Całkiem niedawno odbyła się premiera Halo Infinite i postanowiłem przypomnieć sobie wszystkie główne odsłony. Chciałem to zrobić jeszcze przed tą najnowszą, ale niestety trochę późno się za to zabrałem. Decyzji mimo wszystko nie żałuję. Przez lata Halo: The Master Chief Collection było nie tylko ulepszane, ale i rozbudowywane. Teraz w zestawie można znaleźć wszystko od Reach, aż do czwórki. Nie potrzebowałem nawet Xboxa, gdyż kolekcja została przeniesiona na PC, wspiera format 21:9 i działa wspaniale. Zapraszam na małą podróż pełną nostalgii.
Halo Reach – Noble Team
Zdecydowałem się przechodzić dane gry według chronologii fabularnej, co ma swoje plusy i minusy. Pierwsza produkcja pojawiła się po trójce i posiada pewne rozwiązania, których próżno szukać w innych odsłonach. Mowa, chociażby o możliwości zmiany umiejętności specjalnej, sprintu lub odczepiania wieżyczek stacjonarnych. Elementy, które wydają się mało znaczące, ale ich brak naprawdę doskwiera.
Fabuła opowiada o losach zespołu Noble Team, w którym znajdują się sami żołnierze typu Spartan. Grupa ma za zadanie dowiedzieć się, co się dzieje w określonej przez dowództwo lokacji. Szybko wychodzi na jaw, że na planecie Reach pojawili się Covenanci, którzy od lat unicestwiają ludzkie kolonie w galaktyce. Elitarny skład ze wszystkich sił będzie próbował ich powstrzymać, ale prawdziwym celem, będzie zupełnie coś innego.
Reach jest jedną z moich ulubionych części. Jego akcja dzieje się tuż przed pierwszym Halo i wyjaśnia kilka istotnych wątków dla całej serii. Nie znajdziecie w niej Master Chiefa, ale nie oznacza to, że tytuł jest w jakikolwiek sposób gorszy. To naprawdę świetna, ale też smutna produkcja. W dodatku ostatnia, którą stworzyło studio Bungie.
Halo: Combat Evolved Anniversary – odświeżony Master Chief
Rok przed premierą Halo 4 posiadacze konsol Xbox 360 otrzymali solidny remaster pierwszej odsłony. Odpowiadało za niego studio 343 Industries, ale tak naprawdę pracowały przy nim jeszcze Saber Interactive oraz Certain Affinity. Dziś firma trzyma pieczę nad całą marką. Wersja ta została ciepło przyjęta i nawet dziś może być przykładem tego, jak powinny wyglądać odświeżone gry. Zadbano o każdy aspekt, szanując przy tym oryginalny materiał. Nic dziwnego, że to właśnie ta edycja jest częścią The Master Chief Collection.
Akcja ma miejsce chwilę po wydarzeniach z Reach. Odbiorca poznaje Master Chiefa i po krótkim tutorialu musi szybko opuścić statek. Trafia do dość nietypowego miejsca, którego nazwę wszyscy powinniście znać — Halo. To właśnie w tej odsłonie mamy szansę zakochać się w żołnierzu w charakterystycznym zielonym kombinezonie. Nie można też zapomnieć o ulubionej SI — Cortanie. Jedynka, choć uboga i pełna pewnych ograniczeń, nadal pozostaje wyjątkowo świeża.
Mimo wielu lat na karku potrafi zauroczyć, a model strzelania daje sporo radości. Choć zestarzała się pięknie, to nie wszystko sprawia tutaj przyjemność. Ostatnie etapy to istna droga przez mękę i człowiek chce tylko dobrnąć do końca. Szkoda, że przepełniono je niekończącymi się falami wrogów. Rozumiem, że w ten sposób chciano pokazać, jak bardzo Flood jest niebezpieczne, ale odziera to grę z przyjemności, którą serwuje nam przez większość zabawy.
Halo 2: Anniversary — historia lubi się powtarzać
Trzy studia ponownie dostarczyły kolejne odświeżone Halo, tym razem legendarną dwójkę. Teraz jednak, do grona dołączyła jeszcze firma Blur Studio, która dostarczyła zupełnie nowe przerywniki wideo, które do dziś robią duże wrażenie. Zremasterowane Halo 2 okazało się lepsze, niż zapamiętałem. W stosunku do jedynki wprowadzono sporo zmian i wszystkie wydały mi się pozytywne. Nie trzeba już zbierać apteczek, bariera szybciej się regeneruje, pojazdy zachowują się lepiej, a mapy nabrały odpowiedniej skali.
Halo 2: Anniversary prezentuje się fenomenalnie na PC. Już na Xbox One remaster był bardzo przyjemny, ale w pełnej krasie na szerokim monitorze ta produkcja zyskuje jeszcze bardziej. Do tego genialna muzyka, misje zapadające w pamięć i genialna ścieżka dźwiękowa. Mamy jeszcze zupełnie nowe cutscenki, które idealnie wpasowują się w klimat.
Cierpi jednak na tę samą przypadłość co jedynka, gdzie końcowe etapy potrafią dać w kość. Na szczęście, już nie tak bardzo, ale nadal trzeba walczyć z irytującymi falami wrogów. Jako gra ze środka trylogii, kończy się dość mocnym cliffhangerem i brakuje tutaj tego uczucia zamknięcia wątku głównego. W czasach oryginalnego Xboxa było to dość bolesne, ale teraz można przejść do kolejnej odsłony. W moim przypadku jednak padło na ODST, bo to właśnie ta część ma miejsce przed trójką, więc na dalsze losy Master Chiefa musiałem jeszcze poczekać.
Halo 3: ODST — powrót na Ziemię
W przypadku tej gry czekała na mnie niemiła niespodzianka. Wiedziałem, że nie mogę liczyć na żadne odświeżenie, ale wizualnie ODST najmocniej odstaje od reszty (przeklęty efekt Bloom), co trochę psuło zabawę. Na szczęście, tylko trochę. Osadzona między drugą a trzecią odsłoną produkcja pozwala wcielić się w zwykłych żołnierzy, którzy nie są w stanie przeżyć upadku z orbity. Ci jednak mają tyle samo odwagi, co niejeden Spartan.
W przeciwieństwie do innych gier Halo ODST jest nie tylko inne za sprawą postaci, którymi kierujemy. Tutaj jedną z głównych składowych jest poruszanie się po dużym mieście — New Mombasa, aby dowiedzieć się, co wydarzało się z resztą naszej drużyny. Odkrywając kolejne elementy układanki, przeżywamy konkretne misje w formie retrospekcji, aż do momentu, gdy zespół ponownie zjednoczy siły.
Nie brakuje tutaj efektownych starć z obcymi, poziomów z czołgami i innymi pojazdami, a także audiologów opowiadających o losach mieszkańców miasta, w którym dzieje się akcja. Czuć, że ta odsłona miała mniejszy budżet, ale bawiłem się przy niej równie dobrze, co przy pozostałych tytułach. Wielka szkoda, że 343 Industries nie pokusiło się, na jakieś większe zmiany. Mimo to bawiłem się świetnie. ODST to dobry FPS z ciekawą fabułą i przyjemnym modelem strzelania bez udziwnień.
Halo 3 — koniec ery Bungie
Biorąc pod uwagę fabułę, trójka to ostatnia odsłona od oryginalnego dewelopera. Mamy tutaj kulminację tego, co wydarzyło się w poprzednich grach. Warto jednak wspomnieć, że choć Halo 3 dzieje się po dwójce, to między nimi mamy dwutygodniową lukę. Ta została wypełniona przez komiks Uprising, który w fizycznej formie jest ciężki do zdobycia. Niestety, wizja Bungie na przestrzeni lat trochę się zmieniła, stąd też wymóg pewnych zmian i nieścisłości. Dlatego warto nadrobić fabułę przelaną oryginalnie na papier, chociażby za sprawą filmu na YouTube.
Koniec historii pokazuje, że w obliczu zagłady istot żywych, wszyscy muszą się zjednoczyć. Stąd też mamy zarówno Master Chiefa, jak i Arbitera, ludzkość, a także część kolektywu Covenantów. Walcząc ramię w ramię, mają szansę uchronić galaktykę przed zniszczeniem, ale zadanie to wcale nie będzie takie proste. Wiele ważnych postaci odda życie za sprawę, a kłód rzucanych pod nogi nie będzie końca. Halo 3 serwuje prawdziwą emocjonalną mieszankę wybuchową. Od radości, poprzez smutek na uldze kończąc. Świetna odsłona, którą warto przejść.
Od strony technicznej prezentuje się lepiej niż ODST, choć również nie otrzymała znaczących zmian. Jednak sam styl, lokacje i ogólna otoczka o wiele lepiej się zestarzały. Trójka kończy to, co zaczęło Bungie i wydaje się kompletna, choć z otwartym zakończeniem. To właśnie dzięki niemu nowy deweloper mógł rozwijać dalej serię z lepszym, a czasami z gorszym skutkiem. Czuć jednak zmianę przechodzą do czwórki.
Halo 4 — here we go again
Nowy rozdział w historii Master Chiefa. Wybudzony z długiego snu wraz z Cortaną odkrywają nowe zagrożenie. O wiele silniejsze i posługujące się zaawansowaną technologią. Jak się pewnie domyślacie, ludzkość znów jest zagrożona, a nasz nieustraszony wojak ponownie stanie w jej obronie. Problemy na tym się nie kończą. Okazuje się, że ukochana SI umiera i bez pomocy z Ziemii, nie uda się jej uratować.
Halo 4 to mnóstwo zmian, od dziwnego zachowania broni, poprzez gorszą fabułę, na dziwnych dźwiękach przeciwników kończąc. Czuć na każdym kroku, że stoi za nim inne studio, które musiało wejść w buty poprzednika. Od strony wizualnej udało się bez problemu, a sam Chief prezentuje się lepiej niż kiedykolwiek. Cała reszta natomiast, no cóż, nie jest za dobra.
Przyjemność ze strzelania jest inna, trochę gorsza, bo bronie są takie nijakie, a odrzut praktycznie zerowy. Nagle kosmici z Covenantu wydają z siebie jakieś dziwne dźwięki, a zupełnie nowi przeciwnicy są bardzo generyczni. Wygląd Cortany ponownie doczekał się dużych zmian, tutaj w moim odczuciu na plus, ale sama postać już nie była tą Cortaną. Ciężko było mi zaakceptować nową fabułę, która nie porywa już, jak w odsłonach Bungie. Chce się rzec, że czwórka to świetna gra, tylko najgorsze Halo.
Halo Infinite coraz bliżej
W The Master Chief Collection brakuje dwóch odsłon Wars od Halo 5: Guardians, o ile RTS-y przypomnę sobie kiedy indziej, tak piątkę mam już za sobą i zrobię o niej odrębny materiał. Ta poprawia wiele błędów nowej trylogii, ale też jako gra ze środka pozostawia gracza w stanie zawieszenia i nie mogę się doczekać tego, co zawarto w Infinite. Przejście siedmiu gier było sporym wyzwanie i chcę tutaj podziękować mojej narzeczonej oraz 3-miesięcznej córce za to, że pozwoliły mi tego dokonać. Seria Halo jest jedną z najlepszych i zawsze będzie bliska memu sercu. Jeżeli nigdy nie graliście, to gorąco zachęcam do nadrobienia. Nawet Wam zazdroszczę, bo będziecie mogli przeżyć to po raz pierwszy.