Przecieki i plotki? Nie dziękuję, poczekam na potwierdzenie.

Przecieki i plotki? Nie dziękuję

Pojawianie się wycieków informacji związanych z grami chyba nikogo już nie dziwi. Treści, gameplay czy nawet całe kawałki kodu potrafią nagle wylądować w Sieci bez zgody twórców. Zawsze powoduje to poruszenie zarówno wśród przedstawicieli prasy, jak i fanów gier. Internet w końcu żyje najnowszymi informacjami, a im świeższe, tym lepsze i tym więcej generują kliknięć oraz wyświetleń reklam. Nie mogę przy tym jednak pozbyć się wrażenia, że o wiele częściej niesie to ze sobą więcej złego, niż dobrego.

Twórcy dostają po tyłkach

Zdjęcie przestrzeni biurowej, na której widać kilka osób pracujących przy komputerach.

Zacznijmy od tego, że takie przecieki wpływają na pracę twórców gier. Miesiącami, nierzadko latami, pracują oni ciężko nad projektem, aby dostarczyć jak najlepszą grę, która zachwyci fanów. Materiały, które wyciekają do internetu to często treści niekompletne, pozbawione finalnych szlifów, a do tego wyrwane z kontekstu. O wiele większe wrażenie zrobi przygotowana prezentacja, zaplanowana tak, aby wywołać silne emocje, niż pozbawiony tekstur fragment rozgrywki. Historia opowiedziana w grze na przestrzeni kilkunastu godzin także wybrzmiewa o wiele lepiej, niż spisana na dwóch stronach A4. W związku z tym gracze zaczynają wyrabiać sobie opinie o grach na długo przed poznaniem finalnej wersji. Nietrudno domyślić się, że nie zawsze będzie to korzystne dla tytułu.

Nawet nie wyobrażam sobie, jakie to musi być frustrujące dla całej rzeszy ludzi, którzy latami pracują nad takim projektem. Tysiące godzin wysiłków, aby na podstawie kilku screenów i trzydziestu sekund nagrania z komórki ktoś w Internecie stwierdził “matko, co za syf”. Nie może to być ani sprawiedliwe, ani przyjemne. W dodatku coś tutaj w tym wszystkim się zatraca. Gdzie miejsce na emocje? Na całą otoczkę związaną z pierwszym ogłoszeniem tytułu? Brakuje mi w tym wszystkim tego efektu wow. Przeczytanie w tweecie, że jakiś tytuł prawdopodobnie doczeka się kontynuacji nie ma w sobie tej powagi i doniosłości, co choćby najuboższy zwiastun czy grafika od oficjalnego źródła.

Przecieki zabierają frajdę

Zdjęcie tłumu na jakimś wydarzeniu: targach, konferencji, czy czymś w tym stylu.

Wiecie, co zawsze najbardziej lubiłem w wydarzeniach pokroju E3 (które ostatecznie odwołano) czy The Game Awards? Ogłoszenia tytułów, których nikt się nie spodziewał. Teraz przed każdym wydarzeniem pojawiają się na co drugim portalu listy z tytułami, które skądś wyciekły i mają się pojawić podczas imprezy. Sprawia to, że zamiast siedzenia na krawędzi fotela i czekania na wstrząsające ogłoszenie przypomina bardziej to czekanie z listą i odhaczanie po kolei tytułów, które wcześniej wyciekły. I choćbym nie wiem, jak się starał unikać jakichkolwiek spoilerów, jest to trudne. Zwłaszcza, gdy próbuje się być choć trochę na bieżąco z branżą. Całe szczęście, czasami jeszcze uda mi się dać zaskoczyć, albo jakiś tytuł wyskoczy z nienacka niczym Hi-Fi Rush.

Rozumiem, że we współczesnym świecie takie przecieki stają się powoli normą. Co więcej, ku mojemu zaskoczeniu, gdy w Sieci zadałem pytanie o to, co moja banieczka na Twitterze sądzi o przeciekach, wielu ich broniło jako czegoś ciekawego i pożądanego. Do pewnego stopnia jestem w stanie się zgodzić. Gdy wyciekają informacje o tym, co firmy albo ich CEO mają za uszami, to sam lubię o tym wiedzieć. Natomiast wcześniejsze udostępnienie grafik, informacji czy nawet fragmentów rozgrywki nigdy mnie nie bawiło. Widzę natomiast, że wielu się ze mną nie zgodzi.

Jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie

Grafika z GTAV. Cztery postacie. Czarnoskóry mężczyzna w białym garniturze, na biurku pełno banknotów i pistolet. Biała kobieta w kamizelce kuloodpornej z karabinem i ochroną słuchu. Długowłosy mężczyzna w szykownej marynarce siedzący obok stołu, na którym chłodzi się szampan w wiaderku z lodem. Motocyklistka w skórzanej kurtce siedząca na motocyklu, w jednej ręce trzyma pistolet, w drugiej ma kastet.

Choćby wielki wyciek dotyczący GTA 6. Wydawało mi się, że to tylko i wyłącznie negatywna sytuacja. Nie dość, że doszło do włamania i ktoś zwyczajnie wykradł masę danych, to jeszcze większość z tego, co ujrzało światło dzienne – a przynajmniej to, co sam widziałem – pochodziło ze wczesnych etapów prac. Czytałem potem opinie o tym, że gra wygląda strasznie. Pisano, że tytuły sprzed dwóch generacji prezentowały się lepiej, i w ogóle co to za szajs nam Rockstar chce wcisnąć. Są natomiast gracze, których ten wyciek ucieszył. Dla nich było to potwierdzenie tego, że prace nad grą jednak trwają i nie jesteśmy skazani tylko na wieczne aktualizacje do GTA Online.

Podobnie polaryzujący był wyciek scenariusza The Last of Us Part II. Dla jednych udostępnienie całej fabuły gry było ciosem poniżej pasa, który całkowicie ugasił ekscytację nadchodzącym tytułem. Dla innych był to tani sposób, aby uniknąć rozczarowania gotowym produktem. Zresztą, do dziś widać pewien rozstrzał pomiędzy krytykami, których oceny gry rzadko odbiegają od najwyższych możliwych, a opiniami graczy, którzy skutecznie obniżają średnią ocenę gry. Oczywiście, nie wszystko to zasługa wycieku scenariusza. Jest tutaj także i miejsce na klasyczny seksizm i homofobię, jeśli zajrzy się odpowiednio głęboko. Niemniej, różnice w zdaniach są kolosalne i ciężko je zignorować.

Po co w ogóle robić przecieki?

Zdjęcie czarnego iPhone'a, na którym wyróżnione są ikony od aplikacji Instagrama, Facebooka i Twittera.

Świat jest tak zbudowany, że mało co jest jednoznacznie białe lub czarne. Dlatego nie jest tak łatwo oceniać mi powody wycieków. Z zasady jednak sytuacje, w których przecieki są wynikiem włamań czy kradzieży uważam za złe. Zwłaszcza, gdy później dochodzi do szantażu czy żądań okupu. Czasami zaś okazuje się, że to sfrustrowani bądź skrzywdzeni pracownicy wynoszą niektóre informacje i ciężko tutaj o jednoznaczną ocenę moralną takich zachowań. Z jednej strony można ich zrozumieć, a z drugiej to mimo wszystko wciąż bardzo nieczyste zagranie. Niemniej jako osoba niejako postronna nie chciałbym oberwać rykoszetem, a ujawnienie niektórych informacji czasami właśnie tak odczuwam. Robię swoje, nie wtykam nosa w nieswoje sprawy, a tu nagle bum, cały internet aż kipi od nowej informacji, którą niekoniecznie chciałbym poznać w takiej formie.

Jeszcze inaczej jest, gdy za wycieki odpowiadają sami twórcy, a robią to w celu wywołania szumu wokół swojej pracy. Zazwyczaj nie da się bezsprzecznie ustalić, czy to faktycznie ich własna zasługa i postawili po prostu na tańszą opcję z wachlarza marketingowych zagrywek. Na pewno jest to jakiś sposób na wywołanie szumu dookoła tytułu. Mimo wszystko wolałbym, żeby gry dostawały pełnoprawne, oficjalne zapowiedzi, najlepiej z odpowiednią pompą i oprawą. Z reguły nie lubię wierzyć plotkom, póki nie dostaną one oficjalnego potwierdzenia. Wtedy takie przecieki, przynajmniej w moim przypadku, nie tyle generują zaangażowanie i ekscytację, a raczej poczucie zirytowania. Od teraz z tyłu głowy będę miał głosik, który będzie powtarzał, że przecież już wiem, co wyciekło. Obok jednak nieustannie będzie przekrzykiwał go drugi głos, poddający to wszystko w wątpliwość. A ja nie lubię zbyt wielu głosów w swojej głowie, choć przyznaję, że bez nich czasami bywa tam pusto.

Czy gry cierpią przez przecieki?

Oczywiście, to wszystko to moja prywatna perspektywa. Nie lubię przecieków, plotek i nieoficjalnych informacji, ale wielu z nas i Was wręcz przeciwnie, cieszy się z nowych informacji i nimi ekscytuje. Nie widzę w tym nic złego. Pytanie, czy takie sytuacje nie odbijają się jednak negatywnie na sprzedaży gier? Niestety, nie wydaje mi się, aby dało się to miarodajnie sprawdzić. Szybka konsultacja z Google Trends wprawdzie pokazuje, że w okolicach wycieków zainteresowanie grami rośnie, ale bardzo szybko wraca do podobnego poziomu, co wcześniej. Podejrzewam jednak, że w większości przypadków nie wpływa to szczególnie mocno na zyski z gier.

Kilka przykładów

TLoU2 pobiło rekord sprzedaży gier Sony na tamten moment i w ciągu weekendu sprzedało się w ponad 4 milionach kopii, więc raczej na wycieku scenariusza nie ucierpiało. Fallout 4, o którym informacje wyciekły na długo przed oficjalną zapowiedzią, to najlepiej sprzedająca się część serii. Kingdom Hearts 3 tydzień po premierze stało się najszybciej sprzedającą się grą z serii, a niedługo przed premierą w Internecie można było znaleźć grywalną wersję, co udowadniały udostępniane gameplaye. Nie wiem, czy Ubisoft wypuścił jakąkolwiek grę spod szyldu Assassin’s Creed, o której informacje nie wyciekły by przed ogłoszeniem prac. Natomiast to chyba najbardziej dochodowa seria francuskiej firmy! Spodziewam się także, że GTA 6 również pobije kolejny rekord. Można spokojnie tak założyć, patrząc na to, że GTA V zarobiło niemalże wszystkie pieniądze na świecie.

Natomiast są to wielkie tytuły, z ogromnymi budżetami, wielkim zapleczem marketingowym i ogólnie mają one doskonałe warunki do sprzedaży. Gorzej, jeżeli chodzi o mniejsze tytuły od twórców, których kieszenie nie są bez dna, choć dokopać się do konkretnych danych jest bardzo ciężko. Myślę jednak, że one generują też odpowiednio mniejsze emocje i docierają do węższego grona odbiorców. Szczerze mam nadzieję, że wszelkie przecieki wyjdą im tylko na dobre, bo żal byłoby mi pracy tych wszystkich ludzi, która inaczej poszłaby na marne przez taką głupotę. Obawiam się jednak, że nawet w takich przypadkach morale pracowników także dostaje mocno po tyłku. Zwykle wszyscy skupiają się na samych grach i jej wynikach, a przecież za nimi stoi cała masa ludzi. Takie przecieki i wykradzione informacje na pewno nie mają dobrego wpływu na atmosferę w pracy.

Przcieki to potężny cios dla morale pracowników

Przywieszona na ścianie tabliczka z napisem How was your day, a pod spodem 10-cio punktowa skala od zielonej, uśmiechniętej buźki do czerwonej smutnej.

Tak było chociażby w przypadku ekipy Blizzarda pracującej nad Starcraft II. Gdy wyciekły informacje dotyczące zakończenia Heart of the Swarm, morale w ekipie mocno ucierpiało. Później okazało się, że zawiniły zwykłe problemy z komunikacją. Nie było to wcale złośliwe działanie żadnej osoby zaangażowanej w projekt. Ale gdy jakiś czas później nie wiadomo skąd z zaskakującą trafnością wyciekały zapowiedzi nowych postaci do Heroes of the Storm, ekipa czuła się zdradzona. Ktoś z bardzo wąskiego i, zdawałoby się, zaufanego grona, wypuszczał informacje na zewnątrz. Według zeznania jednego z pracowników odbierało to wszystkim ochotę do pracy.

To nie są warunki, w których można się skupić i pracować. A o tym też musimy pamiętać, że w takich sytuacjach to właśnie szeregowi pracownicy najczęściej dostają po tyłkach. Jasne, wielkie firmy mogą na przeciekach stracić trochę kasy, ale CEO tego nie odczują. Za to twórcy: programiści, artyści i wszyscy inni zaangażowani w projekty ludzie, oni na pewno ucierpią. Nie wydaje mi się, by niepewna, mogąca się okazać ściemą informacja była warta takiej ceny. Staram się unikać wycieków i plotek, a tym bardziej staram się ich nie podawać dalej i robić niepotrzebnego zamieszania. Owszem, robię to głównie z własnej niechęci do nich, ale także dlatego, że zależy mi na pracy ludzi, którzy oddali cząstkę siebie pracując nad grami. Wolę poczekać na oficjalną informację i mieć pewność, że to nie ściema jakiegoś trolla, który szuka uwagi w Internecie.

Zdjęcia:

Avatar photo
Czołem, na imię mam Kamil! Kocham gry miłością bez wzajemności, ale staram się nie brać ich za bardzo na poważnie. Najlepiej czuję się w taktycznych strzelankach, ale chętnie próbuję wszystkiego, co się da. Odkąd tylko pamiętam, zawsze chciałem pisać o grach, a tutaj mogę nareszcie spełniać to marzenie.
Scroll to top