Risen – recenzja (Switch). Nie taki straszny ten Gothic

Risen gra dla fanów Gothica

Gothic to dla wielu graczy dzieło kultowe. Osobiście nie cierpię tego tytułu. Stanowi dla mnie pewien wyznacznik tego, czego nienawidzę w komputerowych grach RPG. Męczące sterowanie, niepotrzebne przedłużenie rozgrywki, czy też mało intuicyjny interfejs. Mam nawet swoją teorię, że nigdy nie zdobyłby swojej popularności, gdyby nie pełna polska lokalizacja oraz fakt, że w pewnym momencie była ona dodawana do każdej możliwej gazety. A jak się z Risenem?

Moja niechęć do produkcji Piranha Bytes była na tyle duża, że przeszedłem kultowe Gothic oraz Gothic 2, aby mieć pełne prawo do punktowania i mówienia, co w mi w nich przeszkadza. Risen, wydany niedawno na konsole Nintendo Switch, miał być kolejnym elementem mojej krucjaty. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, tak się jednak nie stało.

Nie jeden z nas miał taki poranek jak bohater Risen
Nie jeden z nas miał taki poranek jak bohater Risen

Risen jest inny

Sam nie wiem, ale od początku Risen wydał mi się dużo bardziej interesujący i ciekawy. Schemat to dalej to, z czego Piranha Bytes słynie, czyli specyficzny komputerowy RPG z dużym nastawieniem na frakcje. Ponownie wcielamy się w bezimiennego bohatera, który rozbija się o brzeg nieznanej wyspy.

Pierwsze, co w nas uderza, to ogromna wręcz brzydota. Tak, wiem, że Risen pierwotnie wyszedł w 2009 roku i jak na tamte czasy prezentował się całkiem nieźle. Niestety, wersja na Nintendo Switch w żaden sposób nie łagodzi tego problemu. Trochę szkoda, bo mimo specyfikacji sprzętu, na pewno dało się coś tutaj poprawić i upiększyć. W ten sposób ciężko powiedzieć coś pochlebnego o warstwie wizualnej.

Grając w formie przenośnej widoczne są ząbki na obiektach, zdradzające niską rozdzielczość, a spadki płynności nie powodują pozytywnych doznaniań. Nie są to jednak wielkie bolączki i tytuł potrafi dać wiele frajdy, czego sam jestem przykładem. Dobrze natomiast, że Risen nadrbia czymś innym. Klimatem. Zainteresował mnie świat i toczący się w tle konflikt bandytów z inkwizycją.

Postaci nie grzeszą urodą. Ten pan to strażnik miejski
Postaci nie grzeszą urodą. Ten pan to strażnik miejski

To dalej Gothic

Wszystko, za co fani tak pokochali Gothica, jest tutaj obecne. Będąc czepialskim powiedziałbym, że jeśli chcemy wyszkolić się w jakiejś umiejętności musimy znaleźć nauczyciela, co jest strasznie upierdliwe. Na początku wszystko jest dla nas zagrożeniem i bardzo łatwo jest zginąć, przez co próg wejścia i początkowa frustracją są dość wysokie. Jednak im dalej, tym lepiej. Risen jest dość brutalny i niegościnny, i musimy nauczyć się, jak egzystować w jego ramach na wiele różnych sposobów.

Tytuł nie traktuje nas jak idioty, co uznaję za duży plus. Wymaga natomiast od nas zaangażowania i nieco wkręcenia się w ten niegodziwy świat, pełen niebezpiecznych potworów i bandytów. Odkrywanie wyspy Faranga potrafi zająć naprawdę sporo czasu, ale nie czuć, że ta to jedna wielka wydmuszka. Treści tu nie brakuje, jak i samych przygód.

Brudno, szaro i brzydko. Prawie jak w Polsce
Brudno, szaro i brzydko. Prawie jak w Polsce

Dalej trochę drewno

Niestety, sięgając po ten tytuł trzeba mieć na uwadzę, że nie jest to dzisiejsza produkcja. Co więcej, z racji swojego wieku jest to coś bardzo topornego. Walka jest prosta i mało angażująca. Sterowanie na kontrolerze zostało przeniesione całkiem dobrze i muszę przyznać, że przyjemnie mi się w ten sposób obcowało z Risen. Tylko to poruszanie się po menu ekwipunku, pozostawia według mnie trochę do życzenia.

Wspomniałem, że grafika nie zachwyca. To samo można powiedzieć o animacji postaci i samych NPC, ale taki chyba już urok gier od Piranha Bytes. Tam, gdzie brak szczegółów, oprawa nadrabia klimatem i muzyką. Głosy postaci mogłyby być lepsze, ale całość pozostawia pozytywny wydźwięk. Szczególnie muzyka dodaje odpowiedniego nastroju przygody i pobudza do odkrywania. Aż chce się iść w nieznane i szukać wrażeń, nawet jeżeli rezultat naszych „zabaw” okaże się porażką.

Podsumowanie

Risen nie jest złą grą. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że to najlepsze, w co możemy zagrać od Piranha Bytes. Tym bardziej, że to jedyny ich tytuł, który szczerze polubiłem. Niby trochę drewniany i mocno trąci myszką, ale dalej można się przy nim świetnie bawić, o ile taka formuła zabawy nam odpowiada. Wiadomo, pewne aspekty należe zaakceptować i wtedy jest już bardzo przyjemnie. Miła niespodzianka, dla kogoś takiego, jak ja.

Za dostarczenie gry dziękujemy firmie PLAION Polska.
Udostępnienie kodu w żaden sposób nie wpłynęło na wydźwięk powyższej recenzji.

Gdzie kupić?


Avatar photo
Jakub, człowiek, dla którego nigdy nie ma problemu. Próbował już w życiu wszystkiego: aktorstwa, żonglowania, gotowania, pisanie to jego najnowsza pasja, w której ma nadzieje się spełnić. Gra od kiedy pamięta, na początku na komputerze, później głównie na konsolach. Fan nietuzinkowych produkcji z kraju kwitnącej wiśni. Uwielbia wszelkiej maści komiksy o superbohaterach. Zawsze powtarza, że nie liczy klatek woli po prostu grać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Scroll to top