Moje młodsze dziecko wyraziło ostatnio ochotę na wyprawę do kina. Stwierdził, że ma ochotę obejrzeć Jak Zostałem Samurajem (org. Paws of Fury: The Legend of Hank). W większości przypadków na takie filmy chodzi z babcią, ale tym razem nie było takiej możliwości. Biorąc pod uwagę, że pogoda była taka sobie, a ja nie bardzo miałem chęci na jakieś cięższe prace, stwierdziłem, że wybiorę się wraz z nim. Moje oczekiwania były w zasadzie zerowe. Najwyżej się prześpię, pomyślałem. Kiedy podczas sekwencji rozpoczynającej zobaczyłem, kto brał udział w jego tworzeniu, od razu zmieniłem nastawienie. Okazało się bowiem, że podstawą tej produkcji, jest film jednego moich ulubionych reżyserów komediowych. Być może tytuł Płonące Siodła (1974) i nazwisko Mel Brooks niewiele mówią młodemu pokoleniu, ale dla mnie mają ogromne znaczenie.
Czym jest Jak Zostałem Samurajem?
Jak Zostałem Samurajem to komputerowo animowana komedia wyreżyserowany przez Roba Minkoffa, Marka Koetsiera oraz Chrisa Baileya. Ten pierwszy jest znany z serii Stuart Malutki. Dla dwóch pozostałych Panów jest to debiut reżyserski. Scenariusz luźno oparty na Płonących Siodłach napisali Ed Stone i Nate Hopper, którzy na swoich kontach pisarskich nie mają nic specjalnego. Przynajmniej według IMDB. W oryginalnej wersji głosów głównym postaciom użyczyło sporo znanych aktorów, wśród których pojawili się Samuel L. Jackson, Ricky Gervais i Michael Cera. Nawet Mel Brooks użyczył głosu jednemu z bohaterów.
W mieście jest nowy szeryf
Pies Hank (Michael Cera/Tomasz Włosok) przybył do krainy kotów, aby zostać samurajem. Schwytany przez sługusów nikczemnego Ika Chu (Ricky Gervais/Tomasz Borkowski) czeka na niechybną zgubę. Okazuje się jednak, że będzie z niego idealny kandydat na nowego “szeryfa” wioski Kakamucho, którą wysoko postawiony urzędnik chce zmieść z powierzchni, ponieważ psuje mu widok z pałacu. Hank pchany chęcią przeżycia, jak również spełnienia swojego marzenia przyjmuje posadę i rozpoczyna trening pod okiem mistrza Jimbo (Samuel L. Jackson/Andrzej Grabowski).
Fabuła jest prostolinijna i nie odznacza się niczym szczególnym. Standardowa historia o tym, jak odmieniec staje się częścią społeczności i o tym, że ważne jest to co mamy w środku. Starsze dzieci nie powinny mieć problemu ze zrozumieniem tego, co dzieje się na ekranie. Młodszym natomiast spodobają się liczne sceny walki i mnóstwo gagów co chwila wplatanych w wydarzenia główne. Film trwa niewiele ponad półtorej godziny i uważam, że jest to długość idealna. Czas spędzony na sali nie dłużył mi się. Nie uważam też, żeby czegoś zabrakło. Moje dziecko cały czas patrzyło w ekran, a wierzcie mi lub nie, gdy coś go nudzi to potrafi wyruszyć na wędrówkę pomiędzy krzesłami.
Przyjemna polska wersja
Wydaje mi się, że nie muszę zachwalać dubbingowych zdolności Tomasza Borkowskiego. Aktor użycza głosu Drakowi z serii Transylwania oraz Doktorowi Robotnikowi z filmów o małym niebieskim jeżu i według mnie idealnie pasuje do roli sympatycznych złoczyńców. Tutaj też nie zawodzi. Pomimo tego, że sama postać Ika Chu jest wredna i bez skrupułów to właśnie przez ten głos bardzo ją polubiłem. Andrzej Grabowski oraz debiutujący w dubbingu Tomasz Włosok również byli dobrymi wyborami. Obydwaj doskonale pasują do odgrywanych ról i wypadają naprawdę nieźle. Zresztą cała obsada daje radę pomimo tego, że nie jest tak znana, jak ta z wersji anglojęzycznej.
Mały budżet niestraszny
Niektóre animowane produkcje ostatnich lat potrafią straszyć kiepskim wyglądem. Pomimo niewielkiego budżetu Jak Zostałem Samurajem broni się na tym polu całkiem dobrze. Animacja jest płynna, postacie są ładnie wykonane i poruszają się z gracją. Sceny walk są widowiskowe. Tła potrafią momentami zachwycić. Jest nawet kilka momentów, w których styl artystyczny trochę się zmienia, co uważam za miły dodatek. Podsumowując, nie jest to może poziom Pixara czy Dreamworks, ale bardzo od niego nie odstaje.
Warto się wybrać na Jak Zostałem Samurajem
Jak już wspomniałem na film poszedłem przez przypadek i nie miałem wobec niego żadnych oczekiwań. Może właśnie dlatego wyszedłem z kina zadowolony. Z drugiej strony moje dziecko ogromnie chciało się na tę produkcję wybrać i salę opuściło równie rozentuzjazmowane. Po powrocie do domu powiedzieliśmy mojemu starszemu synowi, że źle zrobił zostając w mieszkaniu. Podobało mi się przeniesienie konceptu stworzonego pod Dziki Zachód do Japonii. Wszystkie postacie były dobrze przemyślane i miały coś do zrobienia. Być może niedługo zapomnę, że widziałem Jak Zostałem Samurajem, ponieważ fabularnie niczym się nie wyróżnia. Nie zmienia to jednak faktu, że chętnie obejrzałbym go jeszcze raz tylko tym razem w wersji angielskiej. Jeżeli chcecie się wybrać do kina z dziećmi, a nie bardzo wiecie na co się zdecydować, to Jak Zostałem Samurajem będzie dobry strzałem. Może nie będzie to strzał w dziesiątkę ale na pewno zmieści się gdzieś pomiędzy szóstką a ósemką.