Nie ma lepszej okazji do nadrobienia dodatków do jakiegoś tytułu niż ogłoszenie wycofania jej ze sprzedaży. W przypadku pełnej wersji gry problem jest zdecydowanie mniejszy, ponieważ wciąż z drugiej ręki dorwać można edycję pudełkową, ale wszelakiego rodzaju DLC w takich sytuacjach najczęściej przepadają po wsze czasy, o ile wydawca w przyszłości nie zdecyduje się na remaster. Szansa na to w kontekście Forzy Horizon 4 z racji jej gatunku jest niestety znikoma, więc czym prędzej rzuciłem pieniędzmi w telewizor i zaopatrzyłem w edycję Ultimate, zawierającą wszystkie dodatki, w tym Fortune Island właśnie.
Moje relacje z czwartą Forzą Horizon były dotąd dość oziębłe. Lata temu obraziłem się na twórców o zmianę kierunku serii na bardziej otwarty i tym samym porzucenie dotychczasowej struktury festiwalu o sensowniejszym poczuciu progresji. Pogodziłem się z tym faktem przy okazji premiery „piątki”, więc udanie się na tytułową wyspę skarbów, położoną na północ od Wielkiej Brytanii, miało być dla mnie szansą, by zakopać topór wojenny. Na moje szczęście nie trwało to zbyt długo i już kilka chwil po odpaleniu Fortune Island bawiłem się jak głupi.
Niespodzianki wyspy skarbów
Dodatek ten należy do tych bardziej przyziemnych i nie zmienia zbyt wiele w formule podstawki. Bierzemy udział w wyścigach oraz wyzwaniach, zdobywamy punkty wpływu i awansujemy do kolejnych rund (łącznie jest ich dziesięć) nowej odnogi festiwalu. Nie oznacza to jednak, że zabrakło czegokolwiek świeżego i nieco bardziej kreatywnego. Tę funkcję pełnią w Fortune Island poszukiwania skarbów. Po awansie do kolejnej rundy otrzymujemy zagadkę, wskazującą nam aktywność do zaliczenia i samochód, którym mamy to zrobić. Jeżeli odgadniemy poprawnie, to po spełnieniu warunków gra zakreśli nam rejon mapy, w którym ukryto skarb i podrzuci zdjęcie w ramach wskazówki. Później wystarczy rozjechać odnalezioną skrzynię i cieszyć ze zdobytych pieniędzy, a od czasu do czasu także nowego samochodu.
Zagadki raczej nie sprawią, że rozboli Was głowa. Są dość czytelne i całkiem proste, dzięki czemu, nawet jeśli któraś z nich sprawi Wam nieco więcej kłopotu, wciąż nie powinniście być sfrustrowani. To naprawdę przyjemny dodatek, pozwalający odetchnąć nieco od klasycznych wyścigów, aczkolwiek nie jest to jedyna nowość. Fortune Island wprowadza również wyzwania Trailblazer, polegające na jeździe przełajowej do celu, a także małą kampanię fabularną, związaną z założeniem na wyspie siedziby driftingowego klubu. Poza tym do gry trafiło 10 nowych samochodów, w tym kapitalny Saleen S5S Raptor, Lamborghini Aventador J czy widniejący na grafice promocyjnej Lamborghini Urus.
Góry, plaża, bagna…
Samo Fortune Island jest miejscem zaskakująco zróżnicowanym. Na północy znajdziemy olbrzymią górę poprzecinaną idealnymi do driftu serpentynami, jej środek pokrywa mały las i bagno, które na południu ustępują jezioru z malowniczym zameczkiem pośrodku. To właśnie tam znajdziemy większość długich prostych, pozwalających rozbujać swój samochód do maksymalnej prędkości. Nie zabrakło oczywiście tras off-roadowych pomiędzy asfaltowymi drogami. Całość prezentuje się wyśmienicie i przyznam, że nawet pomimo upływu lat jestem wciąż tak samo zachwycony oprawą wizualną „czwórki”, co w momencie premiery. Tym razem północnego vibe’u dodają nowe efekty pogodowe – burze z piorunami i przede wszystkim widoczne na niebie nocą zorze polarne. Coś cudownego.
Fortuna kołem się toczy
Zważywszy, że drugi z dodatków do Forza Horizon 4 poświęcony jest marce LEGO, to Fortune Island początkowo traktowałem jako swego rodzaju przystawkę przed głównym daniem. Toteż jestem niezmiernie zaskoczony, że bawiłem się w nim aż tak dobrze. Świetna, zróżnicowana mapa z kapitalnymi widokami oraz kilka ciekawych aktywności pobocznych sprawiają, że po rozszerzenie to warto sięgnąć. Psikus polega na to, że obecnie jedyną możliwością, by to zrobić, jest kupno horrendalnie drogiej edycji Ultimate, kosztującej ponad 400 zł. Forza Horizon 4 zniknie jednak ze sprzedaży dopiero w grudniu, więc może do tego czasu pojawią się jakieś ciekawe obniżki. Ja się na takową załapałem, płacąc nieco ponad 80 zł, a za tę kwotę, to naprawdę świetny zakup, zapewniający co najmniej kilka godzin kapitalnej zabawy.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!