Otwierają się drzwi w starym domu dziadka. W środku masa pamiątek i niepokojących obrazów członków rodziny. Polaroid robi błysk, wypluwając z siebie kolejne zdjęcie. Wtedy cały świat zaczyna się zmieniać. Nie jesteśmy tu mile widziani.
MADiSON to debiutancki projekt Bloodious Games. Kolejny symulator chodzenia w konwencji horroru. Co jednak wyróżnia Madison, to mechanika związana z aparatem oraz jakość warstwy fabularnej.
Polaroid
Chodząc po lokacjach, przyjdzie nam nieraz skorzystać z aparatu. Za jego pomocą robimy zdjęcia, dzięki którym rozwiązujemy zagadki logiczne, popychamy fabułę do przodu, a nawet zdarzy się odganiać nim pewne zagrożenia. Muszę przyznać, że na samym początku to wszystko wydaje się ciekawe i innowacyjne. Wprowadza to pewien powiew świeżości do mało dynamicznego gatunku. Jednak jest w tym również pewien problem.
Gdy używamy polaroida mamy świadomość, że zaraz stanie się „coś” strasznego, przez co napięcie znika. W moim przypadku było to wręcz męczące. Pojawiamy się w nowym pomieszczeniu, robimy zdjęcie i dzieje się „coś” co ma nas wystraszyć. Ten schemat pojawia się bardzo często i po pewnym czasie staje się przewidywalny. Co więcej, przez ograniczone miejsce w ekwipunku, nie raz musimy korzystać z pomocy sejfów, gdzie trzymamy dane przedmioty, co w moim odczuciu bywało dość upierdliwe.
Jump scare simulator
Nie pomaga tutaj fakt, że Madison straszy dość tanio, a przynajmniej, w którego sposób osobiście nie cierpię. Straszenie opiera się w dużej mierze na tzw. jump scares, polegającymi na nagłym ukazaniu się obiektu postaci. Zazwyczaj towarzyszy temu głośny dźwięk.
Nie cierpię tego typu metod. Zamiast straszyć atmosferą, to cały czas miałem obawy, że zaraz mi coś nie wyskoczy przed twarzą. Szkoda, bo klimatycznych lokacji tu nie brakuje. Nie jest to niestety poziom Silent Hill czy Blair Witch. Naprawdę szkoda, bo fabuła Madison to geniusz, ograniczany przez powyższe mankamenty gry.
Dziedzictwo
Opowieść jest przerażająca i potrafi wciągnąć. Zaczynamy w tajemniczym pokoju, w którym główny bohater jest uwięziony. Z biegiem czasu na jaw wychodzi historia kobiety o imieniu Madison. Chociaż rozgrywka była męcząca, to opowieść pchała mnie do przodu, aby poznać zakończenie. Oczywiście mógłbym przyczepić się do dość niejasnego finału, ale w gatunku horrorów to raczej standard.
Historię — jak to bywa w tego typu produkcjach — poznajemy przez notatki, nagrania i inne strzępy informacji. Jest w tym wszystkim coś intrygującego i przez to warto dać szansę tej produkcji.
Ciemno wszędzie
Ogólnie uważam, że Madison nie ma się niczego wstydzić. Mamy tutaj masę klimatycznych i skąpanych w mroku miejsc. Prezentują się one odpowiednio przerażająco i budzą niepokój. Z drugiej strony większość czasu spędzimy w obrębie domostwa dziadka. Z kolei audio to istne mistrzostwo świata. Niepokojące odgłosy, przerażająca muzyka czy nawet dźwięki, które wydaje główny bohater. To wszystko sprawia, że włos jeży się na głowie.
Warto wspomnieć, że gra nie jest specjalnie długą przygodą, bo można ją ukończyć w niespełna 6 godzin. Jak na horror będący symulatorem chodzenia, jest to całkiem przystępny wynik.
Podsumowanie
Madison średnio przypadło do gustu. Nie można jednak powiedzieć, że to zła produkcja. Wszystko jest tutaj na swoim miejscu, a dość trudne zagadki i mechaniki związane z aparatem dobrze się sprawdzają. Fabuła trzyma w napięciu, a grafika ma odpowiedni klimat. Gdyby gra nie używała tylu jumpscare’ów, których osobiście nie cierpię, a częściej straszyła klimatem i atmosferą, to byłby to dla mnie jeden z lepszych horrorów. A tak wiem, że raczej szybko do Madison nie wrócę.
Gameplay
Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!