Jeżeli jest coś, czego żałuję w życiu – przynajmniej jeśli o pierdoły chodzi – to tego, że nie miałem okazji, by zagrać w rajdowy dodatek do pierwszej Forzy Horizon. Uwielbiam ten sport, bo choć nigdy zbytnio nie interesowałem się prawdziwymi mistrzostwami, za dzieciaka spędziłem dziesiątki godzin, rozbijając się (zazwyczaj dosłownie) po wirtualnych odcinkach specjalnych w kolejnych odsłonach Colin McRae Rally. Zapowiedź dodatku Rally Adventure do Forza Horizon 5 mocno mnie zatem ucieszyła, aczkolwiek skłamałbym, mówiąc, że nie miałem co do niego pewnych obaw.
Kierunek, który obrała seria, odbiega w końcu od tego, czym są rajdy. To dość restrykcyjny sport, w którym nie ma miejsca na wesołe hasanie po pagórkach i ścinanie bokiem okolicznych lasów. Liczy się przede wszystkim prędkość i precyzja w pokonywaniu kolejnych, często bardzo ciasnych zakrętów, bo to właśnie od czasu przejazdu, a nie od spychania rywali z trasy zależy nasza pozycja w rankingu. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu, okazało się, że Playground Games solidnie przemyślało sprawę, projektując Rally Adventure w taki sposób, że dodatek ten stał się idealnym punktem wejścia w niszową obecnie tematykę rajdów.
Rajdy na pełnej petardzie
Moje początkowe wrażenia były jednak raczej mieszane. Niby tuż po moim przybyciu na wyspę Sierra Nueva – nową, stworzoną z myślą o dodatku mapę – otrzymałem kultowego Forda Focusa RS, a kilka chwil później mknąłem nim po krętych, szutrowych dróżkach, wsłuchując się w podpowiedzi pilota, ale nie minęło zbyt wiele czasu, zanim ten kazał mi olać wyznaczoną trasę i przejechać na przełaj do mety. Nie napawało mnie to zbytnim optymizmem. Na całe szczęście było to tylko wydarzenie inauguracyjne, a tuż po nim przekonałem się, że cała reszta gry będzie się trzymać rajdowych zasad.
Oznacza to mniej więcej tyle, że w Rally Adventure nie ma miejsca na żadne skróty i jazdę na przełaj. Każda konkurencja to jasno określona i gęsto usiana punktami kontrolnymi trasa. W efekcie Rally Adventure oferuje doświadczenie dość odmienne od podstawowej gry, choć całość oparta jest na tym samym, przyjaznym niedzielnemu graczowi modelowi rozgrywki. Nie spodziewajcie się zatem, że Forza Horizon stała się nagle DiRTem. Wciąż brak tu modelu zniszczeń innego niż kosmetyczny, a samochody prowadzi się z łatwością nawet w teoretycznie symulacyjnym trybie jazdy. Ciekawostką jest natomiast fakt, że dodatek pozwala na wyłączenie prowadzącej nas do mety linii jazdy wyłącznie dla niego. Polecam to zrobić – zapewnia to lepsze rajdowe doświadczenie, a jednocześnie nie wymaga przeklikiwania się przez menusy, kiedy chcemy podjąć się regularnego wyścigu.
Malownicze odcinki specjalne
Konkurencje podzielono na trzy odrębne kategorie – rajdy szutrowe, szosowe i nocne. Każda z nich posiada przypisany do siebie zespół, który oferuje nam dodatkowe wyzwania, pozwalające na awanse na kolejne rangi, które to odblokowują nam dostęp do dalszych konkurencji. Zdobycie pierwszego miejsca w każdej da nam natomiast dostęp do finałowego wyścigu (nie rajdu). Klasyka gatunku. Uważam wprawdzie taki podział konkurencji za zbędny i wolałbym dostać bardziej zróżnicowane OS-y, ale całość nie boli i służy przede wszystkim aspektowi otwartego świata.
Sierra Nueva to bowiem kawał świetnie zaprojektowanej i całkiem zróżnicowanej jak na meksykańskie możliwości mapy. To wręcz park rozrywki dla rajdowców. Znajdziemy tu w końcu i szutrowe dróżki na górskich klifach, wąskie szosy na dnie kanionu, długie proste pośród pól uprawnych, a nawet piaskowe trasy pośród wydm. Nie należy spodziewać się jednak żadnych zimowych klimatów czy czegokolowiek, czego nie zdążyliście już zobaczyć w Meksyku. Niemniej, pozwiedzać Sierra Nueva warto nie tylko ze względu na widoczki, ale też na wspomniane wyzwania, których zaliczenie dorzuci Wam kilka punktów potrzebnych do osiągnięcia następnej rangi, a także nagrodzi Wasz trud nowym fatałaszkiem lub klaksonem.
Kryzys tożsamości
Wszystko byłoby super, gdyby nie jeden drobny zgrzyt. Mam bowiem wrażenie, że twórcy nie do końca byli pewni, czym Rally Adventure ma w zasadzie być. Jasne, rdzeniem są tutaj rajdy, a i sam tytuł pozostaje dość wymowny. Niemniej, wieńczenie serii rajdów dla każdego zespołu zwykłym wyścigiem na przełaj wydaje mi się dość dziwna, a już z pewnością mało satysfakcjonująca. Do tego spośród dziesięciu nowych samochodów aż dziewięć to pick-upy i ciężarówki, co z rajdami kojarzy mi się dość średnio. Zdecydowanie lepiej wyglądałoby to, gdyby obok normalnych rajdów dorzucono coś w stylu rajdu Dakar. Nie tylko obecność terenówek miałaby sens, ale pozwoliłoby to podzielić konkurencje na dwie sensowne i zróżnicowane kategorie. Zwłaszcza że już teraz każdą trasę pokonać można w trybie rajdu i wyścigu.
Ideał dla niedzielnych rajdowców
Nie zmienia to jednak faktu, że bawiłem się absolutnie kapitalnie. Wprawdzie Forza Horizon 5: Rally Adventure rajdowych wyjadaczy może do siebie nie przekonać, ale będzie to świetny wstęp dla niezaznajomionych z tematem do zapoznania się z rajdami. Całości dopełnia fantastyczny, punkowy i świetnie współgrający z tym dzikim i brudnym sportem soundtrack z The Offspring na czele. Dla każdego wychowanego na serii Colin McRae Rally fana Forzy Horizon – pozycja obowiązkowa.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Gdzie kupić?