Gunbrella – recenzja (PC). Dziwna opowieść o zemście.

Gra dostępna na:
PC
SWITCH
Logo gry Gunbrella

Devolver Digital już nie raz udowodnił, że ma nosa do wynajdywania dobrych tytułów. Kilka z nich mieliśmy nawet przyjemność recenzować na łamach naszego bloga. Inscryption (2020) oraz Cult of the Lamb (2022) to niesamowicie miodne perełki, które śmiało mogę polecić każdemu. Podobnie zresztą ma się sprawa z Loop Hero, Death’s Door czy Terra Nil. Wymieniać mógłbym dalej. Nawet The Plucky Squire, na którego bardzo czekam, wyrasta pod skrzydłami podwójnego D. Dlatego właśnie postanowiłem zabrać się za sprawdzenie Gunbrella po obejrzeniu tylko jednego zwiastuna. Nie miałem do końca pojęcia, na czym ta gra polega, ale postanowiłem zaufać wydawcy z Teksasu. Czy moje podejście się opłaciło, czy zostałem zlany zimnym deszczem przez dziurawy parasol?

Czym jest Gunbrella?

Gunbrella to dwuwymiarowy, pixelartowy shooter z elementami platformówki. Produkcja studia doinksoft opowiada historię Murraya, który wyrusza w poszukiwaniu zemsty na zabójcy jednego z członków swojej rodziny. Jedyna wskazówka, która może go doprowadzić do osiągnięcia mrocznego celu, to broń pozostawioną przez mordercę. Oręż ten to połączenie broni oraz parasolki. Dzięki jego pomocy główny bohater toruje sobie drogę do zwycięstwa. Porusza się szybciej niż większość przeciwników, przebija się przez zastępy wrogów oraz odbija lecące w jego stronę pociski. Nic nie może stanąć na jego drodze, a przynajmniej tak mu się wydawało.

Murray rozmawia ze sprzedawcą biletów na stacji kolejowej.
Różnego rodzaju zabawy ze słowami to częsty widok w dymkach.

Fabuła jest prostolinijna, ale nie pozbawiona zwrotów akcji. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tyle razy zrobiłem wielkie oczy ze zdziwienia. Być może jest to po części zasługa grania w ciemno. Jeżeli zdecydujcie się zagrać w Gunbrella, to polecam nie robić rekonesansu. Protagonista spotyka również wiele postaci niezależnych podczas swojej podróży. Nie są one niesamowicie rozbudowane, ale mają swój urok. Szczególnie gdy poznamy je trochę bliżej dzięki prostym opcjom dialogowym. Z ogromną chęcią poznawałem ich krótkie, często nieszczęśliwe historie. Przygody Murraya stawiają graczy przed kilkoma wyborami, od których zależy zakończenie. Podsumowując, fabuła pomimo liniowości naprawdę mnie wciągnęła i bardzo byłem ciekaw, co czeka mnie za „kolejnym zakrętem”.

Pew pew i hop hop

Drużyna z doinksoft świetnie poradziła sobie ze sterowaniem. Zarówno skakanie, jak i strzelanie zaimplementowano bardzo dobrze. Postać zawsze zachowywała się tak, jak chciałem. Skok kończył się tam, gdzie powinien. Celowanie również wypadło pozytywnie. Nie ważne czy grałem na padzie od Xboxa, PlayStation czy na zestawie klawiatura/mysz. Dlatego bardzo zasmucił mnie fakt, że tak dobrze wdrożony system nie miał czasu zabłysnąć. Podczas 13 godzin spędzonych w świecie Gunbrelli ani razu nie poczułem, że muszę się starać.

Murray podróżuje wagonikiem na szczyt zaśnieżonej góry.
Czasem przyjemni skorzystać ze zdobyczy techniki.

Smutna prawda o Gunbrella

Według mnie ani projekty poziomów, ani ilość oraz różnorodność przeciwników nie pozwala pobawić się tak jak w wielu podobnych tytułach. Nawet odbijanie pocisków po jakimś czasie staje się nieopłacalne, ponieważ jesteśmy w stanie pokonać większość wrogów jedną salwą. Bossowie, chociaż pomysłowi, także nie stanowią żadnego wyzwania. Kilka końcowych plansz pozwala na więcej akrobacji z użyciem tytułowej broni, ale jest tego zdecydowanie za mało. Przez cały czas czułem, że można było zrobić więcej w każdej z powyżej poruszonych kwestii. Mniej więc na półmetku do przodu popychała mnie chęć ukończenia fabuły, a nie sam game play. Z drugiej strony pokonywanie kolejnych etapów było szybkie, dzięki czemu nie spowodowało całkowitego znudzenia. Odnoszę wrażenie, że Gunberella miała być na początku przygodówką, a dopiero potem twórcy wymyślali, co tam można by dodać.

Murray kieruje się w stronę przeciwnika. Na jego drodze stoi skrzynia z kryształami.
Nikt nie spodziewa się strzału z dwururki od tyłu.

Natomiast za brak mapy postawiłbym cały zespół doinksoft w kącie. Były momenty, w których trzeba było cofnąć się do wcześniej odwiedzonego miejsca. Oczywiście pamięć bywa zawodna. Z tego powodu latałem po całej krainie, szukając tej jednej lokacji. Znajdowałem też skrzynie z walutą i pociskami, których nie byłem w stanie zdobyć od razu. Niestety traciłem zawartość, ponieważ nie chciało mi się do nich wracać. Po prostu nie byłem w stanie przypomnieć sobie, gdzie je zostawiłem…

Sprawa techniczno-muzyczna

Pod względem wizualnym trudno coś produkcji drużyny z Oregonu zarzucić. Gunbrella wygląda ładnie, choć niektóre przedmioty mogłyby bardziej wyróżniać z tła. Kolorystyka też mogłaby być trochę żywsza, bo potrafiła wprowadzić mnie w melancholijny nastrój. Nie zmienia to jednak faktu, że zazwyczaj podobało mi się to, co widziałem. Strona muzyczna i dźwiękowa wypada równie dobrze. Przygodzie towarzyszy przyjemna melodia pasująca do wydarzeń rozgrywających się na ekranie. Broniosolka wydaje odpowiednie odgłosy przy każdym strzale, a wrogie dają o sobie znać unikatowymi jazgotami. Nawet każda z postaci niezależnych ma własne pomrukiwanie. Ani razu nie doświadczyłem bugów czy gliczy, co oczywiście w obecnych czasach zasługuje na duży plus.

Murray wraz z inną postacią poruszają się na zawieszonej bardzo wysoko metalowej belce.
Pan Policjant ewidentnie nie darzy bohatera sympatią.

Co począć z parasolką?

Powiem szczerze, że nie wiem, czy Gunbrella jest godna polecenia. Z jednej strony w powyższym tekście trochę ponarzekałem, a drugiej nie uważam czasu poświęconego na ukończenie tytułu za zmarnowany. Problem jest w tym, że dobrych indyków jest mnóstwo, a ten nie wyróżnia się niczym szczególnym. Chociaż wszystko tu funkcjonuje, jak należy i przyjemnie pokonuje się kolejne etapy, brakuje tego czegoś. Wydaje mi się, że najlepiej podsumował to Pan Jakub Smolak z podcastu Trójkast: „Tu jest wszystko okej, ale nie jest to ten Indyk, który zostanie ze mną na dłużej”. Moje odczucia są dokładnie takie same, aczkolwiek, jeżeli jesteście w stanie przymknąć oko na tych kilka wspomnianych rzeczy, to warto po tę grę sięgnąć, jak tylko pojawi się w jakiejś promocji. Na pewno nie zmokniecie.

Gameplay


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry dziękujemy wydawcy Devolver Digital.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższego materiału.

Avatar photo
Gram w gry odkąd pamiętam. Jako mały brzdąc właziłem na stołek, żeby pograć na automatach w salonie dziadka. Teraz rozsiadam się wygodnie w zaciszu własnego domu i z padem w rękach oddaję się swojemu ulubionemu hobby. Zawsze chciałem dzielić się swoimi wrażeniami ze wspaniałego świata wirtualnej rozrywki. Pamiętajcie, że czas spędzony na czytaniu nigdy nie jest czasem zmarnowanym.
Scroll to top