu podkręciło narrację po dość specyficznym zakończeniu Sezonu Skarbów, i dość kontrowersyjnym wykorzystaniu postaci Nezareca. Jeśli nie graliście – nie będę spojlerował, powiem tylko że dodatkowym motorem tego, co dzieje się w obecnym sezonie, jest Ozyrys, który w końcu powrócił do żywych po trwającej dość długo śpiączce. Jeden z ulubieńców społeczności będzie niezwykle ważną postacią w nadchodzącym dodatku, stąd jego powrót do aktywnego uczestnictwa w tym, co dzieje się obecnie w fabule.
Dungeon na Marsie
Na koniec Bungie dało nam nowy Loch, czyli aktywność dla trzech graczy, która wymaga nauki specyficznych dla każdego lochu mechanik, aby go ukończyć – to taki mini Najazd. Tym razem dzieje się on na Marsie, ma estetykę westernową, jeśli chodzi o broń i zbroje Strażników, a naszymi przeciwnikami są Vexy z frakcji Sol Divisive, które czczą Ciemność. Starają się one zdobyć informacje o Rasputinie w sekretnej lokalizacji na Marsie, a naszym zadaniem jest uniemożliwić morderczym robotom zdobycie informacji. Tym razem mechanika opiera się na strzelaniu w kable i budowaniu linii wysokiego napięcia.
Tak, wiem jak to brzmi, jednak w tym miejscu jest to całkiem udane połączenie mechaniki z otoczeniem w jakim przychodzi nam walczyć. Nie jest to mój ulubiony loch (tym nadal pozostaje Przepowiednia), jednocześnie wywołuje on nieco kontrowersji ze względu na wykorzystanie jednego z bossów z Najazdu Ogród Zbawienia. Nie jest to jednak nic nowego, bo Bungie w czasie projektowania Lochów zawsze posiłkowało się dostępnymi mechanikami i przeciwnikami. Ale ocenę najlepiej abyście wyrobili sobie sami – lochy jak i najazdy to zawsze coś, czego trzeba doświadczyć, a ich ocena jest niezwykle subiektywna.
Niespodzianki i Altair?
W Sezonie Serafinów mamy też dwa wydarzenia cykliczne, które – jakby już było mało aktywności – dokładają nam kolejne. Pierwszym są Chwile Tryumfu, będące niejako podsumowaniem roku w Destiny 2 (i pozwalają zdobyć okolicznościową pieczęć oraz koszulkę). Drugim jest Świtanie, czyli wydarzenie świąteczne (które rozpoczęło się już w momencie pisania tej recenzji). Oznacza to, że przez 3 tygodnie będziemy znów gościć na Wieży Babcię Evę i piec ciastka.
Na koniec warto wspomnieć o kolejnej współpracy w jaką zaangażowało się Bungie. Po działaniach z Epic Games w poprzednim sezonie, przyszedł czas na Assassin’s Creed. Oznacza to, że możemy w Destiny nabyć specjalne przedmioty kosmetyczne inspirowane serią Ubisoft (ornamenty zbroi, powłoka Duszka, czy nowy Wróbel). Jest to ciekawy zabieg, a zbroja dla Czarnoksiężnika wygląda naprawdę obłędnie!
Podsumowanie
Sezon Serafinów nie jest najgorszy. Mocno rażą błędy związane z kodem gry i ponownym wykorzystaniem starych assetów, jednak ogólnie pod względem grindu i historii jest dobrze. Jeśli – tak jak ja – lubicie motyw Rasputina i jesteście fanami rodziny Bray, to ten sezon jest dla Was! No i jeśli czekacie na Upadek Światła, to w Sezon Serafinów zagrać musicie koniecznie – wszak warto nadgonić fabułę i przygotować się do starcia na Neptunie w odpowiedni sposób.