Studio Tango Gameworks, które możecie znać za sprawą dwóch odsłon The Evil Within, niebawem dostarczy na rynek zupełnie nową markę. Mowa oczywiście o Ghostwire: Tokyo, które miałem już szansę dla Was sprawdzić w wersji na konsolę PlayStation 5. Czy omawiana produkcja straszy? Czy warto się nią zainteresować? No i najważniejsze, czy to dobra gra? Na te oraz inne pytania zaraz poznacie odpowiedź. Zapraszam do przeczytania recenzji.
Tokio, pusta metropolia
Gracz wciela się w młodego chłopaka o imieniu Akito, którego dni są praktycznie policzone. Zanim jednak wyda z siebie ostatnie tchnienie z “pomocą” przychodzi mu KK, istota, która łączy się z jego ciałem i “obdarowuje go” pewnymi mocami. W tym czasie całe Tokio zostaje oczyszczone z ludzi. Zostają po nich jedynie ubrania i to, co akurat mieli przy sobie. W całym tym chaosie objawia się postać skrywająca twarz za demoniczną maską Hannya. To właśnie ona stoi za tym, co obecnie dzieje się w Tokio. Naszym zadaniem będzie ją wytropić i sprawić, aby zaprzestała swoich działań, co oczywiście nie będzie takie proste.
Akito z początku nie będzie chciał brać w tym wszystkim udziału. Jedyne, na czym mu zależy, to bezpieczeństwo jego siostry. Jeżeli tego nie uda się zapewnić, to on nie ma zamiaru walczyć z tym całym złem. Szybko jednak wychodzi na jaw, że pewne wydarzenia i tak zmuszą go do podjęcia właściwych decyzji i los całego Tokio spadnie na jego barki. Ludzie całkowicie nie zniknęli z tego świata. Ich eteryczna część, którą możemy określić mianem ducha lub duszy nadal znajduje się mieście. Jest więc szansa, aby ludność ponownie powróciła do swoich ciał. Nie chcę zdradzać, jak Akito tego dokona, ale mogę zapewnić, że zadbanie o mieszkańców, to jedno z ważniejszych elementów gry.
Nie wszystko można powiedzieć
Fabuła jest nie tylko dobrym elementem całej produkcji, ale też szalenie istotnym, a ważne rzeczy dzieją się już na samym początku. Twórcy w materiałach promocyjnych zgrabnie ich nie pokazują i doskonale rozumiem dlaczego. Stąd też i ja nie chcę tego robić. Mogę Was zapewnić, że cała historia, która jest pełna mitologii i japońskiego folkloru to coś, co mocno zapada w pamięć i tylko dla niej można by tę grę przejść, a tak naprawdę innych powodów jest cała masa. Główny wątek wciąga na całego, a w Ghostwire: Tokyo nie brakuje również mniejszych historii, które także są warte uwagi gracza.
Ghostwire: Tokyo – Chwytanie i unicestwianie
Oprócz eksploracji wspaniale zaprojektowanej metropolii stałym elementem gry jest walka z różnymi istotami o nadprzyrodzonych mocach. Spotkamy kobiety i mężczyzn bez twarzy, dzieci bez głów, demoniczne kreatury i wiele więcej. Aby się im przeciwstawić, będziemy musieli korzystać z mocy, do których Akito ma dostęp za sprawą KK. Te oparto na żywiołach: wiatru, ognia czy wody. Na początku możemy posługiwać się jedynie tym pierwszym, ale wraz z postępami odblokujemy kolejne. Starcia są głównie prowadzone na dystans, ponieważ nasze ataki to nic innego, jak magiczne pociski, którymi uderzamy we wrogów.
Te zostały podzielone na “normalne” i “ładowane”. Jedne szybsze, ale słabsze, a drugie mocniejsze, tylko trzeba je najpierw odpowiednio długo przygotować. Mamy również gardę, która wykonana w odpowiednim momencie da nam pewne bonusy, łuk ze specjalnymi strzałami, a także talizmany o różnych właściwościach — można dzięki nim na przykład przez chwilę unieruchomić oponentów. Po pewnym czasie Akito i KK będą mogli się ze sobą synchronizować, co uwalnia falę energii i osłabia wszystkich blisko nas.
Cel jest prosty, musimy atakować na tyle długo, aby rdzeń oponenta stał się dla nas widoczny. Wtedy możemy go chwycić i “wyrwać” z przeciwnika. W ten sposób pokonujemy go, uzupełniamy energię do dalszych potyczek, a przy tym, otrzymujemy również doświadczenie. Oczywiście, można również w pełni unicestwić oponentów, ale wtedy otrzymujemy od nich nieco mniej dóbr. Yokai nie będą jednak stać bezczynnie, więc należy być w ruchu, starać się blokować ich ciosy i nie dać się za bardzo zbliżyć do siebie. Akito, włada potężnymi mocami, ale jego ciało jest raczej kruche i nie wytrzymuje zbyt wiele ataków.
Ten świat nie jest czarno-biały
Wiecie już, że mamy mitologię, japoński folklor, nadprzyrodzone moce, dynamiczne i naprawdę świeże starcia, ale to nie wszystko, co oferuje Ghostwire: Tokyo. Mamy tutaj również rozwój postaci, zadania poboczne, różnego rodzaju znajdźki, bogatą eksplorację i ducha codziennego życia. Jeżeli ostatni element Was zaciekawił, to już wyjaśniam. W grze ludzie pozostawili po sobie wiele rzeczy, nie tylko materialnych, ale i intymnych, życiowych. Mamy okazję dowiedzieć się, co robili chwilę przez zmianą w eteryczny byt. Dowiadujemy się o ich uczuciach, problemach, sukcesach i porażkach. Tworzy to nam obraz społeczeństwa, o którego los walczymy.
Ratowanie, a wręcz zbieranie duchów ludności pozwala rozwijać naszego bohatera. Więc to już wystarczający argument, dla którego chcemy im pomóc. Nikt też nie chce, aby metropolia była na stałe miastem duchów, to już drugi powód. Natomiast poznanie ich samych, nawet w mikroskopijnej skali to coś, co potrafi uderzyć w odbiorcę. Łączą się z tym zadania poboczne. Napotkamy różnych “ludzi”, którzy nie mogą odejść, gdyż mają jakieś nierozwiązane sprawy. Jedne będą traumatyczne, drugie nawet wesołe, a inne proste, ale wszystkie są przede wszystkim ludzkie.
Wiem, że możemy zdobywać nowe moce poprzez zbieranie duchów, zakładać talizmany poprawiające statystyki, nawet czytać w myślach psów i kotów — wspaniały element gry, ale jednak do mnie najbardziej przemówiła ta nietypowa więź z ludźmi. Kiedy dowiadujemy się o planach, marzeniach, smutkach i problemach, w tej mrocznej rzeczywistości, to ciężko po prostu odwrócić wzrok. Natrafiamy na listy, zdjęcia, notatki i wiele więcej. Poznajemy społeczeństwo, którego los leży w naszych rękach. Można by to całkowicie ominąć, ale dla mnie to coś, co zapamiętam na lata.
Assassinie, czy to ty?
Całe miasto nie jest dla nas ot tak dostępne. Wszędzie jest mgła, której musimy się pozbyć, aby dotrzeć do danego celu. Aby takowa przestała “działać”, musimy znaleźć specjalne bramy i wypędzić z nich złe moce. Najczęściej strzegą ją różne istoty, a na końcu należy zdjąć pieczęć, która odpowiada za utrzymanie się złowrogiej mgły. Schemat dobrze znany, w końcu odblokowywanie kolejnych rewirów mapy mieliśmy w czasach pierwszego Assassin’s Creed, ale tutaj to wszystko po prostu pasuje.
Samych miejsc nie ma aż tak wiele, a dotarcie do nich często będzie wyzwaniem, bo te umiejscowiono w specyficznej lokalizacji. Mamy więc znany element, ale podany w takiej formie, że nie tylko nie psuje immersji, a po prostu ma sens. Do tego samo pozbywanie się pieczęci powiązane jest z naprawdę widowiskową animacją. Wierzcie mi, mam za sobą wiele produkcji, gdzie trzeba było robić to samo, ale tutaj, to było przyjemne, a nie frustrujące.
Tak powinny wyglądać gry na obecną generację
Ghostwire: Tokyo jest jedną z tych gier, gdzie od strony oprawy wizualnej trochę ciężko się do czegoś bardzo przyczepić. Doskonale widać, że studio miało wizję, którą zrealizowało w 100%. Tokio jest mroczne, ale piękne, pełne detali i różnych zakamarków. Dodajmy do tego raytracing, deszcz i przepiękne efekty cząsteczkowe. Byłem, jestem i jeszcze długo będę oczarowany. Ulice metropolii są przepełnione różnymi rzeczami, chociażby tymi, którzy pozostawili po sobie ludzie. Wszędzie błąkają się yokai, pieski oraz kotki. Te dwa ostatnie stworzenia mogłyby być trochę dokładniej zaprojektowane, ale to już czepianie się dla samego czepiania.
W grze mamy aż sześć trybów graficznych, ale ja zdecydowałem się na ten, który stawia na rozdzielczość i technologię śledzenia promieni. Dynamika rozgrywki nie wymaga takiego czasu reakcji, abym musiał rezygnować z wizualnych atrakcji na rzecz płynności. Oczywiście, decydując się na większą liczbę FPS-ów Ghostwire: Tokyo nadal będzie wyglądać pięknie. O samych trybach można by napisać odrębny materiał, dlatego odsyłam Was do mojego znajomego, który stworzył świetny materiał poświęcony tym elementom.
Wszystkie animacje: ataków, czarów, wybuchów, przejść między wymiarami to prawdziwa uczta dla oka. Loadingów zasadniczo nie ma, a jeżeli takowe się pojawią, to trwają zaledwie chwilę. Twórcy dobrze wykorzystali moc PlayStation 5 i chociaż w ogrywanym buildzie znalazły się pewne niedogodności, to uważam, że trzymają się w granicach akceptowalnego błędu. Wszystko wczytuje się szybko, pop-up tekstur to rzadkość, a spadki animacji w dowolnym trybie w żaden sposób nie wpływają znacząco negatywnie na odbiór. Ghostwire: Tokyo wygląda i działa jak gra na PS5, chociaż nie wyznacza nowych standardów. Daje jednak to, czego możemy się spodziewać po produkcji w 2022.
Ghostwire: Tokyo to żaden ideał
Oprócz tego, że takie nie istnieją, to gra nie jest pozbawiona wad. Takich, które mogą bardziej przeszkadzać Wam niż mnie. Zaczynają od odblokowywania obszarów mapy, poprzez skromny rozwój postaci, backtracking, na “japońskich dziwactwach kończąc”. Nienawidzę tego określenia, ponieważ coś, co nie jest dla nas codziennością, nie jest żadnym dziwactwem. Niemniej, rozmawianie z psami, zakupy u kotów, zbieranie dziwnych przedmiotów, czy sam folklor, mogą być wystarczającą wadą, aby w ogóle w Ghostwire: Tokyo zagrać.
Chociaż mamy sześć trybów wizualnych, to jednak żaden z nich nie można nazwać perfekcyjnym. Raytracing robi wrażenie, ale lepsze rezultaty można uzyskać na sprzęcie Nvidii. Tryb wydajności głównie trzyma 60 klatek, ale jednak spadki są. Wizualny to wyższa rozdzielczość, ale “tylko 30 FPS-ów”. Jest więc wiele “ale”, która dla mnie mogą być marginalne lub bez znaczenia, ale dla Was będą czymś szalenie istotnym.
Najważniejsze, czy warto?
Tak, tak i jeszcze raz tak. Ghostwire: Tokyo to świeży, wciągający i naprawdę piękny tytuł. W żadnym stopniu idealny, ale w mojej opinii to jedna z tych produkcji, którą trzeba sprawdzić, nawet jeżeli kłóci się trochę z naszymi upodobaniami. Całość zajmuje około 15-20 godzin, a robiąc wszystko, zwiększymy licznik na tyle, aby poczuć satysfakcję, a nie znudzenie czy frustrację. Sięgnijcie po ten obraz Tokio, gdzie na ulicach grasują duchy, można głaskać psy i koty, a animacje cieszą oko. Walka jest widowiskowa i przyjemna, fabuła zachwyca, a klimat gęstszy niż mgła, której trzeba się pozbyć. Dla mnie wspaniały kandydat na grę roku.
PS. Gra posiada polską wersję językową: zarówno napisy, jak i dubbing. O ile do tłumaczenia tekstowego nie mam większych zastrzeżeń, tak rodzimego audio jeszcze nie miałem okazji sprawdzić. Postaram się to nadrobić na dniach i dodać stosowny fragment. Wiem natomiast, że lada dzień pojawi się patch, który poprawi nie tylko działanie samej gry, ale również różnych wersji językowych. Dotyczy to zarówno sekcji mówionych, jak i pisanych.
Aktualizacja 22.03.2022 – Polskie audio
Rodzima lokalizacja wydaje się całkiem udana. Czuć, że wzorowano się na angielskiej wersji, stąd też dość chłodne, takie trochę bez emocji, ale nie zawsze, wypowiedzi zarówno Akito, jak i KK. Trochę gorzej słucha się postaci związanych z misjami pobocznymi, natomiast główny antagonista wypadł bardzo pozytywnie, nie wiem, czy nie lepiej, niż nasi bohaterowie. Wydaje mi się, że gracze z Polski będą zadowoleni. Sam jednak pozostanę przy japońskich głosach, które w moim odczuciu są po prostu naturalne. Dobrze jednak, że dodano tyle opcji językowych, bo w ten sposób każdy może ustawić takie audio, jakie tylko chce.
Gameplay
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.