Czasem sięgasz po grę i jej koncepcja jest tak dziwaczna, że absolutnie nie wiesz, co o niej myśleć. Jeff Minter nie stronił w swoich produkcjach od absurdu i Headbangers Heaven nie jest w tym wypadku wyjątkiem. Na pozór może się wydawać, że nie ma w niej nic nazbyt wyjątkowego, w końcu ileż to tytułów opierało się na unikaniu spadających z powietrza pocisków lub ciężkich przedmiotów? Jest w niej jednak pierwiastek tego minterowskiego szaleństwa.
Rura, brachu!
Już sama otoczka fabularna wypada przeuroczo, opowiadając o Chico, fanie headbangingu, który jednak w przeciwieństwie do większości metali bierze tę czynność kapkę zbyt dosłownie, rozumiejąc ją jako faktycznie uderzanie przedmiotami w głowę. Idealnie się składa, bo z jakiegoś powodu z nieba zamiast deszczu spadają młotki. To całkiem słodkie podśmiechujki z kultury metalowców, z którą związany był przyjaciel Jeffa Mintera, który stał się zresztą inspiracją dla głównego bohatera (aczkolwiek mam nadzieję, że prawdziwy Chico nie próbował okładać się młotkami).
O jeden headbang za daleko
Headbangers Heaven pod względem rozgrywki nie jest do końca spójny z fabularnymi założeniami. Celem Chico jest zdobycie znajdujących się po prawej stronie ekranu worków z pieniędzmi i przeniesienie ich z powrotem na lewą stronę. W międzyczasie należy unikać spadających i powoli przebijających się przez osłaniające nas zadaszenia młotków, a przynajmniej częściowo. Jeżeli narzędzie spadnie nam centralnie na głowę, wskaźnik bólu Chico wzrośnie, podnosząc tym samym mnożnik zdobywanych punktów. Jeżeli jednak młotek trafi nas w jakąkolwiek inną część ciała, tracimy życie. To samo stanie się zresztą, jeżeli w łeb dostaniemy więcej niż dziesięć razy. By tego uniknąć, należy dać się uderzyć przez… młotki, ale tym razem czerwone, wypełnione aspiryną, które dodatkowo potrafią z jakiegoś powodu odbudować zniszczone daszki.
Pordzewiały metalowiec
Ten absurdalny pomysł mógł poskutkować całkiem ciekawą produkcją. W końcu w jak wielu grach musimy jednocześnie unikać pocisków i dawać się im trafić? Problem w tym, że Headbangers Heaven jest tytułem zrealizowanym wręcz koszmarnie. W oczy kole nie tylko grafika, ale również sama rozgrywka, na czele z powolnymi i pokracznymi ruchami głównego bohatera. Przypomina to odrobinę wcześniejszą grę Mintera – Rat Man – i podobnie jak ona, jest to tytuł, którego absolutnie nie warto obecnie odpalać. Początek faktycznie może wywołać wątły uśmieszek, ale bardzo szybko zdacie sobie sprawę, że to gra zrobiona na jajca i niewiele ponadto.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.