Dorwanie kopii Metroid Fusion może wyjątkowo trudne nie jest, ale z pewnością do najtańszych zabaw nie należy. Ceny na Allegro, wyłączając podrabiane kartridże, zaczynają się od niemalże 800 zł. eBay tańszy nie jest, a i cyfrowa wersja na Nintendo Switch dostępna jest wyłącznie w ramach Nintendo Switch Online Expansion Pak, kosztującego 170 zł i nieprzewidującego opcji miesięcznej. Dlaczego rzucam w Was tą garścią kwot już na samym początku tekstu? Cóż, tylko i wyłącznie po to, by móc Wam powiedzieć, że jak najbardziej warto.
Łaskawy ząb czasu
Przyznam w tym miejscu bez bicia, że to moja pierwsza styczność z tą kultową serią, która wraz z Castlevanią położyła przecież podwaliny pod cały gatunek gier. Warto zatem taką zaległość nadrobić, a jeżeli i Wy znajdujecie się w podobnej sytuacji, to w mojej opinii nie możecie wybrać lepiej, niż Metroid Fusion. Recenzje w momencie premiery gry w 2004 roku pełne były zachwytów i choć często starsze produkcje niezbyt dobrze znoszą próbę czasu, to w przypadku dzieła (i używam tego słowa z pełną premedytacją) Nintendo R&D1 wciąż spokojnie można się ufać recenzjom z dawnych lat.
Termin metroidvania, opisujący gatunek, do którego przynależy Metroid Fusion, pojawia się opisach gier na tyle często, że w zasadzie jego wyjaśnianie jest sztuką dla sztuki. Niemniej, jeżeli z jakiegoś powodu jego definicji nie znacie, to wystarczy Wam wiedzieć, że są to zwyczajowe dwuwymiarowe strzelanki z elementami platformówki i półotwartym światem, do którego kolejnych części dostęp otrzymujemy wraz z nowymi elementami wyposażenia, pozwalającymi na utorowanie sobie drogi. Metroid Fusion w przeciwieństwie do poprzednich odsłon wprowadza dodatkowo nowe pomieszczenia nawigacyjne, poprzez które kontaktujemy się z komputerem pokładowym naszego statku, uzyskując tym samym raport sytuacyjny i konkretne zadanie, a także odkrywa przed nami mapę stacji Biologic Space Laboratories.
Panie Elonie, nieeee…
Na tę trafiamy w mocno niesprzyjających warunkach, kiedy ekspedycja badawcza wysłana na planetę SR388 zostaje zaatakowana przez tajemnicze organizmy o dźwięcznie brzmiącej nazwie X, nadanej im przez Galaktyczną Federację. W wyniku starcia Samus zostaje ciężko ranna do tego stopnia, że zespół medyczny musi usunąć chirurgicznie część jej pancerza, pozostawiając ją mocno osłabioną. Co gorsza, na stacji BSL dochodzi do wybuchu, a same X zdolne są do replikacji ciał swoich ofiar. Jak możecie się domyślić, gdzieś tam na stacji prawdopodobnie biega wrogo nastawiona kopia Samus Aran. Choć zawiły, jest to tylko początek historii. Metroid Fusion stawia na narrację mocny nacisk, dorzucając do gry liczne tekstowe dialogi oraz statyczne przerywniki filmowe. Fabuła poprowadzona jest całkiem nieźle, pełno tu zwrotów akcji, ale raczej nie będzie ona stanowić dla Was objawienia.
Stacja pełna przeciwników
W Metroid Fusion zdecydowanie ważniejsza jest rozgrywka, a ta jest tutaj niemalże doskonała. Przygodzie towarzyszy nieustające poczucie progresji. Nowe uzbrojenie oraz ulepszenia dostajemy często, niekiedy musząc uprzednio pokonać bossa. Co najważniejsze, nie ma tu zbędnych gadżetów. Każdy z nich – nie ważne, czy mowa o rakietach, bombach, zwijaniu się w kulkę czy śmiesznie wyglądającym wznoszeniu się przy pomocy frontflipów – ma tutaj swoje zastosowanie i odkrywa przed nami nie tylko nowe ścieżki, ale także taktyki do zastosowania podczas potyczek z licznymi przeciwnikami.
Tych jest tutaj naprawdę sporo. Korytarze stacji wypełnione są różnorodnymi wrogami, których pokonanie wynagradza nas amunicją do wyrzutni rakiet lub zastrzykiem energii witalnej. Najlepiej wypadają natomiast bossowie, z którymi przyjdzie nam walczyć. Choć wszystkich łączy najczęściej konieczność znalezienia słabego punktu, to różnią się od siebie diametralnie wyglądem i atakami, by wspomnieć tylko ogromnego węża, który miota się po wypełnionej wodą arenie lub robota ochrony, któremu zadać obrażenia możemy wyłącznie zwisając nad nim z sufitu. Poziom trudności jest przy tym całkiem wyważony. O ile szeregowi przeciwnicy nie sprawiają większego problemu, o tyle bossowie wymagają odpowiedniej taktyki, ale też nie powinniście gryźć pada z frustracji. Aż tak trudno nie jest.
W poszukiwaniu skarbów
Zwłaszcza że mapa stacji pełna jest placówek, w których odzyskamy zdrowie i uzupełnimy zapasy amunicji. Wersja na Nintendo Switch pozwala natomiast cofać czas i zapisywać w dowolnym miejscu, ale nawet i bez tego miejsc do save’owania w Metroid Fusion jest całkiem sporo. Dodatkowo w trakcie eksploracji co rusz będziemy zbierali ulepszenia zwiększające nasze zdrowie czy limity amunicji, a jeżeli jakiś przegapimy, to podręczna mapa w większości przypadków wskaże nam obszar, na którym powinniśmy takowego szukać. Inna sprawa, że niekiedy są one ukryte za zniszczalnymi ścianami wyglądającymi jak każda inna ściana, więc bez strzelania i podkładania bomb co kilka kroków lub poradnika pod ręką łatwo jest je przeoczyć. Niestety tyczy się to też niekiedy dalszej, przewidzianej fabularnie drogi, co jest w moim odczuciu największą i w zasadzie jedyną wadą Metroid Fusion.
Kosmiczny klimat
Pozostałe aspekty gry to sam miód, wliczając w to prześliczną i szczegółową (jak na możliwości Game Boy Advance, oczywiście) grafiką z różnorodnymi lokacji. Niby to kosmiczna stacja, a podzielono ją na sześć habitatów, więc są tu też między innymi lodowe komnaty czy mała dżungla. Kapitalny klimat buduje natomiast muzyka o bardziej horrorowym, niż strzelankowym charakterze. W połączeniu z historią o starciu z naszym potężniejszym sobowtórem, czającym się gdzieś pośród zakamarków stacji, skutecznie wywołuje ona poczucie niepokoju. Żeby nie było, w żadnym razie nie jest to straszna gra, ale wejście do kolejnego pomieszczenia potrafi dać mały zastrzyk adrenaliny.
Ósmy pasażer Biologic Space Laboratories
Niby to gra na konsolę przenośną, niby ma już na karku dwa krzyże, ale Metroid Fusion to wciąż wyśmienita produkcja z niezłą historią, piękną oprawą i fantastyczną rozgrywką. Skandalem jest, że tytuł ten nie doczekał się jeszcze pełnoprawnego odświeżenia. Zwłaszcza że jego twórcy poza przystosowaniem grafiki do współczesnych standardów i dużych ekranów nie mieliby tu zbyt wiele do roboty. Jeżeli jeszcze nie graliście w Metroid Fusion, to koniecznie nadróbcie tę zaległość. Może niekoniecznie kupujcie fizyczną kopię na GBA, ale przynajmniej rozważcie abonament. Nie jest tani, ale sam Metroid Fusion jest tego jak najbardziej warty.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!