Need for Speed: Unbound – recenzja (XSX). How do you do, fellow kids?

Need for Speed: Unbound

Piłowanie bejcy na ręcznym

Nie jestem też fanem modelu jazdy i mówię to z pełną świadomością, że od dobrych kilku lat seria Need for Speed nie ma pod tym względem najlepszej renomy. Niemniej, żadna z dotychczasowych odsłon nie wywołała we mnie jeszcze tyle frustracji, co Unbound. Jestem zdania, że samochody z napędem na przód są w tej grze zupełnie zbędnie, bo dość wyraźnie premiowane jest tu wchodzeniem w zakręty bokiem. Sam drift ponownie irytująco blokuje przy tym samochód w trybie poślizgu, a niejednokrotnie zdarzyło mi się, że prowadzony samochód zwyczajnie odmówił wejścia w zakręt pomimo odpowiedniej prędkości. Niby zarówno drift, jak i czyste ich pokonywanie nagradzane są dodatkowym dopalaczem, ale to ta pierwsza opcja jest w lwiej części przypadków szybsza i bardziej naturalna w grze o raczej arcade’owej naturze.

Z pozytywów, prowadzenie poszczególnych samochodów wyraźnie różni się od siebie i absolutnie nie można grze zarzucić, że siada się za kółkiem betonowych kloców. Dodge Charger boksuje kołami i zarzuca tyłkiem na zakrętach aż miło, Honda Civic to niepozorna rajdówka, a Ford Crown Victoria przypomina rozwścieczonego byka – może i szybkiego, ale z ograniczonymi zdolnościami manewrowania. Spokojnie można znaleźć sobie zatem samochód, którym będzie się jeździło naprawdę przyjemnie – w moim przypadku był to Nissan Skyline – ale, znów, wymaga to gotówki (choć autka można również wygrać w niektórych wyścigach).

Need for Speed: Unbound
Tryb sieciowy, dzięki funkcji cross-play,to przy okazji możliwość sprawdzenia, kto jeździ lepiej – konsolaki czy kąkuterowcy?

Dymy z ziomusiami

Najlepsze w tym wszystkim jest, że to, czym Need for Speed: Unbound mógłby być, w pewnym stopniu pokazuje tryb sieciowy. Wyścigi nie wymagają wpisowego i goniącego nas czasu, więc całą wygraną mamonę możemy w pełni przeznaczyć na rozwój swoich bryk. Zwłaszcza że nagrody w trybie sieciowym również są wyższe, pozwalając tym samym na szybszy progres. Niestety, nie oferuje on zbyt wiele poza samymi wyścigami. Zapomnieć można chociażby o gonitwach z policją, której tu po prostu nie ma, a szkoda, bo pomimo setek najbardziej kreatywnych wiązanek rzucanych w stronę telewizora, sprawiało mi to naprawdę wiele frajdy.

Peng widoki, essa!

Absolutnie nie można przyczepić się natomiast do oprawy graficznej. Need for Speed: Unbound to jedna z tych produkcji, które przesuwają gry o jeszcze kilka centymetrów bliżej granicy, dzielącej je od fotorealizmu. Olbrzymie wrażenie robią nocne przejażdżki po zlanych deszczem uliczkach Lakeshore City, ale widok w piersiach zapierają także wschody słońca nad krętymi, górski dróżkami. Spora w tym zasługa świetnie zaprojektowanej mapy, wypełnionej ciekawymi i zróżnicowanymi miejscówkami. O modelach samochodów nawet nie wspominam, bo to klasa sama w sobie, niezależnie czy podziwiamy właśnie zakupionego Golfa, czy z zazdrością spoglądamy na stojące obok Lamborghini Countach.

Need for Speed: Unbound
Jeżeli ktoś spróbuje mi wmówić, że to nie wygląda prześwietnie, to ja po prostu nie wiem…

Need for Speed: Unbound pod względem wizualnym to jednak o wiele więcej niż wyłącznie ładne widoczki. Twórcy włożyli masę pracy, by zapewnić grze swój własny charakter, stawiając przy tym przywodzące malunki graffiti efekty specjalne, pojawiające się na ekranie między innymi w czasie pokonywania zakrętów bokiem czy używania dopalacza. Również modele postaci w przerywnikach filmowych okraszono cel-shadingiem. W połączeniu ze wspomnianymi efektami specjalnymi wypada to absolutnie prześwietnie, doskonale współgrając z ulicznym klimatem i pełną rapowych kawałków ścieżką dźwiękową.

Gierka trybi gucci gucci

Sama gra śmiga przy tym w niemalże niezachwianych 60 FPS-ach, sporadycznie schodząc poniżej tej liczby. Robi to wrażenie, zwłaszcza że Need for Speed: Unbound pozbawiony jest jakichkolwiek trybów graficznych, natywnie uruchamiając się w rozdzielczości 4K. Twórcy widocznie poszli przy tym na pewne kompromisy, bo co jakiś czas niektóre tekstury doczytują się na naszych oczach. Zabraknąć nie mogło także sporej dozy błędów, więc przyzwyczajcie się do widoku wystrzeliwującego w powietrze samochodu, a w międzyczasie postarajcie się nie przestraszyć, kiedy jadący przed Wami policjant po prostu zniknie. Nie jest to jednak nic, co wpływałoby wyraźnie na komfort zabawy.

Lux furmana, byniu

Postawmy zatem sprawę jasno – Need for Speed: Unbound to nie Need for Speed: Most Wanted obecnej generacji. Jasne, to dobra gra z masą ciekawych pomysłów oraz najlepsza odsłona serii od lat, ale nadal ciężar nie do końca przemyślanych rozwiązań wyraźnie ciągnie ją w dół. Zdecydowanie jest to jednak solidny fundament, na którym można byłoby wznosić kolejne gry z serii, stopniowo pozbywając się niedociągnięć poprzedniczki. Toteż choć Need for Speed: Unbound 2 może okazać się czymś naprawdę fantastycznym, Need for Speed: Unbound pozostanie do tego czasu grą zaledwie dobrą.

Za dostarczenie gry dziękujemy firmie EA Polska.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Gameplay

YouTube player

Gdzie kupić?


Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Scroll to top