Relaksująca, urocza i uzależniająca – tak mógłbym kilkoma słowami podsumować Kingdoms and Castles po pierwszych kilkunastu godzinach. To gra, w której budujemy swoją wioskę, mając za cel rozwinięcie jej w ogromne i prosperujące królestwo. Lubię city-buildery i grałem w kilkanaście różnych, ale nie miałem jeszcze okazji zostać włodarzem średniowiecznego miasta. Jeżeli rzeczywistość byłaby tak przyjemna, jak moje doświadczenie z tą grą, to w przeszłości życie musiało być istotnie sielankowe!
Słodkie pierwsze wrażenia
Nie da się nie zwrócić uwagi na charakterystyczną oprawę graficzną. To ona była powodem, dla którego zdecydowałem się spróbować Kingdoms and Castles. Lubię ładne i kolorowe rzeczy, a to dwie główne cechy stylu graficznego tej gry. Mam wrażenie, że to właśnie z tego powodu podchodziłem do całego tego budowania wsi-zmierzającej-do-zostania-najpotężniejszym-królestwem-w-okolicy zrelaksowany i pełen pozytywnego nastawienia. Nie oznacza to, że gra jest banalnie prosta czy też stawianie średniowiecznego miasteczka nie stanowi żadnego wyzwania. Jednak mimo wszystko przez całą rozgrywkę miałem bardzo przyjemne odczucia i nawet w momentach, gdy działy się rzeczy, do których nie powinienem był dopuścić, nie stresowało mnie to mocno. Uważam to za ogromną zaletę city-buildera. Mam dość stresów w życiu, by jeszcze stresować się w trakcie grania.
Budowanie miasteczka w Kingdoms and Castles jest przecież niesamowicie przyjemne. Fakt, początki mogą być nieco powolne. Na start nie mamy do wyboru wielu budynków, a i niska populacja sprawia, że niewiele się dzieje. Daje to jednak chwilę na przyjrzenie się krajobrazowi i zaplanowaniu dalszych ruchów. Warto zwrócić uwagę, gdzie znajdują się złoża surowców, których będziemy potrzebowali w przyszłości. W tej grze transport surowców do magazynów jest równie istotny, co ich wydobycie, więc dobrze mieć plan. Inaczej skończycie z chaotyczną plątaniną dróg i budynków jak ja przy pierwszym podejściu.
Kingdoms and Castles zaskakuje zawartością
Mile zaskakuje także stopień rozbudowania wielu aspektów gry. Wspomniany wcześniej transport surowców to tylko jeden z nich. Jakość gleby, bliskość zbiorników wodnych czy odległość od lasu może mieć istotne znaczenie w wielu przypadkach. Surowców mamy tylko kilka, ale z nich z kolei można wytwarzać o wiele więcej produktów, które także są istotne dla naszych mieszkańców, ale i dla handlu. Na niezadowolenie mieszkańców może wpływać np. zbyt bliska obecność wypalarni drewna i śmierdzący dym. Potrzeby mieszkańców w większości przypadków możemy zaspokajać na wiele sposobów, a im bardziej urozmaicone, tym lepiej! Pozwala to naprawdę rozbudować miasto w ciekawy sposób, jednocześnie nie nudząc się, szukając nowych sposobów rozwiązywania problemów.
Jednym minusem, zwłaszcza na początku, może być pozorny brak ukierunkowania rozgrywki. Po uruchomieniu gry otrzymujemy mapę, mamy postawić centrum miasta i to tyle, jeśli idzie o wskazówki. Po prawdzie w naszej twierdzy znajdują się doradcy, którzy czasami mają dla nas dobrą radę, bądź zwracają uwagę na palące potrzeby mieszkańców, ale ich porady często bywają ogólnikowe, a także rzadko się zmieniają. Potrzeba tutaj trochę smykałki do samodzielnego odkrywania, aby przebrnąć przez pierwszą rozgrywkę. Trochę czasu należy też poświęcić na zapoznanie się z interfejsem, który jest kopalnią informacji o naszej mieścinie, choć gra słabo radzi sobie z wyjaśnieniem tego, jak on działa.
City builder na konsoli? Bez problemu.
W Kingdoms and Castles gram na konsoli. Z początku obawiałem się nieco o sterowanie, gdyż dotychczas ten gatunek znałem tylko z pecetów, a tam myszka w połączeniu z klawiaturą sprawdzają się wyśmienicie. Na szczęście za pomocą pada można łatwo i przyjemnie zarządzać zarówno małą wioską, jak i wielkim miastem, ogarniać całość mapy jak i podglądać pojedynczych mieszkańców. Innymi słowy, sterowanie na padzie jest bardzo wygodne i intuicyjne, a nauczenie się go zajmuje naprawdę krótką chwilę. W ogóle gra działa na konsoli bardzo dobrze i od strony technicznej nie mam absolutnie żadnych zarzutów.
Ładnie, czytelnie, trochę… cicho
Na początku wspominałem o tym, że oprawa graficzna gry jest dość charakterystyczna. Przede wszystkim ma swój urok w całej klockowatości, która mocno kojarzy mi się – w pozytywny sposób – z Minecraftem. Dodatkowo gra jest ślicznie kolorowa, ale nie w przerysowany sposób, przez co niezależnie od pory roku mapa i wszystko na niej wyglądają pięknie. Być może także dzięki prostocie stylu wszystko jest bardzo czytelne i wyraźne. Dzięki temu możemy w pełni skupić się na zarządzaniu naszym królestwem bez zbędnych rozpraszaczy i marnowania czasu.
Nieco gorzej jest w kwestii udźwiękowienia, gdyż to jest mocno ubogie. Nie oznacza to, że jest źle – muzyka, która brzdęka w tle, jest relaksująca i bardzo pasuje do rozgrywki, jednak nie jest to coś, co zapada w pamięć, ani zostaje z nami na dłużej. Reszta dźwięków także jest najwyżej poprawna. Żadnych dialogów ani nawet narracji w grze nie uświadczymy.
Przygoda czeka!
Przyznam, że dość mocno czekałem na aspekt strategiczny w grze, czyli obronę królestwa przed najeźdźcami. Niestety po ponad dwudziestu godzinach gry nie zaszedłem jeszcze tak daleko! Do tej pory zdążyłem tylko nawiązać stosunki handlowe z jednym innym królestwem i nie wiem, czy to dlatego, że moje włości rozwijają się zbyt powolnie, czy też może ta część została oddelegowana do naprawdę późnego etapu rozwoju. W opisie gry są też informacje o smokach, ale na razie po nich ani widu, ani słychu.
Tak czy siak, Kingdoms and Castles zrobiło na mnie ogromnie dobre wrażenie. Zdecydowanie zamierzam w grze spędzić o wiele więcej czasu. Ten tytuł idealnie sprawdza się dla mnie jako odstresowywacz, który dodatkowo potrafi wciągnąć mnie na godziny. Mimo pozornej prostoty gra ma w sobie wiele głębi i dbanie o zadowolenie mieszkańców jest tu bardzo przyjemne. Obserwowanie, jak podejmowane przez nas decyzje skutkują rozwojem królestwa, jest bardzo satysfakcjonujące, a to chyba najlepsza pochwała dla gry, która na tym właśnie polega.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.