Phantom Galaxies – wrażenia z wczesnego dostępu (PC). Omijać szerokim łukiem.

Phantom Galaxies

Jak dotąd jeszcze się nie zdarzyło, żeby mechy mnie zawiodły. Każda gra z nimi, w którą grałem, zawsze dostarczała mi masy radości i frajdy. W końcu bądźmy poważni, jak można nie czerpać frajdy z poruszania się gigantycznymi machinami, prując do przeciwników z różnorodnego arsenału? Titanfall, Front Mission, Phantom Brigade

, czy Armored Core poza oczywistym łączy także doskonała, choć w każdym przypadku inna, rozgrywka. Byłem pewien, że Phantom Galaxies mnie nie zawiedzie. Mechy w kosmosie? Tak jest, poproszę! Jednak wystarczyło kilka chwil, żebym zaczął się zastanawiać, czy aby nie popełniłem błędu.

Bardzo, bardzo wczesny dostęp

Phantom Galaxies
Widzicie, Phantom Galaxies dopiero weszło w okres Early Access. Z tego powodu można by grze wiele wybaczyć. Gdyby jednak przymykać oko na wszystkie niedoróbki, problemy czy błędy w tej grze, musielibyśmy grać zwyczajnie z zamkniętymi oczami. Absolutnie nie rozumiem, dlaczego twórcy nie postanowili spędzić jeszcze kilku miesięcy na dopracowaniu choć trochę swojej produkcji. Nadal nie byłaby to gra dobra, nie zrozumcie mnie źle, ale może byłaby… strawna? Tak naprawdę ciężko mi znaleźć choćby jeden aspekt gry zrobiony porządnie. Chyba jeszcze nigdy nie byłem do żadnej produkcji nastawiony tak negatywnie, jak tu.

Phantom Galaxies pozwala nam na stworzenie swojego awatara. Edytor jednak ma dwa dostępne przyciski: akceptuj oraz losuj. Tak, jedynym sposobem na modyfikację wyglądu naszego wirtualnego alter ego jest klikanie przycisku tak długo, aż wylosujemy coś, co przypadnie nam do gustu. Po stworzeniu postaci czas na wejście do gry! Jeżeli serwery nam na to pozwolą, rzecz jasna. Gra ma nieładny zwyczaj wyrzucania nas do menu – a nawet do pulpitu – przy logowaniu się. Gdy jednak nam się uda, czeka nas… no nie, nie zabawa.

Topornie jak na zlocie krasnoludów

Phantom Galaxies
Nasza postać rusza się dziwnie ociężale i nierealistycznie. Jej animacje wyglądają po prostu tragicznie. Do tego w trakcie wcielania się w naszego awatara gra ma ogromne tendencje do gubienia klatek, czego na szczęście nie doświadczyłem podczas latania. Na dobrą sprawę w ogóle nie rozumiem, po co nam ten awatar. Jedyne, co możemy nim robić, to chodzić po stacji, na której nie ma nic do roboty poza odbieraniem i oddawaniem zadań pojedynczym NPC-om. Fakt, czasami bierzemy udział w rozmowach i nawet możemy wybrać jakąś opcję dialogową, ale wydają się one mieć zerowe znaczenie i całkowity brak wpływu na dalszą rozgrywkę. Mam wrażenie, że poruszanie się po menu wyboru misji byłoby przyjemniejsze od tego, co oferuje nam Phantom Galaxies.

Miałem mimo wszystko nadzieję, że część właściwa gry, czyli walka w mechu, będzie porządniejsza. Tak naprawdę to nie tyle jest mech, jakiego można by się spodziewać, bo posiada dwa tryby – myśliwca i mecha. Wszystkie walki i starcia stoczymy w przestrzeni kosmicznej, gdzie możemy się między tymi trybami przełączać jeśli tylko najdzie nas na to ochota. Problem w tym, że tak samo latanie, jak i walka zupełnie nie mają w sobie nic ciekawego. Sterowanie jest ociężałe, a kamera często ma problem podążać za naszym punktem widzenia. Dodatkowo beznadziejny interfejs sprawia, że śledzenie przeciwników jest katorgą i dużo łatwiej było mi ich znaleźć, patrząc, gdzie strzelają sojusznicy, których sporadycznie dostawaliśmy do pomocy.

Jak można tak zmarnować mechy?!

Phantom Galaxies
W teorii każdy z mechów – bo jest ich bodajże sześć rodzajów – poza podstawowym atakiem ma także wyrzutnie rakiet, umiejętność specjalną oraz atak ostateczny. Każdemu z nich brakuje jednak jakiegoś ciężaru i bardziej miałem wrażenie, jakbym bawił się zabawkami, a nie teoretycznie cholernie zaawansowanymi maszynami bojowymi. Biorąc pod uwagę, że podstawowa broń, którą będziemy głównie walczyć, nie ma żadnego autonamierzania, a przeciwnicy poruszają się dookoła nas, na polu walki panuje się chaos. I to nawet, mimo że starcia zwykle toczą się z niewielką liczbą uczestników. Co jednak doprowadzało mnie do szewskiej pasji, to idiotyczna mechanika latania, która nie pozwala lecieć pionowo do góry, a zatem także i zawrócić robiąc pętlę. Po prostu celując w górę, w pewnym momencie trafiamy na sufit. W przestrzeni kosmicznej.

Milczeniem pominę oprawę graficzną, która w 2023 roku wygląda niesamowicie wręcz… brzydko. Wszystko jest zupełnie nijakie i bez charakteru, czy to modele postaci, statków czy mechów. Muzycznie też jest źle. Zupełne dno gra jednak osiągnęła pod względem dźwięków. W trakcie walki większość ataków brzmi nijako, brakuje mi tutaj jakiejś wyrazistości, co znowu potęguje tylko wrażenie, że to nie machiny wojenne, a zabawki. Do tego dialogi zostały nagrane… częściowo i niekompletnie. Normą jest, że w trakcie gry postać mówi głosem generycznego twardziela, z nałożonym filtrem, co brzmi, jakby mówił przez radio. Kolejne kilka zdań jest czyściutkie i wyraźnie nagrane przez innego aktora. Później jednego czy drugiego zdania nie ma w ogóle nagranego, choć widzimy napisy. A i te potrafią prezentować tekst zupełnie inny, niż czytany.

Nie podchodzić pod żadnym pozorem

Phantom Galaxies
Mógłbym się nad Phantom Galaxies pastwić jeszcze dłużej, ale kopanie leżącego naprawdę nie sprawia mi żadnej przyjemności. Zwyczajnie gra jest potężnie niedopracowana, pełna błędów i dziwnych decyzji podjętych przez twórców. Widać zresztą, że tytuł będzie typowym Pay-to-Win, gdyż już teraz możemy wydawać prawdziwe pieniądze na walutę premium, za którą można dokupić ulepszenia. Może to radykalna opinia, ale uważam, że warto byłoby najpierw dokończyć grę, zanim zacznie się wprowadzać w niej mikrotransakcje. Tak więc jeżeli będziecie mieli okazję zagrać w Phantom Galaxies… pójdźcie na spacer. Nawet gdy na dworze będzie zimno, mokro i ciemno, będziecie się bawili o wiele lepiej niż w tej, z braku lepszego określenia, grze.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Za dostarczenie gry do recenzji dziękujemy firmie ÜberStrategist.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Avatar photo
Czołem, na imię mam Kamil! Kocham gry miłością bez wzajemności, ale staram się nie brać ich za bardzo na poważnie. Najlepiej czuję się w taktycznych strzelankach, ale chętnie próbuję wszystkiego, co się da. Odkąd tylko pamiętam, zawsze chciałem pisać o grach, a tutaj mogę nareszcie spełniać to marzenie.
Scroll to top