Pisanie tekstu o produkcji takiej, jak Pac-Man to doświadczenie niebywale ciekawe. W końcu chodzi o grę pod wieloma względami przełomową i wyznaczającą kurs dla masy naśladowców. Co ważniejsze, mowa nie o samej mechanice rozgrywki (aczkolwiek też, bo przecież wystarczy wspomnieć o takim Munchkinie! Na Magnavox Odyssey 2), a innych, mniej oczywistych kwestiach. Ot, chociażby zainteresowanie kobiet grami czy zaprojektowanie gry dookoła charakterystycznego bohatera, które po premierze gry Namco zaczęto brać pod uwagę zdecydowanie częściej.
Kulturowy fenomen
Pac-Man to kulturowy fenomen i na dobrą sprawę maskotka całej branży, którą przez lata przegrano, przebadano i przeanalizowano na wskroś. Cóż więc ja, prosty chłopak z zaściankowej części Polski, mógłbym dodać wartościowego do dyskursu o tej produkcji? Umówmy się, prawdopodobnie niewiele, by nie powiedzieć, że nic. Moją sytuację ratuje natomiast fakt, że po Pac-Mana sięgnąłem w ramach testowania nowej usługi streamingowej, czyli skupiającego się na grach retro Antstreama. Wprawdzie w jego bibliotece znajdziemy setki produkcji, ale jeżeli zaczynać, to od prawdziwego klasyka.
Automatowy klasyk
Dostępna na Antstream wersja to na szczęście automatowy port, a nie koszmarek z Atari 2600. Co za tym idzie, zagrać możemy w produkcję nieśmiertelną pod absolutnie każdym względem, w którą po dziś dzień gra się doskonale. Powód jest prozaiczny, Pac-Man to tytuł tak prosty, że nie było w nim nic, co mogło się jakkolwiek zestarzeć. To w końcu gra o żółtym „chłopku”, zjadającym w labiryncie białe kropki i ganiającym się w międzyczasie z czterema duchami. Zazwyczaj one gonią jego, ale kiedy zje dużą białą kropkę, sytuacja się odwraca. I tak aż do 256 poziomu, którego w wyniku błędu ukończyć po prostu nie można.
Prostota wcale nie oznacza jednak łatwości. Z każdą kolejną rundą przeciwnicy robią się szybsi, a czas na ich pożarcie po podniesieniu power-upa zostaje skrócony. W efekcie Pac-Man pomimo ponad 40 lat na karku nadal wciąga i nie wzbrania się przed wyciągnięciem zza pazuchy adrenalinowej pompy. Szybkie palce i umysł są tu w cenie, bo o ile początek jest dość nieśpieszny, sytuacja na planszy szybko nabiera tempa, każąc nam brać udział w dynamicznych i – dzięki zastosowaniu innego typu AI dla każdego z czterech duchów – często nieprzewidywalnych pościgach. Dotarcie do wyższych poziomów wymaga zatem masy praktyki, ale że łatwo tu o „syndrom jeszcze jednej tury”, nabierać jej będziecie najpewniej z niemałą przyjemnością. A jeżeli odstrasza Was „bezcelowość” arcade’owej rozgrywki, to wersja na Antstream dodatkowo posiada szereg pomniejszych wyzwań do zaliczenia.
Duch w światłowodzie
Pytanie brzmi natomiast, jak w tym wszystkim wypada streaming? W końcu arcade’owa produkcja, jaką jest Pac-Man, wymaga przede wszystkim stabilności. Cóż, z nieskrywaną radością mogę powiedzieć, że całkiem dobrze, aczkolwiek sporo zależy od Waszego internetu i sposobu połączenia. Ja grałem na PlayStation 5, łączącym się z siecią o prędkości 150Mbps poprzez Wi-Fi 5GHz. Było bardzo dobrze, aczkolwiek nieidealnie. Do klarowności obrazu nie mam żadnych zarzutów (aczkolwiek nawet gdyby ten był rozmazany, to akurat Pac-Man ze swoją ascetyczną oprawą wciąż byłby czytelny), natomiast sporadycznie zdarzały się drobne przycinki, które mogą doprowadzić do utraty życia. Niemniej, miało to miejsce na tyle rzadko, że w ogólnym rozrachunku nie wpłynęło to negatywnie na doświadczenie, a problem zniknąłby pewnie całkowicie, gdybym podłączył internet do konsoli kablem.
Dobry duszek branży
Odnajduję w tym, o czym piszę, coś niebywale dla mnie fascynującego. Pac-Man, stworzony w czasach, kiedy sieć internetowa była jeszcze pieśnią nie-aż-tak-dalekiej przyszłości, przetrwał ponad 40 lat, doczekując się dziesiątek kontynuacji, portów i remasterów, a obecnie zagrać można w niego przez internet, siedząc na toalecie lub przystanku. Żeby tego było mało, dzieło Namco do dzisiaj jest szalenie grywalne w swojej oryginalnej formule. Nie wiem, czy jest jeszcze ktoś, kto w Pac-Mana nie grał, ale to zaległość, którą nadrobić nie tylko wypada, ale po prostu warto.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.