Nigdy nie byłem specjalnym fanem „Kaczych Opowieści” czy też przygód Kaczora Donalda jako takich. Toteż ani z wydaną jeszcze na NES-a grą DuckTales, ani jej odświeżoną wersją w postaci DuckTales Remastered nie łączy mnie żadna nostalgiczna więź. Tytuł ten obrósł – przynajmniej takie odnoszę wrażenie – pewną legendą i wraz z The Lion King i Aladin stanowi jedne z najciekawszych growych produkcji na bazie dzieł Disneya. Należało zatem w końcu nadrobić tę zaległość i choć DuckTales Remastered nie powaliło mnie na kolana, to trudno jest mi nie przyznać, że to wyjątkowo sympatyczny tytuł.
Rodzina ponad pieniądze
Wcielamy się tu w znanego i lubianego (choć pewnie niekoniecznie przez jego partnerów biznesowych) Sknerusa McKwacza, który wyrusza wraz ze swoimi siostrzeńcami w podróż dookoła świata (i nie tylko, bo odwiedzamy przecież równie Księżyc!) w poszukiwaniu bezcennych artefaktów. Fabułka jest, bo jest, ale nie spodziewajcie się tu niczego specjalnego. To w końcu nadal produkcja wydana w czasach, kiedy była to sprawa drugorzędna, a oparcie jej o „Kacze Opowieści” niejako wymusza przyjemną, acz niezbyt głęboką opowieść.
Należy jednak oddać twórcom DuckTales Remastered, że mocno ten aspekt rozbudowali, dorzucając chociażby krótki prolog i nieco rozbudowując ostatni poziom. Ponadto wszystkie dialogi odbywają się w trakcie prostych, lecz w pełni udźwiękowionych przerywników, a nie na ekranie komputera Sknerusa. Fani pierwowzoru z pewnością ucieszą się z faktu, że do swoich ról powracają oryginalni aktorzy głosowi. Będąc jednak szczerym, dla polskich odbiorców ma to jednak marginalne znaczenie. Mowa bowiem o amerykańskich aktorach jak chociażby Alan Young w roli Sknerusa. Polskiej wersji językowej niestety brak.
Stare, a przystępne
DuckTales Remastered charakteryzuje się również sporymi zmianami rozgrywki. O ile jej podstawy pozostały bez zmian – nadal mamy tu do czynienia z klasyczną platformówką i wciąż możemy tu czerpać masę frajdy ze skakania po poziomach i przeciwnikach przy pomocy drążka pogo – o tyle każdy z pięciu poziomów wzbogacony został o dodatkowe wytyczne, których zaliczenie jest wymagane, by móc je ukończyć. Ot, w Amazonii przykładowo musimy zebrać pięć indiańskich monet. Również czekający na nas na końcu każdego etapu bossowie otrzymali nowy zakres ataków, więc weterani oryginału nie powinni się nudzić.
Sami bossowie nie są jednak wyjątkowo trudni i nie powinni stanowić większego problemu dla nawet średnio zaprawionych w platformówkowym boju graczy. Zdecydowanie większym zagrożeniem są pomniejsi przeciwnicy i wszelakiego rodzaju pułapki. DuckTales Remastered oferuje nam bowiem ograniczoną liczbę żyć, których utrata wymusza na nas rozpoczęcie poziomu od nowa. Amatorzy mniej stresującej rozgrywki mogą na szczęście włączyć łatwiejszy poziom trudności, usuwający limit żyć, i tym samym cieszyć się przyjemną rozgrywką bez obawy, że jeden niepoprawny ruch cofnie ich postęp o kilkanaście minut.
Wyzwanie dla chętnych
Jeżeli jednak normalny poziom jest dla Was zbyt łatwy, to sięgnąć możecie po trudny, a po przejściu gry również ekstremalny, które przetestują Waszą zręczność oraz umiejętność skakania na drążku pogo. Ta ostatnia opcja przybliża doświadczenie do tego z wersji NES-owej, DuckTales Remastered pozwala na używanie kijka poprzez przytrzymanie jednego przycisku. Można narzekać, że uproszczenia ograbiają tytuł z jego esencji, ale osobiście uważam, że możliwość dostosowania poziomu trudności do własnych potrzeb jest jak najbardziej mile widziana. Zwłaszcza że gra pokroju DuckTales to mimo wszystko tytuł dla młodszego odbiorcy ze względu na tematykę.
Nowe szaty sknery
Remaster byłby jednak niczym, gdyby nie odświeżona oprawa audiowizualna, zwłaszcza w przypadku tak wiekowej produkcji. WayForward Technologies spisało się na tym polu naprawdę świetnie. Ciekawie wypada połączenie trójwymiarowych teł i przedmiotów z dwuwymiarowymi, jakby wyrwanymi z kart komiksów sylwetkami bohaterów. Nowe „sprite’y” postaci posiadają masę charakteru, co tyczy się również lokacji, które dzięki masie kolorów i szczegółów na drugim planie zyskują drugie życie. Świetnie wypada także ścieżka muzyczna. Nowe aranżacje klasycznych utworów przenoszą je do współczesności, jednocześnie zaszywając w nich chiptune’owe brzmienie oryginałów (szczególnie motyw przewodni Transylwanii wypada przekozacko). Miłym dodatkiem jest też możliwość wydawania zbieranych pieniędzy (czyli po prostu punktów) na grafiki koncepcyjne, które odblokować możemy w służącej za naszą bazę wypadową willę Sknerusa.
Kwarancja dobrej zabawy
Jak zazwyczaj narzekam, że współczesne „remaki” to często gloryfikowane remastery (The Last of Us: Part I, patrzę na Ciebie!), tak w przypadku DuckTales Remastered sytuacja ma się zupełnie odwrotnie. To produkcja, którą powinno się nazywać remakiem. Liczba zmian sprawia bowiem, że nawet weterani oryginalnego DuckTales będą mogli odkrywać ten tytuł na nowo, zamiast tylko przechodzić jeszcze raz to samo, tyle tylko, że w uwspółcześnionej oprawie. Dla fanów „Kaczek” to pozycja obowiązkowa, ale nawet jeśli się do nich nie zaliczacie, to DuckTales Remastered warto sprawdzić. To wciąż niezwykle sympatyczna i dająca sporo radości produkcja.
Tombi! Special Edition – recenzja (Switch). Wytchnienie dla portfela
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!