Sakura Agent – recenzja (PC). Dziewczyny kontra kosmiczne ośmiornice

Gra dostępna na:
PC
SWITCH
Sakura Agent - grafika główna

Goła baba. To właśnie ona od lat napędza popkulturę, a i technologię popchnąć w konkretnym kierunku potrafi. Jest to oczywiście olbrzymie uproszczenie, ale nie ulega wątpliwości, że nagość i erotyka się sprzedają. Fajnie jednak, kiedy za wszystkimi tymi piersiami i tyłkami stoi coś więcej, aniżeli tylko pragnienie zarobienia góry zielonych poprzez odwoływanie się do jednej z najbardziej podstawowych ludzkich potrzeb. Studio Winged Cloud ze swoją serią Sakura nie próbuje nawet udawać, że seks zawarty w ich grach to cokolwiek więcej, aniżeli tylko lubieżna „nagroda”. Niby nie ma w tym nic złego, lecz grając w Sakura Agent, czułem, że tytuł ten oferuje niewiele ponadto.

Płytka fabuła, uroczy bohaterowie

Nie, żebym się tego nie spodziewał, bo Winged Cloud nie słynie raczej z głębokich fabularnie produkcji, a i miałem wątpliwą przyjemność przeklikania się przez niemożebnie nudne Sakura Angels. Na całe szczęście Sakura Agent, choć w żadnym wypadku nie może konkurować pod względem opowieści z The Last of Us czy Disco Elysium, wypada zdecydowanie lepiej, choć też nie spodziewajcie się tutaj żadnego objawienia. Trzon historii – walka bezimiennej, tajnej agencji z przybywającymi spoza naszego wymiaru potworami – jest to kompletnie do zapomnienia. Ot, nabazgrany na kolanie zarys fabularny, który sprawia wrażenie nieukończonego. Wszystkie informacje podawane są niesamowicie ogólnikowo, a i brak tu jakiegoś definitywnego zakończenia tej historii.

Sakura Agent - plaża
Żadna szanująca się powieść wizualna nie może obejść się bez wizyty na plaży.

Tym, co mimo wszystko przykuwa do ekranu, jest relacja między Akirą, głównym bohateram, i dwójką jego kobiecych towarzyszek – Kimiko i dopiero zaczynającą pracę w agencji Masumi. O ile sam Akira jest niemożebnym bucem, tak już dziewczyny naprawdę można polubić. Głównie przez ich dziecięcą wręcz naiwność i śmiesznie kontrastującą z ich ubiorem nieśmiałość, aniżeli charakterologiczną głębię. Napisany przez scenarzystów trójkąt miłosny bywa miejscami tak absurdalnie głupi, że zwyczajnie bawi, dzięki czemu zdecydowanie trudniej jest zasnąć przed ekranem.

Chińskie bajki

Nieźle wypada również strona artystyczna gry. Rysunki postaci oraz tła wypadają naprawdę ślicznie, choć mimo wszystko trzeba lubić ten „animcowy” styl. Boli jedynie, że twórcy nie pokusili się o zobrazowanie co bardziej dynamicznych wydarzeń. Nie brak tu bowiem strzelanin czy batalii z hordami potworów, które niestety wyobrazić musimy sobie sami, bo gra opisuje je jedynie słowami, pokazując wówczas wyłącznie klasyczny ekran dialogu. Ciekawsze wizualnie plansze są zarezerwowane dla erotyki. W steamowej, ocenzurowanej wersji ogranicza się ona jedynie do niezbyt skromnych póz i bielizny, ale chętni mogą za darmo pobrać oficjalną aktualizację, która dorzuci do gry nie tylko nagość, ale również sceny seksu. Tak, są macki, bo jakżeby inaczej.

Sakura Agent - Masumi

Dziewczyny kontra kosmiczne ośmiornice

Kiedy przed laty ograłem Sakura Angels, byłem wyjątkowo oburzony, narzekając między innymi na fabularną płytkość i nadmierne „szczucie cycem”. W międzyczasie minęło kilka zim, ja dojrzałem i chyba mimo wszystko zrozumiałem, że nie każdy tytuł musi aspirować do nominacji w The Games Awars lub BAFTA. Nawet na takie Sakura Agent, które jest, powiedzmy sobie szczerze, bardzo płytką produkcją, znajdzie się miejsce w czasie i przestrzeni. Odpaliłem ten tytuł, będąc kompletnie zmęczonym stresami życia codziennego. Nie miałem siły na kolejne kradzieże w GTA, strzelaniny w Wolfensteinie czy na dobrą sprawę cokolwiek innego. Sakura Agent sprawdziła się w tym momencie znakomicie, pozwalając na bezmózgie śledzenie głupiutkiej historyjki z uroczymi, choć abstrakcyjnymi bohaterami. I wiecie co? Bawiłem się całkiem nieźle.


Jeżeli podobał Wam się materiał, to koniecznie dajcie znać na X (dawny Twitter), naszym Discordzie lub Fediverse. Jesteśmy też dostępni w Google News!


Avatar photo
Moim ulubionym kolorem jest zielony, ale akceptuję też niebieski i czerwony. Choć preferuję siedzenie na kanapie, nie wzgardzę nawet taboretem. Staram się bowiem nie ograniczać i grać we wszystko, na wszystkim. Pasję do grania z radością łączę ze swoją drugą miłością – pisaniem.
Scroll to top