DOOM 3 VR nie był pierwszą próbą przeniesienia piekielnej masakry do świata wirtualnej rzeczywistości. W 2017 roku doczekaliśmy się DOOM VFR, całkowicie nowej gry, która czerpała garściami z rozwiązań wydanego rok wcześniej na konsole i komputery rebootu serii.
Doom który mój żołądek polubił
Jeśli czytaliście moją recenzję DOOM 3 VR, to zapewne wiecie, że początkowo tytuł ten strasznie źle wpływał na mój organizm. Byłem więc pod wielkim wrażeniem, że DOOM VFR, pomimo bycia dużo bardziej dynamiczną produkcją, nie działał na mnie w podobny sposób. Nie do końca wiem, jak w sumie deweloper to osiągnął. Grałem na domyślnych „ustawieniach komfortu”, poruszając się skokowo, jak i płynnie, na stojąco i na siedząco.
Nie odczułem żadnego dyskomfortu czy nudności, które miałyby przeszkodzić mi w przyjemnym masakrowaniu hord demonów. Jednak zanim przejdziemy do wesołego rozczłonkowywania przeciwników, musimy wybrać, w jaki sposób będziemy posyłać niemilców do domu. Tutaj oddano nam do dyspozycji aż 3 opcje sterowania: kontroler AIM (którego niestety nie posiadam), „pałki” Playstation Move pamiętające jeszcze czasy PS3 oraz klasycznego pada.
Doom którego sterowania nie rozumiem
Na początku spróbowałem pograć na Move, jednak aby to zrobić, potrzeba naprawdę dużo miejsca, wszystko przez decyzję twórców o braku obracania się na przyciskach. Jeśli już chcemy gdzieś się obrócić, to musimy zrobić to fizycznie, co wymaga dość sporej przestrzeni i prowadzi do małej dezorientacji w terenie.
Szybko więc przesiadłem się na standardowy kontroler. Tutaj było już nieco lepiej, mogłem swobodnie się poruszać, obracać, a celowałem poprzez hełm. Nie mogę powiedzieć, że źle się bawiłem, ale w moim odczuciu żaden model sterowania nie jest idealny, i musimy liczyć się z pewnymi kompromisami.
Doom 2016 w wersji bieda
Tytuł czerpie garściami z Dooma z 2016 roku. Modele przeciwników, ta sama marsjańska baza, czy nawet historia, która jest niejako tłem do wydarzeń z dużej odsłony. Dodajmy do tego fakt, że DOOM VFR można przejść w 3 godziny, i daje to nam obraz mniejszej produkcji, będącej w zasadzie demem technologicznym. Nie zrozumcie mnie źle, nie uważam, że DOOM VFR to zła gra. Sięgając po ten tytuł, trzeba mieć na uwadze, że jest to w zasadzie tylko spin-off.
Gra nie prezentuje się również tak dobrze, jak jej starszy brat; znajdziemy tu rozmyte tekstury, mniej szczegółowe modele. Na szczęście miejsca, które przyjdzie nam zwiedzać, są bardzo klimatyczne, i po chwili przestajemy zwracać uwagę na obciętą grafikę.
Jeśli zaś chodzi o rozgrywkę, to w tym przypadku mamy więcej tego samego – bardzo dynamiczny, staroszkolny shooter z wielkimi arenami, gdzie jak najszybciej trzeba pozbyć się przeciwników. Tutaj jednak też chciałbym się przyczepić. Przeciwników na arenach jest zdecydowanie mniej, przez co walki są krótsze i nie dają takiego kopa adrenaliny, ale to może tylko moje odczucie.
Podsumowanie
Trudno mi ocenić DOOM VFR, z jednej strony jest to świetny tytuł i naprawdę kompetentna strzelanka na gogle wirtualnej rzeczywistości, z drugiej strony jest to produkcja dużo mniejsza, będąca czymś w rodzaju dema technologicznego. Nie bawiłem się przy tym tytule źle, i z czystym sumieniem mogę go polecić każdemu fanowi DOOMa. Problem jest taki, że w 3 lata po premierze, otrzymaliśmy masę świetnych strzelanek VR, i nie wiem, czy warto ten tytuł nadrobić.