Elex II – recenzja (PC). Piranio, opamiętaj się!

Mam swoją wizję tego, jak wygląda proces produkcyjny w Piranha Bytes. Ekipa zabiera cały budżet i idzie do pobliskiego pubu rozprawiać o pomysłach na najnowszą grę. Gdy kończą swoje dywagacje, okazuje się, że w sakiewce niewiele już zostało. Za ostanie złote monety kupują więc ogromnego dębowego pniaka i wtedy właśnie pada magiczne – no dobra chłopaki, to teraz rzeźbimy!

Pierwszy Elex przyjął się zaskakująco dobrze. Gracze przymknęli oko na niedopracowania, a wielu finalnie stwierdziło, że w sumie bawili się całkiem dobrze. Tym samym dali niemieckiemu studiu kredyt zaufania w nadziei, że kolejna odsłona okaże się lepsza. Nie pierwszy raz daliśmy się w taki sposób nabrać. I jasne, można bronić tutaj twórców, że to ich styl i są wierni swoim korzeniom, ale proszę, miejmy umiar. Dla Piranha Bytes czas zatrzymał się w miejscu, a tego na jak wielu płaszczyznach zawodzi Elex II, nie można obronić hashtagiem #oldschool.

Fabularne tłuczone kartofle

Magalan ponownie staje w obliczu wielkiego zagrożenia. Planeta zostaje najechana przez siły obcej, wysokorozwiniętej cywilizacji. Ponadto zaraza, którą rozprzestrzeniają intruzi szybko infekuje lokalną faunę, co sprawia, że miejscowe bestie zaczynają się przeobrażać w jeszcze potężniejsze monstra. Jedna z takich kreatur rani głównego bohatera – Jaxa, którego doskonale pamiętamy z pierwszej części. Na skutek obrażeń wybawca Magalana traci siły i sprzęt, bo i jakżeby inaczej. Osłabiony Jax wraca do swojej roli, by po raz kolejny uratować ludzkość.

Dość tradycyjnie Elex II wita nas paskudnym intro, po czym wrzuca zupełnie bezbronnych do niebezpiecznego świata. Radzić musimy sobie sami, a kto się z grami Piranha Bytes zna, ten doskonale wie, jak wygląda proces wprowadzenia do gry. Ciachamy kulawe potwory, zbieramy szmelc, robimy za chłopca na posyłki, uczymy się kolejnych umiejętności, dołączamy do jednego z obozów itp., itd. Wszystko prezentuje się dość standardowo i gameplayowo początek naprawdę nie jest zły. Dzięki gotikowemu klimatowi szybko poczujemy się tutaj jak w domu.

Śmiech przez łzy

To, co dzieje się w warstwie fabularnej to już zupełnie inna sprawa. Będąc dziecinnie szczerym, przez pierwsze kilka godzin nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Scenariusz, postacie, dialogi, cutscenki, dubbing, to wszystko w połączeniu z wiekową oprawą graficzną sprawiło, że nie mogłem traktować Elex II poważnie. Nie wiem, może ekipa Piranha Bytes nie gra w produkcje konkurencji, może nie obserwują, jak rozwija się rynek. Naprawdę nie wiem, w jaki sposób można by usprawiedliwić, to co zobaczyłem w Elex II. Droga Piranio, czas na zmiany! Świat ruszył do przodu i już nawet z czystej przyzwoitości względem odbiorców nie wypada, żeby Wasze gry były tak toporne.

Mizerność głównego wątku fabularnego będzie widoczna aż do końca historii. Niestety, im dalej w las, tym gorzej będziemy to znosić. Głównie za sprawą tego, że w pierwszej części gry sytuację ratują zadania poboczne i eksploracja świata. W dalszych rozdziałach będziemy wyłącznie podróżować od znacznika do znacznika, a gra wymusi na nas ciągłe powtarzanie tych samych aktywności. Końcówka gry to istna droga przez mękę. Najwidoczniej twórcom zabrakło pomysłów, by zaangażować gracza w zabawę w sposób inny niż poprzez zadania w stylu – zabij 20 potworów.

Drobnostka na otarcie łez

Najprzyjemniejszy jest pierwszy rozdział, w którym rzucimy się w wir questów pobocznych. Trafiają się naprawdę dobrze napisanie smaczki. Jako przykład mogę podać zadanie, w którym pomagamy rozwiązać sprawę trójce rezolutnych dzieciaków z zacięciem detektywistycznym. Elex II ma jednak problem z dozowaniem zawartości. Z początku zasypie nas wszystkim do tego stopnia, że ciężko będzie to upchać w dzienniku, a później nie ma do zaoferowania nic poza mocniejszymi potworami. Słabo zrealizowane zostały również zadania otrzymywane od najbliższych towarzyszy. Przypisane im questy to najprostsze wypełniacze czasu, których wykonywanie można traktować jak przykry obowiązek.

Niektóre pomysły w projekcie świata można uznać za ciekawe. Widać, że Piranie miały kilka ciekawych pomysłów. Intrygować może chociażby obóz wierzących w oczyszczającą moc śmierci Morkonów lub podejście Albów do mocy Elexu. Biorąc jednak pod uwagę całokształt, Elex II nie zdaje egzaminu na dobre RPG. Pamiętajmy też o tym, by do fabuły, jak i samego uniwersum podchodzić z przymrużeniem oka. W Elex II próżno szukać sensu i logiki, a całość wydaje się być zlepkiem pomysłów grupy o zupełnie różnych gustach i poczuciu stylistyki.

Jakość > ilość

To, że Elex II zawodzi jako RPG udowadnia również reszta kluczowych dla gatunku mechanik. Aspekty takie jak system walki, rozwój postaci czy ekonomia sprawiają wrażenie wykonanych na kolanie, po linii najmniejszego oporu. I jeśli produkcja Piranha Bytes byłaby krótsza, a świat gry mniejszy, to może udałoby się to sprytnie ukryć. W takim tasiemcu wszystko szybko wychodzi jednak na jaw.

W systemie walki nie ma żadnego wyróżniającego się elementu. Machamy orężem niczym cepem, od czasu do czasu wykonując uniki. Używanie broni dystansowej wypada jeszcze gorzej w swojej efektowności. Jeśli chodzi zaś o efektywność, to łuki i strzelby sprawdzają się zdecydowanie lepiej, gdyż zadają więcej obrażeń. Szczególnie gdy skorzystamy z prostej sztuczki i zamiast przeładowywać broń palną – co chwilę trwa – zwyczajnie ją schowamy i wyciągniemy z powrotem. Wtedy magazynek automatycznie uzupełnia się w ciągu sekundy.

Dobre pomysły to nie wszystko

Sytuację mogłyby uratować podniebne starcia, w których możemy wziąć udział za sprawą jet packa. Jax ma go na wyposażeniu już od samego początku gry. Niestety i ten element został wykonany podobnie, jak większość zawartości, czyli po prostu nijako. Muszę przyznać, że z pojedynków nie czerpałem żadnej frajdy, a w późniejszych etapach robiłem wszystko, by ich unikać. Nie przyłożono wagi do projektów przeciwników i nawet pomimo tego, że typów monstrów jest sporo, to z wszystkimi walczy się w taki sam sposób.

Częściowo winę za to ponosi system rozwoju postaci. W obranej przeze mnie ścieżce wojownika, wraz ze zdobywaniem kolejnych poziomów doświadczenia, nie działo się nic szczególnego. Brakowało mi ciekawych zdolności mogących w interesujący sposób wpłynąć na jakość rozgrywki. Wszystko sprowadzało się wyłącznie do zadawania coraz większych obrażeń i otrzymywania mniejszych. Nawet przypisywanie punktów atrybutów zostało zrobione bez szczególnego zaangażowania. Cechy, w które inwestujemy drożeją tak szybko, że ich dalsze wzmacnianie jest bezcelowe. W Elex II nie czuć, że wraz z kolejnymi godzinami robimy postępy w kreacji naszego bohatera.

Od strony technicznej

Stan techniczny Elex II pozostawia wiele do życzenia. Wspominałem już o tym, że gra wygląda po prostu brzydko. Do tego dochodzą ogromne problemy z optymalizacją i doczytywaniem tekstur. Zdarzają się sytuacje w trakcie dialogów, w których rozmówcy zgubi się głowa, a w osadach potrafią znikać całe budynki. Dubbing jest klasycznie drewniany, a aktorzy brzmią tak, jakby nie byli poinformowani o wydarzeniach ze scenariusza. Ponadto poziom głośności dźwięku jest bardzo nierówny.

I jeszcze te nieszczęsne przerywniki filmowe, które wywołują w człowieku odruch zażenowania. Gry niezależne już nie raz udowodniły, że sprytnymi sztuczkami bez problemu da się ominąć braki budżetowe i zaprezentować fabułę w interesujący, często bardzo klimatyczny sposób. W Piranha Bytes nie potrafili jednak wpaść na nic bardziej kreatywnego niż kilka klatek stworzonych na silniku gry.

Ja wysiadam!

Wszystko, co złe w Elex II można spróbować usprawiedliwić tym, że to gra od Piranha Bytes i tak właśnie ma być. Dla mnie czara goryczy się jednak przelała i nie mam zamiaru wypowiadać się pozytywnie o tytule, który zawodzi pod tak wieloma względami. W ubiegłym roku skończyłem ponad sto różnorodnych produkcji. Przy lwiej części z nich bawiłem się świetnie. W jednych dzięki oryginalnemu pomysłowi na rozgrywkę, w innych dzięki solidnemu wykonaniu dobrze znanych mechanik. Elex II nie oferuje ani jednego, ani drugiego. Gra jest zwyczajnie przeciętna i nie warto angażować się w nią na tyle godzin.

Gameplay

Za dostarczenie gry dziękujemy firmie Koch Media.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Gdzie kupić?


Avatar photo
Gram więcej niż przewidują normy, konwencje i granice dobrego smaku. Chętnie dzielę się swoimi spostrzeżeniami, czemu daję upust w recenzjach. Gotów do zmierzenia się z każdym tytułem, niezależnie od gatunku, wieku czy klasy. Najbliżej giereczkowego serca trzymam jednak gry niezależne, spośród których staram się wyławiać ukryte perełki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Scroll to top