Alone in the Dark to tytuł, który można uznać za jednego z twórców gatunku survival horrorów. To z niego czerpał inspiracje Resident Evil. Do dziś Zła Rezydencja odeszła od swojej pierwotnej formuły. To seria dalej odnosi sukcesy, ale o samotnym w ciemnościach nikt już nie pamięta.
Piątka to pechowa liczba
Wszystko zaczęło się w 2008 roku, kiedy to wydano piątą odsłonę tego cyklu. Nazwana po prostu Alone in the Dark i miała być czymś w rodzaju miękkiego rebootu serii. Poznajemy naszego głównego bohatera Edwarda Carnby, który odkrywa, że został porwany przez złych okultystów. Źli panowie w czarnych szatach (bardziej sztampowo już się nie dało) stwierdzili, że pan Carnby jest im w sumie niepotrzebny, więc wysyłają go z jednym ze swoich ludzi, aby ten się go pozbył.
Randkę tej dwójki przerywa tajemnicza zła siła. Carnby ucieka, a my zaczynamy właściwą rozgrywkę. Pierwsze co zauważamy po uzyskaniu kontroli nad postacią to toporne i drewniane sterowanie. Od razu podpiąłem do gry kontroler i lepiej nie było, ale dało się poruszać postacią.
Nie zmienia to faktu, że każda czynność wykonywana przez Edwarda jest tytanicznym wysiłkiem. Szczególnie walka, gdzie zadajemy ciosy gałką analogową, a przeciwnicy to prawdziwi twardziele, których najpierw musimy obalić, a następnie spalić. Walka więc opiera się na jednym pomyśle, tylko jest jedno, ale…
Crafting i zagadki
Przeciwników musimy spalić, ale jak to zrobimy. Zależy od naszej pomysłowości. Mamy kawałek drewnianego pachołka, możemy go podpalić i w ten sposób powalić przeciwników. W ekwipunku znajduje się łatwopalna ciecz, oblejmy nią naboje, aby stworzyć ognistą amunicję. Użyć zapalniczki i apteczki, aby stworzyć prowizoryczny miotacz ognia.
Broń improwizowana i system craftingu oraz zarządzanie ekwipunkiem to jedna z ciekawych rzeczy w Alone in The Dark. Szkoda tylko, że menu wyboru przedmiotów w postaci kurtki głównego bohatera jest takie niewygodne. Twórcy jeszcze bardziej komplikują zabawę przez wprowadzenie trybu TPP oraz FPP. Schemat przycisków dla obu ustawień jest inny, a każde ujęcie służy do czego innego.
Światełko w tunelu
To gdzie Samotny w ciemnościach pokazuje swój pazur to zagadki środowiskowe oparte na fizyce i mechanice rozprzestrzeniania się ognia. Pamiętacie Far Cry 2 z jego mechaniką ognia? Tutaj jest to równie efektowne. Używanie metalowej rury, aby wyciągnąć kabel pod napięciem z wody, tworzenie prowizorycznej dźwigni z węża strażackiego, czy genialne pod koniec zagadki z oświetleniem to tylko kilka z propozycji.
Gdzie tu budżet?
Grafika jak na 2008 rok mogła się podobać, chociaż animacja jest drewniana. Muzyka w wykonaniu Olivier-a Deriviere jest genialna, a kilka świetnie oskryptowanych scen, jak ucieczka przez walący się Nowy Jork efektowna (chociaż też strasznie frustrująca). Mnie najbardziej zabolał brak, jakiegokolwiek klimatu grozy.
Osobiście nie lubię jumpscarów, ale w tym wypadku nie obraziłbym się, jeśli kilka razy coś by mnie wystraszyło w ten sposób. Praktycznie nie ma tutaj żadnego klimatu grozy czy zagrożenie. Szczególnie jak przypomnimy sobie, że w 2008 roku premierę miał pierwszy Dead Space, który również był survival-horrorem.
To, gdzie jest problem?
Tytuł poległ na najważniejszym, rozgrywce oraz fabule. Całość historii jest kompletnie nieangażująca, z dwoma zakończeniami aspirującymi do miana najgorszych w historii. Rozgrywka to mieszanka frustracji z genialnymi zagadkami i upierdliwą walką.
Ewidentnie zabrakło tutaj czasu i pieniędzy, a może nawet umiejętności. Jednak w tym wypadku jest mi po prostu szkoda, bo jest to produkcja średnia, która miała aspiracje do bycia czymś naprawdę dobrym. Niestety nie mogę nikomu polecić tej obecnie zapomnianej serii, nie warto. Jest mi jednak przykro, że jeden z protoplastów gatunku horrorów odszedł w takiej niesławie. Z grzeczności nie wspomnę o wydanym w 2015 roku Alone In The Dark: Illumination.