W zeszłym roku na PC pojawiło się Severed Steel i… zupełnie mnie ta premiera ominęła. Niby nic w tym dziwnego, w końcu na Steam w 2021 pojawiło się 10,696 gier, nawet najpilniejszy gracz nie jest w stanie być na bieżąco z nimi wszystkimi. Jednak trochę tego żałuję. Widzicie, w drugiej połowie lipca to dziecko Greylock Studio otrzymało swoją premierę na konsole. Po bliższym kontakcie z tym tytułem ogromnie mi żal, że już od roku mogłem ogrywać Severed Steel wzdłuż i wszerz, a jednak tego nie robiłem. Gdybym zaczął rok temu, być może teraz już bym wyszedł z okresu obsesji. Zaprawdę, wierzcie mi: nie zagrać w ten tytuł to ogromny błąd. Błąd, na który żaden gracz miłujący się w dynamicznych FPSach nie może sobie pozwolić!
Zimna Stal
Cholernie ciężko jest opisać krótko, czym jest Severed Steel. W najprostszym ujęciu to dynamiczna strzelanka z perspektywy pierwszej osoby. Nie, ten opis nie oddaje nawet ułamka rzeczywistości. To połączenie cyberpunkowego świata, strzelania przypominającego mi trochę SUPERHOT, akrobacji rodem z Titanfalla i całkowicie zniszczalnego otoczenia jak z Red Faction. Do tego sama walka wygląda jak nieślubne dziecko scen akcji z Matrixa i Johna Wicka. Grafika jest niesamowicie stylowa i unikalna, a całość oprószona jest wpadającą w ucho elektroniczną ścieżką dźwiękową. To bezapelacyjnie najbardziej cool produkcja w jaką grałem w ostatnim czasie. Uważam, że gry mają przede wszystkim sprawiać przyjemność i w tej roli Severed Steel bezapelacyjnie się sprawdza.
Początek może sprawiać odrobinę problemów zanim gracz w pełni zrozumie zasady, na jakich opiera się tutaj rozgrywka. Nie da się bowiem grać w to jak w przeciętnego FPSa. Kluczowym jest użycie akrobacji takich jak skoki, wślizgi, bieganie po ścianie czy rzucanie się na glebę niczym Max Payne. Wtedy – i tylko wtedy – nasza bohaterka jest niewrażliwa na wrogie ataki. I choć na większości poziomów trudności pojedyncza zabłąkana kula nie zmusi nas do powtórki etapu, lepszą taktyką będzie unikanie wrogich pocisków. Za zabicie przeciwnika możemy odzyskać fragment zdrowia, a przede wszystkim zyskujemy odrobinę cennego bullet time’u. Gdyby nie on, należałoby wykazać się nadludzkim refleksem, aby trafić kogokolwiek nawet granatnikiem. Tempo, w jakim będziemy się poruszać, jest karkołomne. Na szczęście podczas wykonywania akrobacji możemy korzystać ze spowolnienia do woli, dzięki czemu nie jest aż tak trudno.
Hartowana Stal
Jest jeszcze jeden mały, ale ważny haczyk. Nasza postać, czego dowiadujemy się w rysunkowych i minimalistycznych przerywnikach, nie ma lewej ręki. Szkopuł ten sprawia, że nie może ona przeładowywać żadnej broni, z której korzysta. Wymusza to na nas trochę bardziej kreatywne podejście. Musimy zbierać broń z pokonanych przeciwników, wytrącić broń jeszcze żywym wrogom, albo nawet wyciągnąć ich zapasową klamkę z kabury. Wszystkie chwyty dozwolone! Po kilku krótkich etapach dostajemy jednak coś, co nam odrobinę tę niedogodność rekompensuje: ręczną armatę montowaną na brakującej dłoni. Dzięki niej możemy przebijać się przez powierzchnie pionowe i płaskie, a także eliminować przeciwników, gdy mamy ochotę na mniej subtelne rozwiązania.
Zdaję sobie sprawę, że suche opisanie tego na papierze może nie brzmieć ani jasno, ani zachęcająco. Uwierzcie mi zatem, że w praktyce jest to niesamowicie genialne! Jaka inna gra pozwoli Wam kopnąć drzwi prosto w twarz przeciwnika, w locie złapać jego pistolet i trafić go w głowę w trakcie salta, które przechodzi w płynny ślizg, wypalić dziurę w ścianie, przeskoczyć do sąsiedniego budynku i wpadając przez szybę rozprawić się w dwie sekundy z pokojem pełnym strażników?! A to nawet nie jest najfajniejsza kombinacja, jaką Wam się uda tu wykonać, bo możliwości jest pełno. Zwłaszcza, że będziemy mogli skorzystać z ponad dwudziestu różnych rodzajów pistoletów, pistoletów maszynowych, strzelb, karabinów szturmowych czy snajperskich, a także granatników, miotaczy płomieni czy wspomnianej wcześniej ręcznej armaty.
Odcięta stal
Gameplay to jest zdecydowanie najsilniejsza strona Severed Steel. Ucieszycie się zapewne, gdy dodam, że nie jest to jedyna mocna strona tej gry. Wizualnie powaliła mnie na łopatki, gdyż świat będąc jednocześnie dość minimalistycznym, jest także pełen jaskrawych kolorów i pięknych animacji. Nie da się ukryć, że graficznie to bardzo unikalna gra, co na pewno nie będzie odpowiadało każdemu graczowi. Natomiast ja zakochałem się w tej stylistyce bez pamięci. Na pochwałę zasługuje także interfejs użytkownika. Zawiera wszystkie istotne informacje, takie jak cel misji, licznik amunicji, czy poziom zdrowia, jest bardzo czytelny, a jednocześnie nienachalny. Zupełnie nie przeszkadza ani nie zasłania niczego ważnego, co przy nieustannym chaosie, jaki nas otacza w trakcie gry jest nie lada osiągnięciem.
Dużo ciepłych słów mogę też dodać na temat ścieżki dźwiękowej. Nie jestem żadnym melomanem, to prawda, a na co dzień słucham zupełnie innego rodzaju muzyki, niż mroczna i ciężka elektronika. Jednak jest coś w tym soundtracku takiego, że bez niego ta gra zdecydowanie nie byłaby taka hipnotyzująca. Nie wiem, czy to dźwięki, które mogłyby mi towarzyszyć w moim zwykłym życiu i raczej nie odpalę jej w samochodzie do podróży, ale nie wyobrażam sobie, żeby jej miejsce w grze mogło zająć coś innego. Jest ona świetnie dopasowana do klimatu gry i świetnie komponuje się z jej stylem wizualnym. Świetnym rozwiązaniem jest także to, że otwierając w trakcie gry menu otrzymujemy informację o nazwie tytułu, który nam przygrywa. W razie konieczności możemy go nawet zmienić!
Zaostrzona stal
Zasmucić muszę tych, którzy od gry obok doskonałej rozgrywki oczekują również angażującej historii. Niestety, tej tutaj ze świecą szukać. Nie no, jest jakaś historia, ale jest ona przekazywana przez nieliczne statyczne i monochromatyczne szkice. Żadnych dialogów, narracji, napisów, nic. Z całej historii zrozumiałem tyle, że zła korporacja robiła na dziewczynie eksperymenty, odcięła jej dłoń, a teraz dziewczyna próbuje uciec. I to tyle. Nie wiem, może jest tam jakaś głębsza historia, ale ja jej nie odkryłem. Przyznam też, że nawet specjalnie się o to nie starałem. Kocham dobrą fabułę tak jak każdy, ale tutaj jej brak w ogóle mi nie wadził. Nawet dobrze, że jest ona tak znikoma, bo dzięki temu nic nie odrywało mnie od strzelania i akrobacji.
Gra doskonale rozwiązała także sprawę z poziomami trudności. Jest ich pięć, ale nie różnią się tylko zadawanymi przez nas i przeciwników obrażeniami, jak to w wielu grach bywa. Na najprostszym poziomie mamy nieograniczony bullet time, a każda broń, którą podnosimy, ma pełen magazynek, przeciwników z kolei jest jakby nieco mniej. Na drugim poziomie wrogowie nie reagują tak szybko, jak by mogli, a nasze zdrowie z czasem się regeneruje. Dodatkowo po otrzymaniu obrażeń przez krótką chwilę jesteśmy niewrażliwi na kolejne strzały. Domyślny poziom trudności sprawia, że gramy tak, jak zaplanowali sobie twórcy. Poziom wyżej przeciwnicy zadają dużo większe obrażenia, a na najwyższym nie możemy nikomu dać się trafić ani razu, inaczej kaplica. Daje to naprawdę duże pole do manewru, aby znaleźć rozwiązanie w sam raz dla siebie niezależnie od tego, czy jesteśmy starymi wyjadaczami czy też refleksu moglibyśmy pozazdrościć ślimakowi. Dodatkowo trudność możemy dostosować w dowolnym momencie gry!
Stopiona stal
Aby ukończyć kampanię gry na domyślnym poziomie trudności potrzebowałem niespełna pięciu godzin. Z jednej strony, to bardzo mało. Z drugiej było to pięć godzin wypełnionych adrenaliną i rozrywką aż po same brzegi. Przez wzgląd na intensywność doznań nie byłbym w stanie przejść tej gry na jedno-dwa posiedzenia. Musiałem sobie ją dawkować. Dwa, może trzy kwadranse to była odpowiednia porcja jak na mnie i przy próbie dłuższego grania nieustanna konieczność skupiania się i działania jak najbardziej precyzyjnie bardzo mnie męczyła. Świetnie sprawdzała się za to w roli zapychacza na piętnaście minut, kiedy to nie byłoby sensu odpalać bardziej angażującego tytułu. Dzięki temu mimo krótkiego czasu sama gra starczyła mi na kilka wieczorów, podczas których bawiłem się wyśmienicie.
Jak to się ma do wstępu, w którym płakałem, że mi ciągle mało? Ano tak, że po przejściu kampanii tak naprawdę nie kończymy jeszcze gry. Możemy skorzystać z New Game +, gdzie nie dość, że już od początku mamy swoją ręczną armatę, to jeszcze przeciwników jest więcej, przez co starcia są jeszcze bardziej intensywne. Twórcy dali nam też tryb wyzwań. Możemy grać na każdej mapie z kampanii, każda z nich ma swoje (zwykle proste) wyzwania, a możemy też stosować dodatkowe modyfikatory, których jest cała masa. Wielkie głowy, więcej przeciwników, podłoga to lawa, efekt paintballowy, ograniczony bullet time… Jest w czym wybierać, a przez to każda gra wygląda nieco inaczej. Podejrzewam więc, że będę do tego tytułu wracał jeszcze długo po napisaniu tej recenzji. Niestety, w wersji na konsole nie ma dostępu do edytora poziomów, którym mogą się cieszyć posiadacze gier na Steam.
W ogólnym rozrachunku warto spróbować swoich sił w Severed Steel. Gra nie jest droga, oferuje doskonałą rozrywkę, a wersja konsolowa działała na moim Xbox Series X bez większych zarzutów. Dosłownie kilka razy gra zawiesiła się na ułamek sekundy i to jedyny problem, jaki miałem z tą grą. No, poza tym, że czuję się od niej uzależniony, ale to w zasadzie powinno świadczyć na plus. Gorąco polecam każdemu fanowi FPSów, któremu dynamika nie jest straszna. Wątpię, byście się zawiedli.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.