Któż nie marzył, aby chodź raz móc wkroczyć na murawę owalnego boiska i zagrać w najbardziej popularny sport czarodziejów. Aż dziw bierze, że na kanwie najbardziej słynnej dyscypliny z nutką magii, powstały raptem dwie produkcje. Pierwsza to pamiętające czasy Playstation 2 – Harry Potter: Mistrzostwa Świata w Quidditchu. Na ten moment tytuł dość ubogi, ale za dzieciaka dawał masę frajdy. Czy tak samo będzie z Mistrzowie Quidditcha? Może być ciężko, ale po kolei.
Wygląda jak Fortnite
Wyjątkowo zacznę od oprawy audiowizualnej. To dlatego, że zwyczajnie kojarzy mi się z bardzo popularną produkcją od Epic Games, czyli Fortnite. Według mnie nie ma w tym nic złego, ale domyślam się, że dla grona osób może być to problem. Modele postaci prezentują się estetycznie, a miotły zostały wykonane bardzo dobrze. Tytuł utrzymuje stałą liczbę klatek na sekundę, co prawda według mnie jest tutaj nieco za dużo tych wszystkich efektów, jak strzelenia do bramki, przelatujące kółka, podświetlone postać i tym podobne. Przez co rozgrywki wydawały się bardziej chaotyczne, niż faktycznie są.
Zaprezentowane stadiony robią ogromne wrażenie, chociaż przydałoby się ich nieco więcej. Szybko wdziera się tutaj monotonia, żadna z szesnastu dostępnych drużyn krajowych nie dostała swojej areny. Mistrzostwa świata np. odbywają się na jednej planszy. Ogólnie nie jest źle, ale zdecydowanie wolałbym, aby oprawa prezentowała coś bliżej znanego z Hogwarts Legacy.
Jeśli zaś chodzi o audio, to można napisać, że jest. Komentarz podczas meczu jest mało różnorodny i odniosłem wrażenie, że został pozbawiony życia, brakuje w nim emocji. Oprawa stadionowa również jest budowana raczej nieudolnie, zabierając cały czar z produkcji traktującej o magii.
Nie jest to FIFA
Przyznam szczerze, że byłem nieco naiwny, mając nadzieje, na naprawdę zaawansowaną produkcję pod względem rozgrywki i taktyki. Niestety, jak początek akapitu głosi, nie jest to FIFA czy raczej teraz już FC od EA. Szczególnie, rozgrywając trzy mistrzostwa, w trybie dla pojedynczego gracza. Nie ma tutaj mowy o działaniu drużynowym czy taktyce. Tym bardziej że zamiast zwykłego podania jest przycisk-poproś o podanie, co nie zawsze gracz komputerowy wykonuje, a nawet zdarza się, że pomimo prośby wywala ją na murawę boiska, gdzie czeka sobie na przejęcie od przeciwnika.
Za każdym razem, gdy zdobywałem “piłkę”, najlepszą taktyką był karkołomny lot w stronę obręczy. Niestety moja drużyna nie kwapiła się, aby mi pomóc w ataku. Sprawiało to, że całkowicie traciłem poczucie gry zespołowej. Wszystko w imię zasady, jeśli chcesz, aby było coś zrobione dobrze, to zrób to sam. Quidditch został tutaj nieco zmodyfikowany — zawodników jest sześciu, a nie siedmiu, a złapanie znicza nie kończy starcia, tylko dodaje 30 punktów do puli drużyny. Sam mecz ma ograniczenie czasowe i trwa siedem minut.
Słaba gra sportowa
Rozumiem te zmiany, jeśli chodzi o aspekt rozgrywki, sprawiło to też, że szukający z najważniejszej pozycji na boisku, stał się zawodnikiem, który ma jakąś funkcję. Szkoda, że boty są tak nieudolne. Zostawienie ich samopas nie gwarantuje złapania znicza, a i strzelają do obręczy bardzo niechętnie. Sam podczas swojej zabawy skupiłem się na ścigających i przełączaniu na szukającego w odpowiednich momentach i niestety, ale po pewnym czasie bywało to już nużące. Brakuje tutaj ewidentnie głębi. Na dodatek komputerowy przeciwnik lubi oszukiwać. Nie policzę, ile razy zdarzyło mi się, że piłka, zamiast przelecieć przez obręcz, magicznie przyklejała się do obrońcy. Wisienką na torcie jest komentarz, który nie raz mylił się jeśli chodzi o zespoły, podawał złe informacje, a nawet napisy wyświetlały się w innym języku. Czy potrzeba większego dowodu, że jest to zwykła płatna beta?
Tym bardziej że w grze tkwi spory potencjał. Samo sterowanie miotłą jest wykonane bardzo dobrze, mamy tutaj śligi, uniki i poruszamy się dość swobodnie w powietrzu, co prawda można się czasem zgubić, bo system namierzania działa co najwyżej poprawnie. Ciekawe jest również, że jako obrońca możemy rysować na boisku linie aerodynamiczne, aby pomagać naszej drużynie.
Dream team
Zespół tworzy się w prostym, ale przyjemnym kreatorze postaci. Z czasem nawet poprawimy ich podstawowe parametry. Dodatkowo możemy do woli modyfikować w trakcie ich wygląd, dodawać nowe stroje, akcesoria, kolor strugi za miotłą, a nawet specjalne skórki dla postaci znanych z uniwersum. Wszystko tutaj odblokowujemy w trakcie gry i na moment pisania tej recenzji produkcja nie posiada żadnego systemu mikrotransakcji. Nie wiadomo jednak, czy nie zostanie taki później wprowadzony. Według twórców nic takiego nie planują.
Światełko w tunelu
Ktoś mógłby mi teraz zwrócić uwagę, że czemu czepiam się trybu single, skoro gra od początku była tworzona z myślą o rozgrywce wieloosobowej i muszę przyznać, że w multi zabawa jest przednia. Dalej nie jest to jednak idealne doświadczenie. No i zapomnijcie o jakiejkolwiek formie zabawy lokalnej. Co dla mnie jest jednym z największych minusów tej produkcji. Szczególnie przypominając sobie, jak wiele frajdy potrafiła sprawić gra sprzed 20 lat.
Co do samych meczów to potrafią one wywołać nieco emocji, kiedy w końcu mamy graczy, którzy wiedzą, co robią i możemy skupić się bardziej na grze na jednej pozycji. Niestety obecnie dostępne są tylko mecze 3v3, ale twórcy obiecują, że w przyszłym roku zagramy już w pełnym składzie 6v6. Przyznam szczerze, że najbardziej czekam właśnie na ten wariant rozgrywki.
Podsumowanie
Ogólnie odnoszę wrażenie, że Harry Potter: Mistrzowie Quidditcha jest produkcją stworzoną bez miłości dla świata czarodziejów. To dobra podstawa, aby kiedyś w niedalekiej przyszłości była to produkcja dobra, traktująca o tym nietuzinkowym sporcie. Na obecną chwilę powiedziałbym, że to wersja beta. Ciekawostka, w którą można co jakiś czas uruchamiać, aby sprawdzić, czy dodano tutaj coś nowego. Bo ani to specjalne wciągające, ani dobrze wykonane. Tylko dla największych fanów Pottera.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.