Do serii Kingdom Rush mam ogromny sentyment. To dzięki niej odkryłem gry typu tower defense. Pierwsza część ukazała się prawie jedenaście lat temu jako flashowy tytuł na stronie Armor Games. Jednak to nie gameplay przekonał mnie do spróbowania swoich sił w tej produkcji, a cała otoczka wokół niego. Śliczna komiksowa grafika, proste animacje, świetne one-linery nawiązujące do popkultury lat 90 i nie tylko. Każdy element po prostu doskonale do siebie pasował. Nic więc dziwnego, że gdy zaproponowano mi możliwość zrecenzowania Legends of Kingdom Rush, od razu się zgodziłem.
Za honor i chwałę
W krainie Linirea nie dzieje się najlepiej. Orki, trolle i wyznawcy Overseera panoszą się po okolicznych lasach i pobliskich górach. Kto przyjdzie na ratunek królestwu w tych trudnych czasach? Oczywiście my, a ściślej rzecz biorąc grupa bohaterów, którą będziemy kontrolować. Zanim to jednak nastąpi, musimy pomóc dzielnemu paladynowi Geraldowi uwolnić się z niewoli i uratować stolicę Linirei z rąk Ciemnej Armii. To właśnie podczas tej ucieczki zaczyna się cała przygoda.
Zauważyłem, że od dłuższego czasu gram w gry, które mają fabułę prostą jak konstrukcja cepa. Mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że ta sytuacja nie zmienia się i w tym przypadku. Całość historii zamyka się w kilku planszach rodem z komiksu. Dla osób stykających się z tym cyklem po raz pierwszy nie będzie w niej nic interesującego. Długoletni fani natomiast znajdą tutaj kilka smaczków. Z drugiej strony jest cień sznsy, że sama rozgrywka nie przypadnie im do gustu.
Legends of Kingdom Rush inne niż wszystkie
Legends of Kingdom Rush to już piąta odsłona serii. W odróżnieniu od swoich poprzedniczek nie bazuje natomiast na mechanice tower defence. Studio Ironhide Game postanowiło pójść w zupełnie inną stronę i stworzyło turowego RPGa. Potyczki z przeciwnikami stoczymy podczas pięciu różnorodnych scenariuszy. Pierwszy to krótki samouczek, który według mnie pomija wiele istotnych kwestii lub opisuje je bardzo ogólnie. Z tego powodu na początku trzeba poświęcić trochę czasu na poznanie zasad rządzących rozgrywką oraz zdolności i pasywnych umiejętności naszych bohaterów. Mnie to za bardzo nie przeszkadzało, ponieważ lubię odkrywać rzeczy sam, ale niektórzy mogą się przez to od tytułu odbić.
Wesoła kompania
Podczas pierwszej przygody do dyspozycji mamy tylko trzech herosów: Geralda, łucznika i maga. Wraz z postępem fabuły oraz odblokowywaniem osiągnięć, uzyskujemy dostęp do całkiem sporej ilości postaci. Udało mi się zdobyć większość z nich i muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem. Pomimo tego, że występują tu tylko cztery klasy, a do naszych rąk trafia osiemnastu bohaterów, twórcom udało się nadać każdemu własną tożsamość. Wyróżnia ich nie tylko rodzaj ataków, ale też to, w jaki sposób wykorzystujemy ich w walce. Ani razu nie odczułem, że któraś postać to kalka innej. Jedyna, która nie przypadła mi do gustu to barbarzyńca. Uważam, że przy tak sporym wyborze nie będzie problemu ze znalezieniem zadowalającej kombinacji.
Przygody w Legends of Kingdom Rush
Jak już wspomniałem, nie licząc samouczka, scenariuszy w Legends of Kingdom Rush mamy cztery. Różnią się one od siebie wyglądem, muzyką, przeciwnikami oraz losowymi wydarzeniami napotkanymi podczas wędrówki. Bardzo podoba mi się fakt, że po ukończeniu jednej przygody możemy do niej podchodzić dowolną ilość razy. Dużym atutem jest też to, że za każdym razem mapa generuje się losowo. Nawet po tych kilkudziesięciu godzinach spędzonych z produkcją trafiałem w miejsca, których jeszcze nie widziałem. Podobnie sytuacja miała się z eventami.
Teren działań i ekwipunek
Mapy podzielone są na punkty połączone drogami i tylko od nas zależy, którędy dotrzemy do końcowego starcia. Zawsze wiadomo czy na następnym przystanku będziemy musieli walczyć, czy kupimy dodatkowy ekwipunek. Aby trochę urozmaicić taką formułę, deweloper przygotował multum zdarzeń losowych pojawiających się w czasie przemieszczania pomiędzy lokacjami. W zależności od posiadanego sprzętu i składu drużyny mamy możliwość poradzenia sobie z przeszkodą na kilka sposobów. Jeżeli odniesiemy sukces dostaniemy nagrodę w postaci punktów doświadczenia, złota lub przedmiotu. Porażka kończy się najczęściej klątwą bądź utratą punktów zdrowia. Uważam, że taki zabieg jest świetnym pomysłem. Dzięki temu rozgrywka jest jeszcze bardziej urozmaicona.
Nie do końca udany progres
We wszystkich tych naprawdę dobrze pomyślanych założeniach jest jednak jedno, które do pewnego stopnia mnie irytowało. Członkowie naszej kompanii każdą nową wyprawę rozpoczynają od zera. Pozwala im to używać ataku podstawowego i jednej umiejętności. Biorąc udział w potyczkach i wydarzeniach napełniamy pulę doświadczenia. Gdy już zbierzemy odpowiednią ilość, możemy jednemu z naszych herosów podnieść poziom. To z kolei wiąże się z wyborem zdolności. Niestety część z nich jest na początku niedostępna. Pod koniec każdego scenariusza herosi otrzymują inny rodzaj punktów, które bardzo powoli je odblokowują. Wolałbym, aby wszystko były dostępne od razu. Czułem, że zastosowane rozwiązanie narzuca na mnie wybór drużyny i zmusza do grindu. Być może tylko ja mam takie wrażenie, ale i tak postanowiłem się nim podzielić.
Tnij i walcz
Na szczęście do walki, czyli kwintesencji Legends of Kingdom Rush, już nie mogę się przyczepić. Wielokrotnie musiałem się napocić, aby wyjść z potyczki zwycięsko. Ważne jest tu wszystko. Ustawienie jednostek, wykorzystywanie synergii między zdolnościami, kolejność pokonywania przeciwników czy używanie otoczenia. Sam skład naszej paczki odgrywa sporą rolę, ponieważ część bohaterów bardzo dobrze się uzupełnia. SI przeciwników potrafi czasem zaskoczyć, ale zazwyczaj skupiają się oni na najbliższej postaci, co też można wykorzystać do uzyskania przewagi. Długo mógłbym się tu rozwodzić, ale ograniczę się do stwierdzenia, że strategicznych podejść jest tyle, że każdy wypracowuje swoje własne.
Nie tylko historia
Poza trybem fabularnym studio Ironhide Game przygotowało jeszcze dwa: Arenę oraz Dzienne Wyzwanie. Arena to nic innego jak zwykła potyczka z maksymalnie rozwiniętymi bohaterami i dodatkowymi modyfikatorami. Jedno i drugie jest generowane losowo. Dzienne Wyzwanie to pojedyncza walka, w której wspomniane wcześniej rzeczy są z góry narzucone. Po jej zakończeniu zdobyte punkty pojawiają się na tabeli wyników i możemy sprawdzić, jak nam poszło w stosunku do innych graczy.
Ostatnie słowo o Legends of Kingdom Rush
Zdradzę Wam mały sekret. Recenzję skończyłem pisać po jakichś 20 godzinach spędzonych w krainie Linirea. Postanowiłem jednak poczekać do premiery, żeby zobaczyć, jak Legends of Kingdom Rush zostanie wycenione. Powód jest prosty. Nie każdy będzie miał ochotę spędzić kilkanaście godzin na powtarzaniu w kółko tych samych scenariuszy. Nawet ich losowość po jakimś czasie może się znudzić, a na ukończenie dostępnych przygód wystarczy około 5 godzin. Nie każdy też skupi się na odblokowaniu wszystkich postaci czy ukończeniu każdego wyzwania.
Ja bawiłem się przy produkcji Ironhide Game wyśmienicie. Nawet te dodatkowe 10 godzin nie wywołało u mnie znużenia. Myślę, że raz na jakiś czas odpalę ten tytuł, aby odhaczyć kolejnego aczika. Tak jak w przypadku pierwszego Kingdom Rusha, tak i tutaj wszystko do siebie doskonale pasuje. Czy jednak mogę z czystym sumieniem polecić tę grę każdemu? Niestety nie do końca. Jeżeli lubicie turowe strategie z lekką nutką RPG i nie przeszkadza Wam grind, to spokojnie możecie Legends of Kingdom Rush zakupić. W przeciwnym wypadku lepiej poczekać na promocję. Jeżeli jesteś posiadaczem urządzenia Apple, to możecie również wykupić sobie miesiąc Apple Arcade i cieszyć się opisywaną produkcją za pół ceny. Pamiętajcie tylko, że wtedy macie ją tylko na miesiąc.
Gameplay
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!