Naprawdę doceniam takie zaskoczenia. Hexen II, choć podobał mi się najbardziej z całej serii i strzelało mi się w nim wyśmienicie, śmiertelnie wymęczył mnie zawiłymi ponad jakąkolwiek logikę poziomami, wymagającymi lizania ścian na błysk. Dodatek nie powinien się zatem pod tym względem zbytnio różnić. Udowodniło mi to już Shadow of the Serpent Riders do Heretica i Deathkings of the Dark Citadel do pierwszego Hexena. Tymczasem okazało się, że po premierze finału trylogii, Raven Software doznało olśnienia i wydany rok później dodatek Portal of Praevus zrywa z charakterystyczną dla marki łamigłówkowością, stając się tym samym najprzyjemniejszym doświadczeniem, jakie ta mi zaoferowała.
W końcu wiem, dokąd idę!
Pod względem rozgrywki Hexen II: Portal of Praevus przypomina klasyczne FPS-y z Quakiem na czele. Poziomy wprawdzie wciąż pozostają zawiłe, wymagając od gracza rozwiązania kilku zagadek, ale w zasadzie żadna z nich nie sprawi, że będziecie mieli ochotę wyłączyć grę z czystej niemocy. Jasne, znalazło się kilka fragmentów, które zastopowały moją progresję na nieco dłużej, lecz ich rozwiązanie w żadnym momencie nie było tak koszmarnie zawiłe, jak w przypadku oryginału. W efekcie grało się po prostu przyjemniej, mogąc cieszyć się z kapitalnej mechaniki strzelania bez obawy, że kiedy tylko wybijemy wszystkich wrogów, czekać mnie będzie pół godziny krążenia po pustych lokacjach. Mało tego, teraz rozwiązanie łamigłówki lub zebranie fabularnego przedmiotu sprawia, że na mapę trafiają nowi wrogowie, którzy tylko czekają na śmierć.
Potwory i demony
Miło, bo Portal of Praevus dorzuca sporo nowości. Klasyką są oczywiście nowi przeciwnicy. Praevus – tytułowy czarodziej, chcący wskrzesić Wężowych Jeźdźców, by uczynić z nich swoich niewolników – poza klasycznym tałatajstwem, nasyła na nas dodatkowo całkiem wymagające minotaury (tych w serii nie widzieliśmy od czasów Heretica), humanoidalne tygrysy, zdolne do odbijania naszych pocisków, a także – najbardziej przerażające z nich wszystkich – nafaszerowane sokiem z gumijagód worki mięsa, wybuchające przy bliższym kontakcie. Brzmi głupkowato, ale to właśnie one nastręczyły mi najwięcej kłopotów.
Jednak i my otrzymujemy do dyspozycji nową sojuszniczkę – Demonicę, która z miejsca stała się moją ulubioną grywalną postacią w serii. Przede wszystkim rozeszło się o fakt, że jako jedyna nie posiada żadnych broni do walki wręcz, potrafiąc zamiast tego posyłać w przeciwników słabe, ale niewymagające amunicji magiczne pociski. Toteż, kiedy pozbędziemy się całej many dla potężniejszych pukawek (w przypadku Demonicy są to runy kwasowe i ogniowe, a także władający mocą piorunów kostur), nadal będziemy mogli prowadzić walkę z w miarę bezpiecznej odległości. Jeżeli tego byłoby mało, Demonica dzięki skrzydłom potrafi też po skoku unosić się przez chwilę w powietrzu, co czyni eksplorację zamku w Blackmarsh i wzorowanego na tybetański klasztoru znacznie szybszą i przyjemniejszą.
Opuszczony przez stwórców
Niestety problemem jest dostępność. Portal of Praevus wydawany był już nie przez id Software, a Activision, przez co wszystkie obecne wydania gry go nie posiadają. Co gorsza, ceny fizycznego wydania oscylują w okolicach 500 zł, do czego często doliczyć należy koszt międzynarodowej wysyłki. Na polskich portalach aukcyjnych próżno go szukać. Jeżeli tego byłoby mało, to problematyczna okazuje się sama instalacja. Wydanie oryginalne nie wykrywa bowiem GOG-owej wersji, więc trzeba to obejść, instalując modyfikację Hammer of Tyrion i ręczne przekopiowanie plików z płyty do folderu gry. Tyle dobrego, że modyfikacja ta wzbogaca Hexena o sporo graficznych bajerów, wliczając w to wyższą rozdzielczość i poprawione oświetlenie oraz cienie.
Tybetańskie demony
Pomijając jednak te problemy, Hexen II: Portal of Praevus to naprawdę dobry kawałek kodu, pozbywający się w zasadzie wszystkich bolączek oryginału. Można zatem bez problemu skupić się na czystej rozwałce, tylko od czasu do czasu wytężając odrobinkę umysł, by znaleźć dalszą drogę. Czy jest wart swojej ceny na rynku wtórnym? Pewnie nie. To po prostu bardzo dobre rozszerzenie dobrej strzelanki, ale nic wybitnego. Nie znajdziecie tu wyciskającej łzy fabuły, zbyt wielu unikatowych mechanik, a i samego strzelania starczy Wam na jakieś dwie, może trzy godzinki. Natomiast jeśli kiedyś tytuł ten wróciłby do dystrybucji za normalną cenę, jak najbardziej warto się pokusić.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!