Grand Theft Auto: Vice City – The Definitive Edition – recenzja (iOS). Powrót w blasku reflektorów

Gra dostępna na:
PC
PS4
PS5
XSX
SWITCH
AND
iOS
Vice City The Defintive Edition - grafika główna

Mimo że miało to miejsce dwadzieścia lat temu, to do dzisiaj obraz dwóch żółtych płyt z nabazgranym na nich mazakiem napisem „GTA Vice City” jest w mojej pamięci wyraźny jak wtedy. Grand Theft Auto III w 2001 roku było przeżyciem absolutnie niesamowitym, ale wciąż w żadnym stopniu nie mogło równać się z tym, co zaledwie rok później zaoferowało fanom Vice City. Kapitalny klimat lat 80., genialne kawałki w radio, motocykle, samoloty, helikoptery, sensownie napisana fabuła i masa innych nowości, które sprawiły, że poczciwa „trójka” przy swojej kontynuacji wyglądała wręcz żałośnie. Może obecnie nie jest to moja ulubiona odsłona, ale nadal zajmuje wysokie miejsce w topce, więc z niemałą radością sięgnąłem po jej odświeżoną wersję, kiedy ta trafiła do netflixowego abonamentu.

Coś z niczego

Obaw nie miałem absolutnie żadnych, bo wyzbyłem się ich kompletnie kilka tygodni wcześniej, ograwszy Grand Theft Auto III – The Definitive Edition. Tak naprawdę większość tego, co napisałem o odświeżonej „trójce”, mogę napisać również o Vice City. Studio o jakże chwytliwej nazwie Video Games Deluxe wzięło stworzony przez Grove Street Games paździerz i może nie zrobili z niego ósmego cudu świata, ale połatali go przynajmniej na tyle, że ogrywanie go nie tylko nie wywołuje zgrzytania zębów, ale sprawia po prostu masę, masę frajdy. Zmiany na pozór nie wydają się zbyt istotne. Poprawiono gdzieniegdzie tekstury, dodano klasyczne oświetlenie i połatano część błędów. To w zasadzie wszystko, lecz tych kilka poprawek spokojnie wystarcza, by diametralnie odmienić odbiór gry.

Vice City The Defintive Edition - Ken Rosenberg
Twarze, choć wciąż bywają pokraczne, w wersji mobilnej otrzymały konkretne rysy.

Botoks w nowym świetle

Genialną robotę robi przede wszystkim klasyczne oświetlenie, które pozwala cieszyć się teraz przepięknymi, bijącymi pomarańczem wschodami i zachodami słońca, spowijającą wszystko w miękkim brązie mgłą czy też po prostu śliczną, słoneczną pogodą. Przyznać oczywiście trzeba, że Vice City z całej tej pokracznej trylogii oberwało pod kątem artystycznym najmniej. Zawsze była to kolorowa produkcja, więc neutralne oświetlenie z ich wersji pasowało do pełnego barw Vice City całkiem nieźle. O ile jednak wizja Grove Street Games po prostu nie kolidowała z klimatem neonowego miasta, oferta Video Games Deluxe potęguje jego przepiękny klimat i sprawia, że naprawdę trudno jest się w nim nie zakochać.

Oczywiście trzeba mieć na uwadze, że mimo wszystko mowa tutaj o ponad dwudziestoletniej produkcji, więc pod względem oprawy w żadnym razie nie można wymagać od niej poziomu najnowszych gier. To powiedziawszy, Grand Theft Auto: Vice City – The Definitive Edition wygląda po prostu ślicznie. Odświeżone modele samochodów z błyszczącym lakierem robią kapitalne wrażenie, woda w nowym świetle zyskuje na rajskości, a całość sprawia wrażenie zaskakująco spójnej, nawet pomimo wciąż dość prostej geometrii mapy i zabudowań. W wersji mobilnej nieco lepiej wyglądają również bohaterowie. Wprawdzie Tommy wciąż jest napompowany botoksem, a Lance z jakiegoś powodu zdecydował

się na noszenie koszuli z kołnierzami wielkości jego głowy, ale większość napotkanych bohaterów posiada teraz poprawione tekstury ubrań oraz twarzy i, muszę przyznać, prezentuje się to całkiem nieźle.

Vice City - The Defintive Edition - Comet

Vice City w podróży

Technicznie jest już naprawdę dobrze, choć zdecydowanie nie idealnie. W trakcie całej swojej przygody nie natknąłem się na żadne znaczące błędy czy problemy. Gra działa płynnie nawet na nieco już starszym iPadzie Air 4. Generacji (ruszyć powinna również na jego poprzedniku), a w dodatku obsługuje pady, więc spokojnie ogracie ją przy pomocy kontrolera Xboxa lub DualSense’a, nie musząc męczyć się ze sterowaniem dotykowym. Jedynym większym problem, który może też wynikać z wieku mojego sprzętu, jest mozolne doczytywanie się w niektórych miejscach modeli wysokiej jakości. Są to na szczęście zaledwie dwie lokacje. W pozostałych wszystko wygląda pięknie (nie licząc panoramy, ta niekiedy wciąż przypomina zgliszcza po trzęsieniu ziemi), ale nadal widok doczytującego się świata nieco psuje wrażenia.

Powrót w blasku reflektorów

Poza tym jednak nie natknąłem się na żadne warte odnotowania problemy. To wciąż stare dobre Vice City, za to w nowej, ślicznej oprawie, która w wersji mobilnej dodatkowo oferuje te same wizualne doznania, co oryginał. Liczne udogodnienia natomiast ułatwią odbiór tego klasyka nowej widowni. Wymienić zdecydowanie warto chociażby system punktów kontrolnych, usprawnione celowanie czy GPS, dzięki któremu nowi gracze łatwiej odnajdą się w mieście. Psioczyć wprawdzie można na okrojoną ze względu na wygaśnięcie licencji ścieżkę dźwiękową, ale genialnych szlagierów wciąż jest tu tyle, że prawdopodobnie nawet tego nie zauważycie. Ja nie zauważyłem i w Grand Theft Auto: Vice City – The Definitive Edition bawiłem się naprawdę wyśmienicie, nawet pomimo wciąż obecnych niedociągnięć.

Jeśli nadal nie jesteście przekonani, to koniecznie przesłuchajcie recenzji Grand Theft Auto: The Trilogy – The Definitive Edition w TrójKast #058 – Viagra.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top