Goichi Suda albo Suda 51 to japoński twórca gier, który założył studio Grasshopper Manufacture. Domyślam się, że polskiemu graczowi może to kompletnie nic nie mówić. Nowsze produkcje tego studia to dziwaczne Shadow of the Damned czy Lollipop Chainsaw. Zresztą słowo dziwny pojawi się w tym tekście wielokrotnie, więc radzę się przyzwyczaić. Przejdźmy jednak do rzeczy. Poznajcie No More Heroes.
Jeśli zapytalibyście mnie, o najlepsze gry 2020 roku to bez wahania odpowiedziałbym, No More Heroes 1 oraz 2 wydane na Switcha. Zaskoczę jeszcze bardziej faktem, że oryginalnie pierwsza odsłona tej serii została wydana w 2008 roku, na Nintendo Wii.
Ach… Nintendo Wii, konsola, która rozpoczęła modę na sterowanie ruchowe, oraz udowodniła, że od mocy obliczeniowej ważniejszy jest pomysł i dobra zabawa. Na ten opanowany przez niedzielnych graczy sprzęt w 2008 roku pojawiło się No More Heroes, tytuł tak dziwny, a jednak szybko dostał status kultowego i przez długi czas chciałem zaopatrzyć się w Wii tylko dla tej gry.
Jak się okazało studio Marvelous! postanowiło wydać obydwie gry na Nintendo Switch i nie przedłużając tego już i tak długiego wstępu, stawiam ten tytuł w mojej osobistej liście obok takich klasyków jak Metal Gear Solid 3 czy Shadow of The Colossus.
Nazywam się Travis Touchdown!
Trudno sklasyfikować tak naprawdę, o czym jest No More Heroes, więc ograniczę się do najprostszego. Jest to gra akcji z perspektywy trzeciej osoby, w której walczymy oraz eksplorujemy, rozwijamy naszą postać, ale głównie jednak walczymy. Teraz uwaga, bo zrobi się naprawdę dziwnie.
Wcielamy się w Travisa Touchdown’a, młodego chłopaka, który jest miłośnikiem anime, latynoskiego wrestlingu i wynajmuje pokój w Motelu o nazwie No More Heroes. Pewnego wieczoru w barze, nasz bohater spotyka Silvie, piękną kobietę, która zaproponowała, że spędzi z bohaterem noc, jeśli tylko ten zostanie najlepszym płatnym zabójcą w Stanach.
Nasz protagonista niewiele myśląc, wyciąga z szafy swoją świetlną katanę, którą kupił na Allegro i wyrusza w celu zostania najlepszym mordercą. Jeśli w tym momencie Wasza czacha jeszcze nie wybuchła, to podczas rozgrywki zapewne tak się stanie. Gra nie traktuje siebie na serio, wiedząc, że jest tylko grą. Tutaj podam przykład postaci, która w pewnym momencie w fabule umiera i potem pojawia się dalej w grze jako duch i nikt z tego nie robi problemu, jakby to było całkiem normalne. Czy fakt, że pod koniec przerywników filmowych główny bohater zwraca się w stronę kamery, że teraz “czas na grę”.
Miasto, w którym dzieje się akcja gry nazywa się Santa Destroy, a punkt zapisu znajdują się w toalecie, a sam główny bohater nowe ciosy poznaje z kaset wideo, które wypożycza od swojego znajomego. Zresztą gra często podkreśla, że Travis wypożycza też z tego sklepu filmy pornograficzne.
Ta gra jest dziwna i to jest piękne!
Rozgrywka prowadzona jest w pewnym schemacie, który będzie się powtarzał przez całą grę. Aby odblokować walkę z bossem, musimy wykonać zadania poboczne, które pomogą nam zarobić na wpisowe. Jak się pewnie domyślacie, do zadań dla płatnego zabójcy zalicza się koszenie trawnika, zbieranie kokosów, rozbrajanie bomb na plaży, łapanie bezdomnych kotów.
Za pieniądze oczywiście możemy rozwijać naszą postać w kilku mini gierkach i tutaj pojawia się kolejny aspekt No More Heroes, czyli motywy gier RPG. O ile pierwszej odsłonie te dodatkowe zadania nieraz są nudne, tak w dwójce zostały zaprezentowane w formie 8-bitowych gierek przywodzących na myśl gry z NES-a czy naszego “polskiego” Pegasusa, i tak jak w tamtych czasach, tak tu są one potwornie trudne.
Gdy zbierzemy odpowiednią kwotę i zapłacimy wpisowe w bankomacie, będziemy mogli stanąć do walki z prawdziwą wylęgarnią, dziwaków, psycholi i innych. Tutaj za przykład podam np. Superbohatera, który cały czas oszukuje i strzela laserem z krocza, albo starszą panią, której wózek zakupowy zmienia się w ogromne, niszczące wszystko działo.
Te walki z bossami to najlepszy element, który ma do zaoferowania No More Heroes i to zarówno pierwsza, jak i druga odsłona. Są wymagające, długie i szalenie satysfakcjonujące. Jest to taka kopalnia stereotypów, że nie da się ich praktycznie brać na serio, jak zresztą całą grę. A przy tym całość potrafi być miejscami naprawdę mroczna, aby za chwilę rzucić w nas czymś głupim. Gra bawi się koncepcją i jest to cudowne.
Co dalej panie Suda?
Niedługo na Nintendo Switch trafi trzecia odsłona, która jak łatwo się domyślić będzie równo zwariowana, co pierwsze dwie. Tym razem naszym zadaniem będzie powstrzymanie inwazji z kosmosu, a nasz bohater otrzyma specjalny bojowy kombinezon. Ja czekam, aby zobaczyć, co tym razem przygotował ten awangardowy twórca. Samoświadoma produkcja umiejąca się bawić swoją koncepcją, a nie raz odwracać ją i tworzyć wybuchową mieszankę. Tak jak jeden z antagonistów No More Heroes w ostatnich minutach gry, potrafił wykonać dwa zakręty fabularne, wypowiadając jedno zdanie, tak ja pożegnam się z Wami słowami, że Darth Vader to Ojciec Luke’a Skywalkera.